Witajcie.
Nie jestem zdiagnozowana, bo w moich czasach chyba nawet nikt nie słyszał o ZA. Mam 37 lat i całe życie jestem sama. Próbowałam być w związku 2 razy i za każdym razem przez moje zachowanie/dyskomfort psychiczny szybko to się kończyło. W dzieciństwie też byłam samotnikiem. Jestem od dawna osobą samodzielną. Mam stałą pracę i niezłą sytuację finansową, ale komunikacja z innymi mnie stresuje. Czasami jest lepiej, a czasem tragicznie. Załatwienie jakiejś sprawy, która wymaga właśnie tej komunikacji sprawia, że jak nie muszę, to odwlekam. Doceniam oczywiście to co mam i staram się być happy. Nie należę do narzekających, użalających się nad sobą osób. Jestem zamknięta. Jako, że od wielu lat mam tą samą pracę, to tam czuję się jak najbardziej ok i z tymi ludźmi nie mam żadnych problemów. Kiedy przebywa w małej grupie jest ok, ale w większej stres i znowu zamykam się w sobie. Mam jedną, prawdziwą, cudowną przyjaciółkę, która od kilku lat zaprasza mnie do swojej rodziny na święta. Za pierwszym razem siedziałam przy stole i jak ktoś mnie o coś nie spytał, to milczałam jak grób. Za drugim było podobnie. Są chwile, kiedy mam wielkiego doła i wydaje mi się, że właściwie zmierzam donikąd. Nie chce mi się żyć i pewnie gdybym była odważniejszą osobą, to w takich chwilach już bym odeszła. Nie mogę napisać, że mam depresję, bo to są tylko momenty, ale dające mi do myślenia. Z jednej strony wiem, że jutro czy pojutrze będzie lepiej, z drugiej może oszukuję samą siebie. Rzeczy na które nie mam wpływu. Źle mi samej, ale w towarzystwie zbyt długo - bywa jeszcze gorzej - błędne koło. Oczywiście znalazłam sobie rozrywki i cele, które pomagają mi funkcjonować, ale świadomość tej mojej ...dysfunkcji społecznej (?) sprawia, że się nie znoszę, nie lubię, nie widzę sensu. Wiem, że wiele wspaniałych rzeczy nie doświadczę, wiem też, że egoizmem byłoby próbować i narażać innych na moją osobę, al też wiem, że bycie samemu to poniekąd też jakaś forma egoizmu. Wszyscy mają do kogo wracać, a ja jeszcze nie mam 40stki, a już bywa, że w domu gadam sama do siebie. Chyba dlatego poczułam potrzebę uzewnętrznienia się tutaj
i może nawet mi teraz trochę lepiej
Choć pewnie nikt nie słucha/czyta...Do kogoś mówić trzeba.