W szkole-podróż do przeszłości

W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez AnetusGravolens » Pt, 21 wrz 2018, 19:03

Witajcie!

Pisałam trochę o porażkach, niezrozumieniu i mobbingu w pracy.
Każdy dorosły Aspi był kiedyś małym Aspikiem i gdzieś te początki społecznej udręki miały poczatek.
Jak wspominacie szkołę podstawową i średnią?
Mieliście koleżanki i kolegów?
Samotnie siedzieliście w ławce i staliście pod klasą?
Czy walczyliście ze szkolnymi prześladowcami?
Jakie macie wspomnienia z tamtego okresu?
Czy w wakacje było lepiej?

Wiem wiem dużo pytań...tak sobie dziś siedzę i zastanawiam się kiedy i jak to wszystko się zaczęło?

Pozdrawiam w ten wrześniowy chłodny wieczór
AnetusGravolens
 
Posty: 15
Dołączył(a): Wt, 21 sie 2018, 23:37
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Witek034 » Pt, 21 wrz 2018, 20:04

Szkoła to najgorsze doświadczenie w moim życiu. I właśnie od niej wszystko się zaczęło. No, w sumie może od przedszkola, ale tam jeszcze nie było tak źle. Ogólnie pierwsze kontakty z rówieśnikami nie były dla mnie przyjemne - zwłaszcza tak długie zamknięcie z nimi i niemożliwość ucieczki jak np. z placu zabaw do domu. W przedszkolu jednak bardziej stresowały mnie sytuacje z dorosłymi, np. "groźna" p. dyrektor, która nie zawsze pozwalała wychodzić do ubikacji podczas leżakowania, albo zmuszanie do jedzenia całych posiłków. Akurat miałem jednego bliskiego kolegę podobnego do mnie i drugiego, ciut mniej bliskiego - po prostu miałem z kim się bawić, o dziwo. Na placu zabaw właziliśmy pod taką "rakietę" (rozbudowana drabinka z ostrym zakończeniem u góry) i snuliśmy fantazje o podbijaniu kosmosu, albo kopaliśmy patykami w ziemi, rozważając o przekopywaniu się na drugą stronę kuli ziemskiej:) Ogólnie potrafiłem się o dziwo zintegrować z niektórymi, a inni jakoś specjalnie mi nie dokuczali. Nie powiem, że fajnie wspominam przedszkole, ale gdy teraz wchodzę do jakiegoś szpitala, czy do zakładu pracy, to pewne rzeczy (szatnie, zapach ze stołówek) mi je bardzo przypominają - i nawet miło mi się wtedy robi. Może dzięki temu, że to już nie przymus, a jedynie wspomnienie...

Pierwsze 3 klasy szkoły podstawowej były podobne - tu pomocna okazała się obecność w mojej klasie sąsiadki, z którą tworzyliśmy chyba jedyną szkolną "parę", bo bardzo dobrze się ze sobą czuliśmy i zawsze razem chodziliśmy do szkoły, oficjalnie oczywiście zaprzeczając, że jesteśmy parą - przed sobą nawzajem również. Dużo osób to jednak w ten sposób komentowało:) W ogóle z dziewczynami się świetnie dogadywałem. Chodzi o to, że nie czułem się całkiem sam, więc reszta grupy mogła być dla mnie "tłem" - nie przejmowałem się tymi złośliwymi chłopcami, choć tacy byli. Do tego nauczycielka często mnie chwaliła za pomysłowość, talenty itp. Miałem też kilku kolegów, którzy po lekcjach chodzili do mnie grać na komputerze, więc mieli powód, by mnie lubić, a przynajmniej nie być wobec mnie złośliwymi.

W klasie 4 stworzono u nas tzw. klasę informatyczną, czyli zebrano po kilka (rzekomo najzdolniejszych) osób z każdej klasy i kosztem lekcji fizyki oraz chemii, stworzono "przyszłościową" informatykę, choć rzeczy, których się na niej uczyliśmy, dziś mogłyby służyć w muzeum komputerów. Jednak wtedy zaczęła się dla mnie droga przez mękę - nowe otoczenie, brak choć jednej "bratniej duszy" (był to pomysł rodziców, by mnie do takiej klasy zapisać, ale ja też nie protestowałem... w sumie nie wiem czemu - chyba spodziewałem się, że będzie tak jak do tej pory). Najgorsze były dla mnie lekcje WF - pewnie wiecie jak grupa reaguje na kogoś, przez kogo przegrywa się mecz, który jest prawie tak ważny, jak całe życie. Do tego klasa, która miała być "elitą", okazała się czymś przeciwnym. Chłopaków bawiły głupkowate docinki, nie tylko wobec mnie, ale np. na wycieczkach potrafili wchodzić do sklepów i pytać sprzedawcę "czy ma Pan....." (w miejsce kropek wstawiali jakieś słowo, rzekomo oznaczające męski organ płciowy). A to była 5, czy nawet 6 klasa. I ci sami chłopcy uważali siebie za "dojrzałych" w przeciwieństwie do mnie.

Nie znosiłem szkoły - czasami nawet na siłę wyszukiwałem dolegliwości zdrowotne, by nie iść na zajęcia. W tym wieku przestałem nawet lubić samą naukę, więc i lekcje i przerwy były dla mnie traumą. Na przerwach, gdy klasa siedziała razem, ja spacerowałem po długim holu tam i z powrotem, bo inaczej siedziałbym smutny w miejscu, a inni wpatrzeni byliby we mnie, albo mi dokuczali. W sumie to na 15 chłopaków, większość może nie była jakoś specjalnie mną zainteresowana i traktowała mnie neutralnie - wszystkie dziewczyny również. Także na 34 osoby, było 5 takich, którzy chyba nie mieli swojego życia, bo cała uwagę koncentrowali na mnie, zadając jakieś głupkowate pytania itp. Po prostu wyobraźcie sobie takich 5 "Waldusiów Kiepskich" w jednej klasie i będziecie mieli obraz.

Liceum i studia były znów czymś podobnym do przedszkola i pierwszych 3 lat podstawówki, czyli po prostu "do przeżycia".
Witek034
 
Posty: 3772
Dołączył(a): Wt, 28 lis 2017, 23:04
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Ekran » N, 23 wrz 2018, 10:39

Mnie prześladowali w podstawówce, ale w sumie niezbyt to pamiętam, zawsze tego typu rzeczy wypieram z pamięci. Pod koniec zaczęłam już olewać tych ludzi, a najbardziej namolnej idiotce dałam w ryj i się skończyło. W gimnazjum było już lepiej, bo zrobiłam dobre pierwsze wrażenie i byłam "tą fajną i tajemniczą", ale raczej sama izolowałam się od ludzi. Ogólnie zwiększyła mi się pewność siebie i już nie byłam taką oczywistą ofiarą do prześladowania, dlatego nikt mnie nie tykał. W technikum już totalnie nikt mnie nie znał, bo z nikim nie gadałam od początku. Jedyne co, to ewentualnie komuś pomagałam/ktoś pomagał mi, nic więcej.
Avatar użytkownika
Ekran
 
Posty: 548
Dołączył(a): Wt, 16 sty 2018, 22:40
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez AnetusGravolens » N, 23 wrz 2018, 20:02

Dałaś radę Ekran, super gratuluję! No i w pysk się czasem też należy gdy słowa nie docierają.
AnetusGravolens
 
Posty: 15
Dołączył(a): Wt, 21 sie 2018, 23:37
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez qw321 » N, 23 wrz 2018, 20:15

AnetusGravolens napisał(a):Dałaś radę Ekran, super gratuluję! No i w pysk się czasem też należy gdy słowa nie docierają.


