magic napisał(a): Ja o tej kwestii [kiedy należy się klaps, kryteria, granice] w ogóle nie pisałem i nie mam zamiaru pisać. Powiedziałem, że utożsamianie każdego klapsa z przemocą jest bez sensu. Kontynuując tok rozumowania, który proponujesz, dojdziemy do wniosku, że jakakolwiek opieka nad dzieckiem jest równoznaczna z przemocą. Przecież aby wychować dziecko, trzeba mu pewne rzeczy zabraniać czy poddawać krytyce niektóre zachowania. Sama sugerowałaś podniesienie głosu - toż to przemoc psychiczna! A co powiesz o unieruchamianiu dziecka w foteliku samochodowym - przecież to jak zakuwanie w kajdany! Chyba widzisz do czego to prowadzi.
Nie chciałabym się wdawać w spory semantyczne, ale…
:
Nie da się ukryć, że każdy klaps mieści się jednak w definicji przemocy: „Przemoc fizyczna to wywieranie wpływu na proces myślowy, zachowanie lub stan fizyczny osoby bez jej przyzwolenia przy użyciu siły fizycznej" (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Przemoc ). Też nie wykluczam konieczności używania takowej, jak już pisałam w poście wyżej.
Podniesienie głosu, o którym mówiłam – gdyby patrzeć zero-jedynkowo też właściwie kwalifikowałoby się do przemocy, psychicznej. Ale myślę, że wolno je stosować celowo, gdy jest to po prostu zmiana tonu, natężenia głosu - jako sygnał, że coś jest źle. Odnosi inny skutek i da się odróżnić od krzyków, jakie stosują niektórzy rodzice dla wyładowania frustracji. A wkładanie do fotelika – tak, początkowo dziecko instynktownie broni się przed takim krępowaniem. Jeśli jednak jest to połączone z uśmiechem, zabawą, zagadywaniem – trwa trochę dłużej, ale obywa się bez urazów psychicznych/fizycznych i ograniczenie zostaje zaakceptowane.
Magic, chyba już rozumiem co masz na myśli i zgadzam się, że te klapsy o których mówimy nie są zachowaniem brutalnym i zwykle nie powodują trwałych negatywnych śladów w psychice dziecka. Choć jednocześnie nie zmieniam zdania, gdyż wypracowano bardziej cywilizowane, nie mniej skuteczne, choć trudniejsze z punktu widzenia rodziców metody.
Podałam przykłady użycia przemocy w sytuacji koniecznej, ale nigdy z
zamiarem zadania bólu. Klaps – nawet jeśli prewencyjny - jest to zawsze mniejszy czy większy ból, rodzic wykazuje swoją siłę fizyczną, a zarazem słabość psychiczną - z braku wiedzy lub z lenistwa ucieka się do tej prostej metody. Zdaję sobie sprawę, że nikt nie może być idealnym wychowawcą – czasami niechcący zdarza się zrobić dziecku przykrość. Ale po co jeszcze robić to świadomie? Jak dotąd moje argumenty były intuicyjne oraz na podstawie wiedzy ogólnej. Chyba też powinnam zakończyć dyskusję, bo każdy dawno wypracował swoje zdanie. Przy tym mądrzejsi i/lub bardziej doświadczeni ode mnie ludzie wciąż spierają się w tych kwestiach. Teraz dopiero zajrzałam do sieci. Na przykład:
http://www.pismo.niebieskalinia.pl/index.php?id=213http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,66917,3333003.html?as=1&ias=2&startsz=xhttp://www.pismo.niebieskalinia.pl/index.php?id=224http://www.niedziela.pl/artykul.php?id=118067666900002009http://www.patos.pl/forum/1-vt96.html?postdays=0&postorder=asc&start=0magic napisał(a): Ameryka to nie postępowa Europa, a już na pewno nie równać się jej z Niemcami, którzy nie tak dawno temu swój idealny porządek usiłowali rozpowszechnić metodą szybką i skuteczną.
Czy to ironia? O jakich konkretnie regulacjach mówisz w związku z wychowywaniem dzieci? I druga sprawa - może jestem naiwna, ale nie chcę oceniać jednostek, a nawet całego narodu na podstawie poglądów/dokonań grupy rządzącej - fanatyków z poprzedniego pokolenia.
magic napisał(a):Tu [w Ameryce] nie tylko daje się klapsy dzieciom, ale praktykuje też inne staroświeckie zabobony, np. chodzi się na do kościoła w każdą niedzielę.
Jaki płynie z tego z tego wniosek? Jaki jest związek pomiędzy klapsami i kościołem? W Niemczech też wielu ludzi chodzi do kościoła – nie jest to zabobon tylko tradycja, która - w przeciwieństwie do klapsów - raczej nie ma w nikim na świecie przeciwnika; niektórzy po prostu jej nie praktykują.
(może na te pytania jest oczywista odpowiedź, ale ja naprawdę nie rozumiem)
magic napisał(a):Mam nadzieję, że swoje przyszłe dzieci wychowasz tak jak uznasz za stosowne i nikt Ci się nie będzie wtrącał.
Mam wiele obaw i wątpliwości, jak należałoby postępować – np. czy jestem zbyt surowa, czy może zbyt rozpieszczam, czy bronić to potencjalne swoje dziecko przed bakteriami i wszystko odkażać, czy przeciwnie - pozwalać się taplać w każdym błotku
I tysiące innych. Wiem, że tu trudno wiele ustalić a priori i często nie ma zero-jedynkowości - potrzeba złotego środka.
Tym bardziej więc mam nadzieję, że znajdą się ludzie, którzy będą mi otwarcie mówić swoje opinie na ten temat i wytykać błędy, nawet nie pytani. Będę wdzięczna za sugestie/porady/krytykę - zwykle tak mam. Przemyślę na pewno. Tylko co do tych klapsów… wiem swoje