Gość napisał(a):Pierwszy przypadek - szkoła podstawowa, dwóch łebków się bije, interweniuje jeden z trzech nauczycieli w szkole [...]. Pierwszego za kołnierz i do góry, że odnóżami wierzga to łapą po tyłku i w kąt, drugiego za fraki, że wierzga to po tyłku i w kąt [...].
Myślę, że klaps mający na celu skarcenie, a nie zadanie bólu, jest do przyjęcia.
Gość napisał(a):[...] Matematyczka bierze metrowa linijke do kreślenia na tablicy, cała klasa patrzy i ma zabawę - chłopak dostaje klapsa linijką w tyłek, łapie szmatę, ściera głupoty i zaczyna pisać co trzeba... [...]
Tu już jednak 3 razy bym się zastanowił. Uczniowie technikum to są ludzie dorośli albo prawie dorośli - chyba trochę za stare byki aby ich karcić klapsami. Szczególnie w intymną część ciała, może to wywoływać dwuznaczne skojarzenia. To powiedziawszy przyznam się, że dostałem klapsa w tyłek na maturze. (Nie da się ukryć, że stara matura była znacznie bardziej zabawowa od nowej.
)
Co do odpytywania przy tablicy, to myślę, że szkoła mogłaby się bez tego rytuału obyć. Jest to niepotrzebnie stresujące dla ucznia i naraża go na śmieszność i drwiny w przypadku braków wiedzy (za to należy się negatywna ocena, a nie publiczne poniżanie). Co więcej, odpytywanie przy tablicy jest marnotrawieniem czasu, bo w ciągu tych 5-10 minut cała klasa mogłaby napisać kartkówkę, i tym sposobem nauczyciel sprawdziłby przygotowanie 30 uczniów, a nie jednego.
Gość napisał(a):"połóż dziecko ten ołówek bo jak ty ten ołówek w palcach kręcisz to nie słuchasz uważnie co ja mówię..."
A od takiego pedagoga to lepiej trzymać się z daleka. Czy ta pani nie wie, że tego rodzaju tiki/stimy wielu osobom pomagają się skoncentrować? A jeśli nawet nie w tym przypadku, to być może owa uczennica z potoku słów nauczycielki nie odnosiła żadnego pożytku, bo miała zwyczaj uczyć się z podręcznika? Różni ludzie różnie się uczą, i chyba dobry pedagog będzie oceniał wiedzę, a nie to, czy ktoś spogląda na lekcji w okno, na tablicę czy na sufit.
Ja tak się właśnie uczyłem, szczególnie na studiach. Za tokiem wykładów nie mogłem nadążyć, ale całosemestralny materiał byłem w stanie przyswoić z książek w ciągu 2 dni. W związku z tym na wykłady nie chodziłem, a na obowiązkowych ćwiczeniach siedziałem wpatrzony w okno lub sufit, zajęty rozmyślaniem o niebieskich migdałach. Jeśli wyrwano mnie do tablicy, grzecznie i szczerze odpowiadałem, że nie jestem przygotowany. Jeśli prowadzący ćwiczenia chciał mi pomagać i tłumaczyć, odmiawiałem współpracy. "Oj, jak pan sobie poradzi na kolokwium?!", martwił się asystent. Odpowiadałem: "Dostanę piątkę". Tak też było, miałem stypendium naukowe za wysoką średnią, a studia skończyłem z wyróżnieniem.