To prawda i czasami trudno mi pojąć dlaczego inni Aspi tego nie rozumieją ;).
Avatar użytkownika
qw321
 
Posty: 4195
Dołączył(a): So, 10 sie 2013, 07:00
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Ekran » N, 23 wrz 2018, 21:24

Ja naprawdę nie popieram przemocy, ale na każdej przerwie ta kretynka podchodziła i zabierała mi książki, nabijała się ze mnie itd. Już wolałam chyba, jak mnie bili, bo przynajmniej z psychiką mi to nic nie robiło. Nabawiłam się przez nią trichotillomani i z mojego wyrywania włosów też się nabijała. Wychowawczyni najpierw mi kazała zgłaszać wszystko, a gdy ją próbowałam zgłosić to powiedziała, że przesadzam i to żarty takie, albo przesłyszało mi się. Więc w końcu jak podeszła znowu mi coś zabrać z tyłu, to nie wytrzymałam i strzeliłam jej pięścią prosto w nos. Wychowawczyni się wykręciłam, że "ojej, ona tak z tyłu do mnie podeszła, zaskoczyła mnie, to niechcący". A dziewczyna już się do mnie nie zbliżała.
Avatar użytkownika
Ekran
 
Posty: 548
Dołączył(a): Wt, 16 sty 2018, 22:40
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez ex-con » Pn, 24 wrz 2018, 08:14

W przedszkolu było całkiem nieźle. Miałem z kim grać w warcaby (chociaż prawie zawsze wygrywałem) i pobiegać (byłem najszybszy i każdy chciał mnie w końcu pokonać). Opiekunek nie lubiłem, bo kłamały, a ja o tym wiedziałem. Czasem sadzały mnie z książką na środku sali i kazały czytać dzieciom bajki, a same szły do sklepu.
W szkole z nauką nie miałem problemów. Miałem kilku kolegów, ale wszystko się skończyło wraz ze szkołą i nie utrzymujemy kontaktów - przeprowadziliśmy się na drugi koniec miasta i kontakty się zerwały. Miałem trochę problemów, ale umiałem się bić i nie pozwoliłem się sprowadzić do roli ofiary. Biłem się nawet ze starszymi od siebie, co zapewniało mi pewną ochronę, Raz jeden chłopak trzy lata starszy dostał ode mnie na oczach całej szkoły i od tej pory dali mi spokój. Kiedyś też biłem się z czterema na raz - jak dwóch dostało plecakiem pełnym książek, to odpuścili.
W liceum obeszło się bez bójek. Znajomości też skończyły się wraz ze szkołą. Kilka nauczycielek mnie nie lubiło, ale miałem wiedzę i nic nie mogły mi zrobić, chociaż się starały.
Zgodnie z zasadą, że jak dobrze się uczy, to będzie reprezentował szkołę/klasę wszędzie, byłem wypychany na wszelkie przedstawienia, akademie i występy. Nienawidzę tego, do tego mam lekką wadę wymowy, ale dopiero w liceum ostro się postawiłem i przestałem brać udział.
Okazało się, że jeśli ja nie zabiegam o utrzymywanie kontaktów, to z drugiej strony nic się nie dzieje. Wakacje zazwyczaj spędzałem sam w domu czytając książki albo u babci, całymi dniami grając w piłkę na boisku z okolicznymi dzieciakami.
Całe życie towarzyszy mi świadomość, że jestem inny i nie przejmowałem się tym, że moje życie towarzyskie jest mocno ograniczone. Dopiero od kilku lat wiem dlaczego.
Wszyscy myślą o sobie. Tylko ja myślę o mnie.
ex-con
 
Posty: 370
Dołączył(a): Pt, 22 sty 2016, 19:06
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Aerrae » Pn, 24 wrz 2018, 12:36

A ja mam takie pytanie: AnetusGravolens, czy istnieje jakieś powód, dla którego Ty wszystkie tematy zamieszczasz w dziale "Komunikaty"? Bo co jak co, ale komunikat to to nie jest...
Aerrae
 
Posty: 2936
Dołączył(a): Pn, 13 lip 2015, 11:29
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez qw321 » Pn, 24 wrz 2018, 19:29

Ja już kiedyś trochę o tym pisałem gdzieś na forum. W szkole nie miałem źle, choć też nie lubiłem do niej chodzić, głównie z powodu ograniczenia wolności. Trzeba było odsiedzieć swoje, dłużyło się i czułem się jak w więzieniu. Co innego by było, gdyby codziennie były 3, może 4 lekcje, ale, cholera 7 lekcji np. to już duże przegięcie. Dużo wagarowałem, choć w podstawówce znacznie mniej niż później. W liceum i gimnazjum prawie codziennie opuszczałem jakieś lekcje z przodu i/lub z tyłu planu zajęć. Zdarzało się, że jeździłem na jedną tylko, jakąś "ważną" lekcję, bo był np. jakiś ważny sprawdzian, albo byłem zagrożony i musiałem poprawiać. Czasem w ogóle nie udało mi się dotrzeć do szkoły. Dla mnie byłoby naprawdę w porządku, gdyby codziennie były te 3 lekcje. Gdy zdarzało się tak, że jakieś lekcje zostały odwołane i zostały tylko 3, miałem wtedy zupełnie inne nastawienie psychiczne, tym bardziej gdy nie trzeba było wstawać z samego rana. Wtedy nawet chciało mi się uczestniczyć w lekcji, miałem lepszy nastrój, bo miałem świadomość, że niedługo będę wolny, a nie za wieki całe.

Takie postępowanie oczywiście doprowadzało do zagrożeń, ale wszystko udawało mi się poprawić na koniec. Byłem zagrożony też nieklasyfikacjami, ze względu na dużo nieobecności. Później musiałem już chodzić, ale napisałem, gdy było trzeba kilka usprawiedliwień. No dobra, trochę więcej niż kilka ;).

W podstawówce uczyłem się dobrze, jeśli przyjąć, że oceny są tego wyznacznikiem. Niedawno natrafiłem na kartkę z ocenami z wywiadówki, z 5 klasy, którą znalazłem przez przypadek. Są tam czwórki, piątki i... jedynki. W podstawówce na koniec roku nigdy jednak nie miałem chyba niższej oceny niż 4. Mnie się nie chciało po prostu uczyć, ani chodzić do szkoły. Nauczyciele wiele razy mówili, że mam potencjał, albo, że jestem zdolny, ale leniwy. Chyba mieli rację, przynajmniej jeśli chodzi o to, że bywałem leniwy ;). W gimnazjum i liceum ślizgałem się z klasy do klasy, zaskakując czasami wszystkich, gdy dostałem dobrą ocenę, że jednak potrafię, no ale wtedy musiałem potrafić, pouczyć się trochę, żeby poprawić jakąś banię ;). Maturę mimo wszystko zdałem dosyć dobrze i dostałem się na politechnikę, której nie skończyłem, bo kiepsko było ze mną w tamtym czasie. Byłem w depresji. Zajęć było dużo i nie trwały one po 45 min, a już po 1,5 godz... Ludzi na tych salach były tłumy i na każdym kursie inni.

Jeśli chodzi o kolegów to w podstawówce miałem dwóch, może trzech takich codziennych, ale rozmowy z nimi ograniczały się raczej tylko do gier komputerowych. Poza tym w różnych miejscach miewałem innych kolegów, np. paczkę "sezonowców", u babci nad morzem. Jeździłem do niej z bratem na całe wakacje czasami. To był dobry okres :). Dopiero w gimnazjum, jakoś tak przez przypadek nawiązałem dobry kontakt z kolegą, za którym w podstawówce nie przepadałem, bo był największym chyba rozrabiaką w klasie, był głośny, niegrzeczny, niezbyt dobrze się uczył. Potem staliśmy się najlepszymi kumplami, za jego pośrednictwem poznałem innych kolegów. Mieliśmy swoją osiedlową paczkę. Z tym kolegą nie chodziłem do tego samego gimnazjum. W moim miałem 2, w liceum tak samo. Czasami pojawiali się inni, poznani za ich pośrednictwem, ale nie chciałem z nimi się spoufalać, z tymi w szkole zresztą też nie do końca. Gdy ich zabrakło z jakiegoś powodu w szkole, byłem sam. Wystarczała mi ta ekipa, którą miałem w domu. Potem się przeprowadzałem 3 razy i zerwałem z nimi kontakt. Teraz mam jednego bliższego kolegę, a on zna wielu. Czasami pojawią się też inni, jednak nie chce mi się angażować w jakąś dobrą znajomość z nimi. Gdyby nie moje siostry, nie poznałbym ich.

Nikt mnie nigdy nie prześladował, ale zaczepili kilka razy. To jednak chyba normalne jest u chłopaków. Nic wielkiego. Zdarzało się, że się z kimś pobiłem, ale potem było już dobrze, pogodziliśmy się itd. I o to właśnie chyba chodzi. Niekoniecznie o bicie się, ale trzeba się postawić czasami, nie można pokazać strachu, inaczej zgnębią. Będzie się taką sierotką, którą można bezkarnie wykorzystać, wyśmiać, poniżyć itp. Wspominałem kiedyś, że w klasie, w podstawówce był taki chłopak. Gdy się z nim spotkałem po latach, opowiadał, że podstawówka to był najgorszy okres w jego życiu i częściowo jestem też temu winny. No i to chyba niemała część tej winy :roll:. Poza tym na co dzień byłem grzeczny, spokojny, nieśmiały, małomówny, ale czasami miałem jakieś wybryki i trzeba przyznać, że sprawiałem trochę problemów wychowawczych ;).
Avatar użytkownika
qw321
 
Posty: 4195
Dołączył(a): So, 10 sie 2013, 07:00
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez qw321 » Pn, 24 wrz 2018, 19:36

Zapomniałem napisać, że w zerówce i na początku szkoły byłem przerażony i pierwszą ucieczkę zaliczyłem już w zerówce. Bałem się tam chodzić, bałem się innych dzieci i kontakt z nimi był słaby.
Ostatnio edytowano Pn, 24 wrz 2018, 19:37 przez qw321, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
qw321
 
Posty: 4195
Dołączył(a): So, 10 sie 2013, 07:00
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Diamentowy » Pn, 24 wrz 2018, 20:39

qw321 napisał(a):Ja już kiedyś trochę o tym pisałem gdzieś na forum...

Może byś książkę napisał? Dobrze Ci idzie.
Avatar użytkownika
Diamentowy
 
Posty: 906
Dołączył(a): Wt, 31 maja 2016, 19:28
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Ekran » Pn, 24 wrz 2018, 21:01

Diamentowy napisał(a):Może byś książkę napisał? Dobrze Ci idzie.


To była ironia?
Lubię w sumie czytać posty qw, są takie... pozytywne.
Avatar użytkownika
Ekran
 
Posty: 548
Dołączył(a): Wt, 16 sty 2018, 22:40
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez qw321 » Pn, 24 wrz 2018, 21:31

Po co mi książka, skoro jest to forum? ;). Szczerze mówiąc nigdy nie pomyślałem, że kiedyś napiszę tyle tekstu, tak sam z siebie, nie z musu. Kiedyś, gdzieś też o tym pisałem, że nie lubiłem języka polskiego i ogólnie humanistycznych przedmiotów. Książek - powieści bardzo mało w życiu przeczytałem, łącznie z lekturami w szkole. Nie przeczytałem ani jednej lektury od początku gimnazjum. Nie lubiłem tych lektur, były nudne. Tak samo nie lubiłem pisać wypracowań, opowiadań. To było dla mnie najgorsze co mogło być. W podstawówce byłem jeszcze zmuszany do tego przez mamę, ale później odpuściła. Poza tym okropnie bolała mnie ręka podczas pisania i jakoś w gimnazjum przestałem robić notatki w zeszytach. Przestałem wtedy nadążać, dyktowali zbyt szybko. Poza tym i tak mi na tym nie zależało. Stwarzałem tylko pozory, gdy trzeba było. Potem nosiłem już tylko jeden zeszyt "w razie czego" i ilość książek, które nosiłem do szkoły też drastycznie zmalała. Nosiłem tylko jedną, dwie najważniejsze. Ciężkie te książki i weź ich tyle targaj przez miasto... ...i to jeszcze niepotrzebnie zazwyczaj, bo książka w czasie lekcji, na wielu przedmiotach nie była potrzebna. Zdaje się, że przez to mam problemy z wysławianiem się, wyrażaniem tego co myślę, tego co chcę powiedzieć. Tylko, że te problemy od samego początku powodowały niechęć do pisania, czytania książek, układania opowiadań itp. Tak, czy inaczej to pisanie na forum trochę mi dało i czuję, że teraz jest lepiej :). Kosztuje to jednak sporo czasu i wysiłku, bo muszę np. zaglądać do słownika synonimów, albo wpisywać w wyszukiwarce jakieś frazy, które naprowadzą mnie na odpowiednie słowo, które potrzebuję pisząc post, a którego nie pamiętam, lub nie znam nawet. To wszystko powinno mieć miejsce w szkole. No cóż, na naukę nigdy nie jest za późno ;).

Ekran napisał(a):Lubię w sumie czytać posty qw, są takie... pozytywne.


Dzięki :).
Avatar użytkownika
qw321
 
Posty: 4195
Dołączył(a): So, 10 sie 2013, 07:00
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Esclarmonde » Śr, 26 wrz 2018, 10:29

AnetusGravolens napisał(a):Witajcie!

Pisałam trochę o porażkach, niezrozumieniu i mobbingu w pracy.
Każdy dorosły Aspi był kiedyś małym Aspikiem i gdzieś te początki społecznej udręki miały poczatek.
Jak wspominacie szkołę podstawową i średnią?
Mieliście koleżanki i kolegów?
Samotnie siedzieliście w ławce i staliście pod klasą?
Czy walczyliście ze szkolnymi prześladowcami?
Jakie macie wspomnienia z tamtego okresu?
Czy w wakacje było lepiej?

Wiem wiem dużo pytań...tak sobie dziś siedzę i zastanawiam się kiedy i jak to wszystko się zaczęło?

Pozdrawiam w ten wrześniowy chłodny wieczór


W sumie już to pewnie gdzieś pisałam, ale prokrastynuje dzisiaj na maksa, więc czemu by nie napisać tego po raz drugi:-x

W podstawówce do około 4-tej klasy było dziwnie ok, wszyscy mnie (chyba) lubili, miałam nawet kilku adoratorów. W sumie nie wiem dlaczego, bo nie odzywałam się za często. Wspominam ten czas bardziej jako sen niż jak realne życie. Sprawa się nieco skomplikowała kiedy rówieśnicy weszli w okres dojrzewania. Próbowałam się do nich dostosować, ale nie bardzo wiedziałam jak reagować w niektórych sytuacjach. Jakichś mobbingów nie pamiętam zbytnio, nigdy nie wiedziałam dlaczego ktoś jest dla mnie nagle niemiły, więc stosowałam metodę "zaprzyjaźnij się z wrogiem, może zrozumiesz o co mu chodzi". Musiało ich to chyba wkurzać, bo przeważnie dawali mi wtedy spokój. W gimnazjum mnie raz ze schodów w sumie zrzucili... co najlepsze powód tego dotarł do mnie dopiero jak miałam jakieś 20-parę lat :-x Przez wiele lat myślałam, że to tylko były takie szczeniackie zabawy.
Liceum to był okres, w którym się kapnęłam że inni ludzie "myślą coś na mój temat i że nie zawsze to jest pozytywne". Wcześniej miałam ciągle wrażenie, że przecież nikomu nic nie robię, więc nie mają powodu być dla mnie niemili. Koleżanki i kolegów miałam jakichś zawsze. Nie pamiętam żebym jakoś samotnie gdzieś siedziała (albo zwyczajnie nie zwracałam na to uwagi, albo przypiedzielałam się do kogoś). Jak się żartowało do nich to wydawali się akceptować, że się "przypierdzielam".
Prześladowców nie miałam, bo nawet jak się ktoś przyczepił to próbowałam się z tą osobą zaprzyjaźnić. Oni mi złośliwością, a ja starałam się to przerobić na coś pozytywnego albo ewentualnie zignorować. Chyba z zażenowania odpuszczali w końcu :-x

Prawdziwa udręka zaczęła się na studiach. Do dzisiaj nie rozumiem do końca niektórych praktyk, które się odbywają w tym przybytku, chociaż jestem bardziej w stanie je zaakceptować. Najgorszą traumę w życiu przeżyłam gdy się zorientowałam, że ludzie postępują nielogicznie i uznają to za normę.
Ogólnie szkołę wspominam jako jedno wielkie kłamstwo przygotowujące do funkcjonowania w rzeczywistości która nie istnieje.

W wakacje kręciłam się po mojej miejscowości. Miałam paru, lokalnych, dobrych znajomych z którymi spędzałam czas i jakoś leciało.

Mój problem polega ogólnie na tym, że nikt mi nigdy nie pokazał o co chodzi w relacjach międzyludzkich, a mnie nigdy kompletnie to nie interesowało (bardziej ciekawa wydawała się wtedy astronomia, literatura, a potem kultura japońska). Dopiero jak mi zaczęło na kimś zależeń to zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać.

Kurde, ja mam chyba faktycznie autyzm :/ :-x :d
"Przypadek sprzyja umysłom przygotowanym" Ludwik Pasteur
Avatar użytkownika
Esclarmonde
 
Posty: 816
Dołączył(a): Śr, 27 sty 2016, 20:02
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez qw321 » Śr, 26 wrz 2018, 21:48

Esclarmonde napisał(a):Mój problem polega ogólnie na tym, że nikt mi nigdy nie pokazał o co chodzi w relacjach międzyludzkich, a mnie nigdy kompletnie to nie interesowało (bardziej ciekawa wydawała się wtedy astronomia, literatura, a potem kultura japońska). Dopiero jak mi zaczęło na kimś zależeń to zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać.


A mnie to, szczerze mówiąc, do dzisiaj niezbyt interesuje. Nie mam takiej potrzeby żeby to rozumieć. I tak wydaje mi się, że tego nie da się nauczyć. Można wyuczyć się jedynie schematów, które nie działają jednak w jakichś nietypowych sytuacjach.
Avatar użytkownika
qw321
 
Posty: 4195
Dołączył(a): So, 10 sie 2013, 07:00
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Esclarmonde » Cz, 27 wrz 2018, 10:00

qw321 napisał(a):
Esclarmonde napisał(a):Mój problem polega ogólnie na tym, że nikt mi nigdy nie pokazał o co chodzi w relacjach międzyludzkich, a mnie nigdy kompletnie to nie interesowało (bardziej ciekawa wydawała się wtedy astronomia, literatura, a potem kultura japońska). Dopiero jak mi zaczęło na kimś zależeń to zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać.


A mnie to, szczerze mówiąc, do dzisiaj niezbyt interesuje. Nie mam takiej potrzeby żeby to rozumieć. I tak wydaje mi się, że tego nie da się nauczyć. Można wyuczyć się jedynie schematów, które nie działają jednak w jakichś nietypowych sytuacjach.


Myślę, że to zależy co komu w życiu jest potrzebne. Mi czasem się przydaje, nawet znajomość tych pojedynczych schematów, bo w razie nietypowej sytuacji można z nich wybierać różne elementy i testować jakie wywołują reakcje u odbiorcy. Z relacji międzyludzkich zrobiłam chyba kolejne wielkie laboratorium:/ Zaczęły mnie w pewnym sensie ciekawić.
Jednej rzeczy tylko nie mogę opanować kompletnie- kobiet pracujących w dziekanacie. Co pójdę do nich coś załatwić to zawsze "one by bardzo chciały pomóc, no ale się nie da" X.x
"Przypadek sprzyja umysłom przygotowanym" Ludwik Pasteur
Avatar użytkownika
Esclarmonde
 
Posty: 816
Dołączył(a): Śr, 27 sty 2016, 20:02
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez qw321 » Cz, 27 wrz 2018, 19:51

Esclarmonde napisał(a):Myślę, że to zależy co komu w życiu jest potrzebne. Mi czasem się przydaje, nawet znajomość tych pojedynczych schematów, bo w razie nietypowej sytuacji można z nich wybierać różne elementy i testować jakie wywołują reakcje u odbiorcy. Z relacji międzyludzkich zrobiłam chyba kolejne wielkie laboratorium:/ Zaczęły mnie w pewnym sensie ciekawić.


Tak, Tobie to na pewno jest bardziej potrzebne niż mi. Ja rzadko wchodzę z jakimiś ludźmi w interakcje, a nawet jeśli, to nic mnie z nimi nie łączy i nie zależy mi na relacjach z nimi.

Esclarmonde napisał(a):Jednej rzeczy tylko nie mogę opanować kompletnie- kobiet pracujących w dziekanacie. Co pójdę do nich coś załatwić to zawsze "one by bardzo chciały pomóc, no ale się nie da" X.x


O kobietach z dziekanatu jest chyba podobny stereotyp co o urzędnikach. To paskudne baby, które Ci nie pomogą, a tylko utrudnią, jeśli już. Może to "one by bardzo chciały pomóc, no ale się nie da" znaczy tyle, że nie chce im się? ;) Na mojej uczelni zrobili kiedyś nawet konkurs na najmilszych pracowników (nie tylko kobiety tam pracują, ale jest ich większość).
Avatar użytkownika
qw321
 
Posty: 4195
Dołączył(a): So, 10 sie 2013, 07:00
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Witek034 » Cz, 27 wrz 2018, 21:25

Esclarmonde napisał(a):Jednej rzeczy tylko nie mogę opanować kompletnie- kobiet pracujących w dziekanacie. Co pójdę do nich coś załatwić to zawsze "one by bardzo chciały pomóc, no ale się nie da" X.x


Ja byłbym daleki od oceniania jakichkolwiek osób, obsługujących klientów - czy to kasjerów, recepcjonistów, czy panie z dziekanatu. One zazwyczaj nie odpowiadają za to, co im wolno, a co nie. Po prostu są wystawieni na widok i dlatego zbierają wszelkie "baty", bo są osobami pierwszego kontaktu. A osoby zarządzające i odpowiedziane za dane procedury, schowane są za kordonem sekretarek i za nic nie odpowiadają.
Witek034
 
Posty: 3772
Dołączył(a): Wt, 28 lis 2017, 23:04
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez qw321 » Cz, 27 wrz 2018, 23:09

Niekoniecznie, bo gdy czasem przyciśniesz okazuje się, że jednak się da.
Ostatnio edytowano Cz, 27 wrz 2018, 23:10 przez qw321, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
qw321
 
Posty: 4195
Dołączył(a): So, 10 sie 2013, 07:00
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Diamentowy » Pt, 28 wrz 2018, 08:46

Ekran napisał(a):
Diamentowy napisał(a):Może byś książkę napisał? Dobrze Ci idzie.


To była ironia?

Nie. Całkiem serio to napisałem.
Avatar użytkownika
Diamentowy
 
Posty: 906
Dołączył(a): Wt, 31 maja 2016, 19:28
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez qw321 » So, 29 wrz 2018, 03:49

Diamentowy napisał(a):Nie. Całkiem serio to napisałem.


Wygląda na to, że o moim pisaniu są tak samo skrajne opinie jak o mnie samym ;). Ale wydaje mi sie, że więcej jest tych pozytywnych, więc nie jest źle :cool:. Chyba, że mówiąc, że dobrze mi idzie, masz na myśli długość, ilość, a nie jakość ;).
Ostatnio edytowano So, 29 wrz 2018, 03:50 przez qw321, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
qw321
 
Posty: 4195
Dołączył(a): So, 10 sie 2013, 07:00
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez AnetusGravolens » Pt, 5 paź 2018, 11:31

qw321 napisał(a):
Esclarmonde napisał(a):Myślę, że to zależy co komu w życiu jest potrzebne. Mi czasem się przydaje, nawet znajomość tych pojedynczych schematów, bo w razie nietypowej sytuacji można z nich wybierać różne elementy i testować jakie wywołują reakcje u odbiorcy. Z relacji międzyludzkich zrobiłam chyba kolejne wielkie laboratorium:/ Zaczęły mnie w pewnym sensie ciekawić.


Tak, Tobie to na pewno jest bardziej potrzebne niż mi. Ja rzadko wchodzę z jakimiś ludźmi w interakcje, a nawet jeśli, to nic mnie z nimi nie łączy i nie zależy mi na relacjach z nimi.

Z forum mnie wyrzuciło więc piszę jeszcze raz. Zawsze mi zależało, zawsze byłam odrzucana. Koleżanki w szkole średniej mówiły: "nie podchodź do nas, nie chcemy Cię w naszej grupie" W ten sposób ja jako Aspie nie nauczyłam się jak być z ludźmi. Dziś jak rozmawiam z bratanicą mego męża dziewczynka ma 12l to słucham jakie to dramaty dzieją się między koleżankami, jak jedna jest zazdrosna o przyjaźń z drugą, jak wychowawcy rozwiązują ich konflikty, tłumaczę jej różne relacje tak jak ja je rozumiem z punktu widzenia dorosłej osoby ale czuję strach, że doradzam jej źle...przecież żyłąm w totalnej izolacji od dzieci.
Esclarmonde napisał(a):Jednej rzeczy tylko nie mogę opanować kompletnie- kobiet pracujących w dziekanacie. Co pójdę do nich coś załatwić to zawsze "one by bardzo chciały pomóc, no ale się nie da" X.x


O kobietach z dziekanatu jest chyba podobny stereotyp co o urzędnikach. To paskudne baby, które Ci nie pomogą, a tylko utrudnią, jeśli już. Może to "one by bardzo chciały pomóc, no ale się nie da" znaczy tyle, że nie chce im się? ;) Na mojej uczelni zrobili kiedyś nawet konkurs na najmilszych pracowników (nie tylko kobiety tam pracują, ale jest ich większość).
AnetusGravolens
 
Posty: 15
Dołączył(a): Wt, 21 sie 2018, 23:37
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez AnetusGravolens » Pt, 5 paź 2018, 11:34

Esclarmonde napisał(a):
qw321 napisał(a):
Esclarmonde napisał(a):Mój problem polega ogólnie na tym, że nikt mi nigdy nie pokazał o co chodzi w relacjach międzyludzkich, a mnie nigdy kompletnie to nie interesowało (bardziej ciekawa wydawała się wtedy astronomia, literatura, a potem kultura japońska). Dopiero jak mi zaczęło na kimś zależeń to zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać.


A mnie to, szczerze mówiąc, do dzisiaj niezbyt interesuje. Nie mam takiej potrzeby żeby to rozumieć. I tak wydaje mi się, że tego nie da się nauczyć. Można wyuczyć się jedynie schematów, które nie działają jednak w jakichś nietypowych sytuacjach.


Myślę, że to zależy co komu w życiu jest potrzebne. Mi czasem się przydaje, nawet znajomość tych pojedynczych schematów, bo w razie nietypowej sytuacji można z nich wybierać różne elementy i testować jakie wywołują reakcje u odbiorcy. Z relacji międzyludzkich zrobiłam chyba kolejne wielkie laboratorium:/ Zaczęły mnie w pewnym sensie ciekawić.

Mi za bardzo zależy na relacjach, żeby je popsuć robiąc testy, wystarczy moja nieudolność psuje wszystko. Wg mnie relacja to żywy organizm, można bardzo łatwo go zniszczyć.
Jednej rzeczy tylko nie mogę opanować kompletnie- kobiet pracujących w dziekanacie. Co pójdę do nich coś załatwić to zawsze "one by bardzo chciały pomóc, no ale się nie da" X.x
AnetusGravolens
 
Posty: 15
Dołączył(a): Wt, 21 sie 2018, 23:37
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez AnetusGravolens » Pt, 5 paź 2018, 12:00

Witajcie!

Szykuję się do wyjazdu więc odpisuję Wam aby nie pozostawić jakby nie było mojego wątku bez odpowiedzi.
Wszystkim bardzo dziękuję za Wasze opowieści.
Cieszę się, że tu jestem z Wami.

To ja Wam napiszę jak było u mnie.
Do dziś pamiętam jak w zerówce nie mogłam znieść, że Natalka J.wycięła ładniej literki z kolorowego papieru niż ja.
Ochrzaniła mnie pani wychowawczyni M.krzycząc, że uważam się za "pępek świata"
W pierwszej klasie podstawówki miałam problem z matematyką, nie wiedziałam jak wypełnić graf (drzewko) powiedziałam, że potrzebuję chwili by się zastanowić, więc pani Maria Sz.nazwała mnie głupią, od tej pory nie uczyłam się matematyki i moje zaległości rosły do tego stopnia, że w technikum ekonomicznym przez pięć lat miałam jedynkę na koniec roku i poprawkę.
Za to pisałam fajne opowiadania, bardzo ładnie rysowałam i później zafascynowałam się gramatyką. W szkole średniej postanowiłąm samodzielnie nauczyć się języka niemieckiego i zdać przed germanistką egzamin. W 3lata sama, bo byłam za biedna na korepetyce opanowałam program 5l technikum. To mnie ratowałao przed matematyczką bo wychowawca był ze mnie dumny. Byłam stawiana za wzór ambicji. A koleżanki? " Debilka, pierdolnięta, szmaciara" Tak się nazywałam w technikum. Zagroziły mi, że jak przyjdę na studniówkę to mnie skompromitują. ;( Teraz płaczę gdy w telewizji pokazują maturzystó i słysze poloneza....
W podstawówce bita, opluwane ubranie, włosy, plecak. Kanapki w koszu, buty latające po całej szatni, kurtka podeptana.Chłopcy nzawywali mnie suką, kurwą, łajzą aż pobili w szatni. Samotna, znerwicowana. Ja wiem, to przeżywają też zwykłe neurotypowe dzieci...nie tylko aspie. Moja mama była adoptowana, kobieta z cechami aspie, też przeżyła przemoc w szkole bo "sierota won!" ale miała to w dupie, miała własny świat książek. Nie zrozumiała, że potrzebuję pomocy więc kazała mi radzić sobie samej.
A na świadectwie czerwony pasek.
Od dziecka mówiono mi, że rozmawiam jak dorosła. Tak...potępiałam kościół bo mając 13l czytałam tygodnik antyklerykalny i próbowałam z koleżankami dyskutować nie rozumiejąc dlaczego ich rodzice nie pozwalają mi się z nimi już bawić.
Nie nauczyłam się żyć z ludźmi i to ma konsekwencję-strata pracy. W sumie biorąc pod uwagę mój zawód i pracę w innych to 35 razy straciłam pracę. Nie liczac agresji wobec mnie w różnych miejscach. Czyż ja mam napisane na czole: kopnąć tu? Nie dam rady już pracować...Czy skończę kiedyś jako bezdomna? Wykształcona bezdomna? Nawet kobieta z MOPS-u dziwiła się jak ja po studiach, nie pijąca, nie ćpająca znalazłam się w tak beznadziejnej sytuacji życiowej. Nawet zazdrościłam znajomemu schizofrenikowi bo on choć ma rentę to wszyscy mu pomagają i nikt się nie przypieprza. Litość nie jest fajna ale przynajmniej nikt go nie bije.
Wczoraj oglądałam kanał dziewczyny Aspie, jest pedagogiem z wykształcenia, popłakałam się, gdy powiedziała, że Aspie tak mają, że jak nawet nie otworzą buzi to już wzbudzają wrogość.
Wiecie co tak mi smutno dawno już nie było....Ok
Idę się pakować bo walizki czekają. Dwa tygodnie u teściów przede mną.
A Wy piszcie co o tym sądzicie.

Pozdrawiam cieplutko
Wasza Anetus
AnetusGravolens
 
Posty: 15
Dołączył(a): Wt, 21 sie 2018, 23:37
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Witek034 » Pt, 5 paź 2018, 17:07

To, co piszesz, potwierdza chyba tylko tezę, że my-aspi jesteśmy innym "gatunkiem". Niestety, ludzie (podobnie jak niektóre gatunki zwierząt) najchętniej "zadziobałyby" kogoś, kto jest choć trochę inny. Też zauważyłem, że nawet nie otwierając ust, wzbudzamy u innych wrogość. Na szczęście mamy siebie nawzajem i powinniśmy się we wszystkim wspierać. Miałaś rzeczywiście bardzo przykre przygody w szkole, nie wiem czy nie gorsze niż ja. To już na szczęście przeszłość, a co do pracy, czy sposobu na życie - na pewno znajdziesz kiedyś swoje miejsce, tu już nie ma w niczym przymusu:) Trzeba tylko uwierzyć w siebie, w swoją wolność.

AnetusGravolens napisał(a): A koleżanki? " Debilka, pierdolnięta, szmaciara" Tak się nazywałam w technikum. Zagroziły mi, że jak przyjdę na studniówkę to mnie skompromitują. ;( Teraz płaczę gdy w telewizji pokazują maturzystó i słysze poloneza....

To ja odwrotnie - robiłem wszystko, żeby się wymigać i udało się:) Absolutnie nie żałuję i nie płaczę, gdy słyszę poloneza. No, chyba że ze szczęścia, że to wszystko już minęło - czuję się chyba tak, jak po wyjściu z przymusowego wojska, czy więzienia. To tak samo, jak oglądam mecze piłkarskie - myślę sobie wtedy "jak to dobrze, że skończył się przymusowy WF" i sam nie muszę już grać, narażając się na kpiny ze strony innych.
Ostatnio edytowano Pt, 5 paź 2018, 17:12 przez Witek034, łącznie edytowano 1 raz
Witek034
 
Posty: 3772
Dołączył(a): Wt, 28 lis 2017, 23:04
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez AnetusGravolens » So, 27 paź 2018, 21:30

Hej Witek

Praca to tak jak szkoła, przemoc tylko w gorszym wydaniu i konsekwencje poważniejsze tj.utrata pracy a w rezultacie np.bezdomność bo nie ma pieniędzy na czynsz, śmierć głodowa...lub tułanie się po MOPS-ach i żebranie o jednorazowy zasiłek. Już chyba ludzie ze schizofrenią mają lepiej?
AnetusGravolens
 
Posty: 15
Dołączył(a): Wt, 21 sie 2018, 23:37
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez ramen » Wt, 30 paź 2018, 13:45

jeszcze 2 lata
a potem jeszcze gorzej
ramen
 
Posty: 17
Dołączył(a): So, 21 lip 2018, 17:58
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Amelia » Wt, 6 lis 2018, 08:10

AnetusGravolens napisał(a):Hej Witek

Praca to tak jak szkoła, przemoc tylko w gorszym wydaniu i konsekwencje poważniejsze tj.utrata pracy a w rezultacie np.bezdomność bo nie ma pieniędzy na czynsz, śmierć głodowa...lub tułanie się po MOPS-ach i żebranie o jednorazowy zasiłek. Już chyba ludzie ze schizofrenią mają lepiej?

Ten komentarz to na poważnie?
Na wszelki wypadek napiszę, że generalnie w pracy jest dużo lepiej niż w szkole, moim zdaniem.
Amelia
 
Posty: 8370
Dołączył(a): Cz, 27 lip 2006, 23:00
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez AnetusGravolens » Cz, 8 lis 2018, 17:18

Tak na poważnie, dorosłe życie...mama z tatą na jedzenie i czynsz nie dadzą...
AnetusGravolens
 
Posty: 15
Dołączył(a): Wt, 21 sie 2018, 23:37
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez ABC72 » Cz, 14 mar 2019, 22:15

Ja w szkole popełniłam poważy błąd (na to uważajcie, jeśli macie dzieci Aspi). A mianowicie, podzieliłam wiedzę szkolną na 2 kategorie:
1. Rzeczy oczywiste, które już dawno wiem (np. czytanie i pisanie, co potrafiłam już 2,5 roku wcześniej) - a więc NIE MUSZĘ SIĘ ICH UCZYĆ;
2. Rzeczy, które mnie nie interesują - a więc... NIE MUSZĘ ICH SIĘ UCZYĆ.

A teraz mam duże braki w tzw. wiedzy ogólnej, i wstyd mi z tego powodu.
ABC72
 
Posty: 1747
Dołączył(a): Wt, 19 lut 2019, 18:40
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Witek034 » Pt, 15 mar 2019, 08:52

Ja też mam duże braki w wiedzy ogólnej, przy czym nie wszystko wynika z obijania się w szkole - niektórych rzeczy nie uczą w szkole, a też ich nie wiem / nie rozumiem. To raczej typowo aspijskie nierozumienie świata.

W pierwszych 3 latach podstawówki byłem jednym z najlepszych uczniów i często chwaliła mnie nauczycielka za różne talenty. Przez 8 lat podstawówki (stary system), moja średnia systematycznie spadała z 5.0 na 4.0. Największe braki mam z historii - ten przedmiot od małego wydawał mi się bezsensowny: "w roku np. 1500 kraj A napadł na kraj B, w roku 1505 kraj B napadł na kraj A, a w roku 1510 oba kraje się zmówiły i napadły na kraj C" - i tak przez całe lata nauki. Ten przedmiot powinien się nazywać "nauką o wojnach" - tak, jakby 99% historii świata stanowiły wojny. A podobno powinniśmy się skupiać na rzeczach pozytywnych, a nie rozpamiętywać tragedie. Ja chętnie bym się dowiedział, jak stopniowo dochodziliśmy do dzisiejszego poziomu życia, jak wynaleziono poszczególne rzeczy, czy jak nabyto obecne umiejętności.

Aczkolwiek trochę teraz też żałuję, że sobie historię olałem. Nie winię tylko siebie, bo np. podręcznik do niej był pisany jakby mniej przyjaznym językiem niż np. do biologii, geografii, wiedzy o społeczeństwie itp. Właściwie to np. z biologii też mam braki, ale nie uważam, bym musiał wiedzieć z jakich tam tkanek, czy komórek zbudowany jest dany żywy organizm. "Koń jaki jest, każdy widzi" - jak to się mówi. Drzewo tak samo. Wystarczy mi obserwacja przyrody. Wiem czym jest życie (tak samo jak wiem czym jest miłość) i nie muszę analizować go z wielu stron, rozkładać na czynniki, przedstawiać za pomocą wzorów chemicznych itp. Tylu mędrców, a i tak nikt nie potrafi powiedziec, kiedy to życie się zaczyna.

Tak samo j. polski - jako-tako potrafię się wysławiać, a znajomość na pamięć setek lektur, gdzie analizowało się co powinien zrobić dany bohater, żyjący w tak odległych czasach, uważam za bezsensowne. To jest wg mnie powodem tego, że tak wielu ludzi jest zniechęcona do czytania książek, a dzisiejsza młodzież nie potrafi radzić sobie z obecnymi problemami (nałogami, chorobami psychicznymi, toksyczną miłością, relacjami społecznymi, napisaniem jakiegoś pisma, rozmową o pracę... już widzę, jak na rozmowie kwalifikacyjnej ktoś pyta co przydarzyło się w XIII rozdziale jakiejś powieści i co zrobiłbym na miejscu rozterek głównego bohatera).

Matematyka też wystarczy mi w stopniu podstawowym - abym umiał do danego problemu dopasować odpowiedni wzór. A wszystko powyżej 5-tej klasy uważam za abstrakcję. Bo kiedy w realnym życiu coś "zmierza do nieskończoności"?

Natomiast historia by mi się przydała, bo czasami ciekawi mnie jak doszło do tego, że mamy dziś taką sytuację międzynarodową. A większość konfliktów ma z reguły podłoże w przeszłości. Chciałbym, aby ktoś potrafił mi tak streścić całą historię, jakby od podstaw. Tak jak dla kogoś, kto przyleciał z innej planety, albo np. stracił pamięć. Na początek tak powiedzmy w godzinę, a później już bardziej szczegółowo.
Ostatnio edytowano Pt, 15 mar 2019, 08:56 przez Witek034, łącznie edytowano 3 razy
Witek034
 
Posty: 3772
Dołączył(a): Wt, 28 lis 2017, 23:04
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez ABC72 » N, 17 mar 2019, 00:52

Witek034 napisał(a):Matematyka też wystarczy mi w stopniu podstawowym - abym umiał do danego problemu dopasować odpowiedni wzór. A wszystko powyżej 5-tej klasy uważam za abstrakcję. Bo kiedy w realnym życiu coś "zmierza do nieskończoności"?
.


Matematyka do 5. klasy to w przeważającej części arytmetyka. Ja lubiłam matematykę. Zgłębiłam ją do poziomu studiów magisterskich (a i magisterium też obroniłam, ale to było... w poprzednim wieku, czyli w XX wieku). Potem zajęłam się wyłącznie medycyną.
Dzisiaj tego nie żałuję - robię to, co lubię. Nigdy nie byłabym pewnie wybitnym matematykiem. Być w czołówce na studiach zaocznych z matematyki (dziennie studiowałam medycynę) ma się nijak do do bycia prawdziwym matematykiem. A teraz mogę wykonywać ciekawą i pożyteczną pracę.
ABC72
 
Posty: 1747
Dołączył(a): Wt, 19 lut 2019, 18:40
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Aerrae » Pn, 18 mar 2019, 12:17

Witek034 napisał(a):Matematyka też wystarczy mi w stopniu podstawowym - abym umiał do danego problemu dopasować odpowiedni wzór. A wszystko powyżej 5-tej klasy uważam za abstrakcję. Bo kiedy w realnym życiu coś "zmierza do nieskończoności"?
.

Rata kredytu np. :P
A już zwłaszcza jak ktoś wpadnie w pętlę jakiś chwilówek.

I tak, ludzie nie umieją liczyć i dlatego mają problemy np. właśnie z kredytami i pożyczkami.

Ale owszem, zaawansowana matematyka nie przydaje się w takim codziennym życiu, tyle że nie oszukujmy się - w szkole podstawowej i średniej z zaawansowaną matematyką się praktycznie nikt nie styka. A te podstawy które się poznaje to właśnie podstawy, i nawet jeśli nie przydadzą się w życiu (tak samo jak umiejętność napisania charakterystyki czy rozprawki, czy znajomość twórczości malarzy 20-lecia międzywojennego czy też mas molowych pierwiastków), to to jest jednak takie minimum, które warto znać. Raz - że to jednak świadczy o pewnym poziomie, dwa - jeśli nie nauczymy naszych dzieci podstaw i nie damy i możliwości zapoznania się z tymi tematami, to zwyczajnie mocno je ograniczamy. To dlatego nauka na tym poziomie jest obowiązkowa i darmowa.
Aerrae
 
Posty: 2936
Dołączył(a): Pn, 13 lip 2015, 11:29
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Witek034 » Pn, 18 mar 2019, 12:55

A czy bez przymusowej i nie-darmowej (tylko finansowanej z kieszeni podatników, bo nie ma rzeczy darmowych) nauki, dzieci naprawdę byłyby pozbawione możliwości poznania tych rzeczy? Dzieci mają w sobie naturalną ciekawość świata, którą szkoła często w nich niszczy. Nie bardzo też rozumiem zdania o tym bycia na jakimś poziomie (z tego samego powodu - czas przeznaczany obecnie na siedzenie w szkole nie musi być przecież zmarnowany). Myślę, że szkoła jest przymusowa z innego powodu - ludźmi nie myślącymi samodzielnie, łatwiej jest manipulować. A szkoła niszczy kreatywność na rzecz myślenia schematycznego i podporządkowania systemowi. To jeden z głównych powodów, dla których nie chcę mieć dzieci.
Witek034
 
Posty: 3772
Dołączył(a): Wt, 28 lis 2017, 23:04
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Aerrae » Pn, 18 mar 2019, 13:12

I tutaj właśnie widać to o czym sam pisałeś wcześniej - masz duże braki w wiedzy ogólnej.

Dzieci (niektóre, bo wcale nie wszystkie) ciekawość świata mogą sobie mieć - natomiast oprócz tej ciekawości muszą też mieć możliwości. Szkoła jest obowiązkowa, ale nie dlatego, żeby dzieci zmusić do nauki (bo tego się da zrobić, nie da się zmusić kogoś, żeby się uczył, jeśli naprawdę nie chce), ale dlatego, żeby zmusić ich rodziców do umożliwienia tym dzieciom nauki. Patrzysz tylko na czubek własnego nosa, ale zanim szkoły były ogólnodostępne, to na naukę stać było mało kogo.
Aerrae
 
Posty: 2936
Dołączył(a): Pn, 13 lip 2015, 11:29
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Witek034 » Pn, 18 mar 2019, 14:06

Masz rację, ja patrzę tylko pod swoim kątem - uważam, że nie mam prawa (i to w żadnej dziedzinie) zmuszać do czegoś innych ludzi. Inni rodzice, więc ich prawo do przekazania dzieciom takiej wiedzy, jaką uznają za stosowne. Skoro sama przyznałaś, że wiele z tych rzeczy jest niepotrzebna, to czemu uważasz, że inna wiedza i umiejętności byłyby gorsze? Np. takie, zgodne z indywidualnymi predyspozycjami, czy talentami dziecka? Albo wiedza bardziej przydatna życiowo, np. o budowaniu relacji społecznych, o asertywności, czy sposobach radzenia sobie z przemocą. Ja np. w tych dziedzinach mam braki, a nie pamiętam, by na jakimkolwiek przedmiocie była o tym mowa. Więc szkoła nie ma tu żadnego wpływu.

Nie zgadzam się też z tym, że nie da się zmusić do nauki kogoś, kto nie chce. Przecież trzeba opanować materiał, by zdawać z klasy do klasy. Natomiast nie da się uniemożliwić dzieciom nauki o budowie np. bezkręgowców (zakładając, że dzieci będą po wszystkich księgarniach, bibliotekach, czy internetach szukały akurat tej wiedzy), no chyba że w skrajnych przypadkach przetrzymywania ich w jakimś zamknięciu. Dla mnie raczej szkoła bardziej przypomina więzienie, z którego wychodzi się popołudniami na przepustkę, a poza tym pozbawia dzieci radosnego dzieciństwa. Przynajmniej te, ceniące sobie wolność i pragnące rozwinąć skrzydła.

Ty natomiast pisałaś o umiętności liczenia (przy kredytach), a wierzysz, że cokolwiek jest darmowe.
Ostatnio edytowano Pn, 18 mar 2019, 14:13 przez Witek034, łącznie edytowano 1 raz
Witek034
 
Posty: 3772
Dołączył(a): Wt, 28 lis 2017, 23:04
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Aerrae » Pn, 18 mar 2019, 16:12

Władza rodzicielska ma (i bardzo dobrze!) pewne granice. I rodzice mają również oprócz tej władzy pewne obowiązki.
I nie - nie w gestii rodziców jest decydowanie jaką wiedzę uznają za stosowną przekazać dziecku.

I zacytuj mi gdzie napisałam, że ta wiedza jest niepotrzebna? To, że coś się w życiu być może nie przyda, nie oznacza, że jest niepotrzebne. Bo może się przydać.

Zdawanie z klasy do klasy obowiązkowe nie jest.
I jakich do licha księgarniach i bibliotekach? Jest cała masa dzieci, które wychowują się w rodzinach, w których do księgarni się nie chodzi i książek nie kupuje, a z bibliotek nie korzysta. Zejdź w końcu na ziemię. Poziom czytelnictwa w tym kraju leży i kwiczy, a ty twierdzisz, że jak się pozbawi dzieci obowiązku szkolnego to będą same z siebie latać po księgarniach i bibliotekach? A w internecie (o ile będą miały dostęp, bo to też nie oczywiste) zamiast oglądać denne filmiki na youtube zainteresują się budową bezkręgowców?

"Darmowa" edukacja to był skrót myślowy. Ale rozumiem, że do twoich braków należy również i wiedza na ten temat ;)
Aerrae
 
Posty: 2936
Dołączył(a): Pn, 13 lip 2015, 11:29
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez Witek034 » Pn, 18 mar 2019, 17:40

A do kogo masz pretensje, że wiele rodzin nie chodzi do bibliotek czy księgarni? Widocznie nie czują takiej potrzeby. U mnie też w hierarchii spędzania czasu, wyżej są inne zajęcia.

I nie czytasz ze zrozumieniem - nie pisałem, że bez przymusowej edukacji wszystkie dzieci będą sięgać po wiedzę, ale że będą miały taką możliwość - bo Ty twierdziłaś, że szkoła uniemożliwia rodzicom pozbawianie ich tej możliwości.

Mniejsza o argumenty o przymusowej edukacji, nie jest moim celem się spierać, napisałem jak wspominam szkołę i co mi dała (moim zdaniem). Jeśli Ty jesteś zadowolona z obecnego systemu kształcenia swoich dzieci, to bardzo dobrze.
Witek034
 
Posty: 3772
Dołączył(a): Wt, 28 lis 2017, 23:04
Płeć: M

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez ABC72 » Pn, 18 mar 2019, 18:48

Aerrae, masz rację.
Dobrze, że edukacja dzieci jest dostępna i obowiązkowa.
Dawno, dawno temu mój dziadek skończył 4 klasy. Nie dlatego, że nie był zdolny ani nawet nie dlatego, że rodzice o niego nie dbali. Stało się tak z biedy i z braku dostępu (fizycznego!) do szkoły. Później bardzo dbał o edukację swoich dzieci (mojej mamy i mojego wujka), ale do końca życia żałował, że jemu nie było dane się kształcić.
ABC72
 
Posty: 1747
Dołączył(a): Wt, 19 lut 2019, 18:40
Płeć: K

Re: W szkole-podróż do przeszłości

Postprzez enger369 » Cz, 11 kwi 2019, 16:44

Jak wspominacie szkołę podstawową i średnią?

źle

Mieliście koleżanki i kolegów?

nie

Samotnie siedzieliście w ławce i staliście pod klasą?

czasem nauczyciel decydował, kto gdzie siedzi i wtedy czasem z kimś siedziałem

Czy walczyliście ze szkolnymi prześladowcami?

nie, moja matka czasem z nimi walczyła

Jakie macie wspomnienia z tamtego okresu?

szkolne złe, natomiast poza szkolne w miarę

Czy w wakacje było lepiej?

bez towarzystwa rówieśników zawsze lepiej

kiedy i jak to wszystko się zaczęło?

w zerówce,ogólnie obserwując rówieśników stwierdziłem, że są "dziczą" i nigdy się nie będę z nimi kolegował
"księga" przemyśleń (co jakiś czas następne przemyślenie):

U osób z ekstremalnymi problemami emocjonalnymi również mogą pojawiać się objawy wytwórcze, ale w przeciwieństwie do PSD, kliniczny krytycyzm zostaje zachowany.
Avatar użytkownika
enger369
 
Posty: 2484
Dołączył(a): Pn, 12 lis 2012, 20:33
Płeć: M

Następna strona

Powrót do Komunikaty

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 11 gości