parę słów

To forum przeznaczone jest głównie dla osób dorosłych z ZA i pokrewnymi zaburzeniami.

Chat irc (pirc.pl): #aspi.net.pl (bramka www) (godzina 20:30)
Skype: WideŁokonferencja (Soboty@20:00)

parę słów

Postprzez severn » Wt, 25 lip 2006, 15:44

Zawsze wiedziałam, że COŚ jest ze mną nie w porządku. I inni ludzie też widzieli, dlatego mam do nich ogromny żal, myślę, że do mamy również, chociaż kocham ja najbardziej na świecie. Mam OGROMNY żal do nauczycieli, do „psycholożki”, która nawet ze mną nie porozmawiała, a wystarczyła jej odpowiedź mojego brata: w domu siostra zachowuje się inaczej.
I to wszystko! Że mogę mieć coś wspólnego z autyzmem dał mi do zrozumienia brat kilka lat temu (młodszy o dwa lata!). To on zauważył, że moje zachowanie przypomina autystyków, ale w łagodniejszej wersji. Moja mama do dzisiaj udaje, że niczego nie zauważała, gdy byłam dzieckiem. A może rzeczywiście nie zwracała na to uwagi, bo sama miała cholernie ciężkie życie. Sytuacja rodzinna mogła pogłębić mój „autyzm” czy jak to nazwać.



„Problemy zazwyczaj pojawiają się w wypadku zwykłej nieoficjalnej rozmowy. Człowiek taki nie umie często w ogóle się odezwać ani "zachować" w sytuacji nieformalnej rozmowy "o niczym" itp., natomiast raczej nie sprawia mu problemów wysłowienie się przed grupą ludzi (zwłaszcza, jeśli nie są całkowicie obcy) i specjalistyczna rozmowa na temat zainteresowań. Chociaż i tu mogą być wyjątki i zdarzają się ludzie całkowicie nieśmiali, którzy mają trudności w nawet najbardziej podstawowych kontaktach z innymi.”

„Istotną cechą charakterystyczną osób z Zespołem Aspergera jest niepewność oraz obawy spowodowane niską samooceną, strachem przed porażką i brakiem zrozumienia lub niemożnością zrozumienia innych. Pojawia się też strach związany z poczuciem inności i niedopasowania.” – dokładnie wszystko, jak spisane z mojego mózgu.

Przez CAŁĄ PODSTAWÓWKĘ może kilka razy się odezwałam do drugiego ucznia. Co ciekawe, poza szkołą miałam kilka koleżanek i czasami nawet przewodziłam grupie. Ale zawsze musiało być tak JAK JA CHCĘ. Chodziłam do klasy z pewną dziewczynką. Po zajęciach, na podwórku byłyśmy dobrymi koleżankami, spędzałyśmy ze sobą trochę czasu, nawet odwiedziłam ją kilka razy w jej domu. Ale w szkole nie potrafiłam się do niej odezwać. Traktowałam ją tak samo jak resztę dzieciaków.

Mam wrażenie, że jestem CAŁA WEWNĄTRZ. Że cały mój świat jest wewnątrz mnie, a na zewnątrz została tylko skorupa. Nic nie wychodzi na zewnątrz, ale wszystko kumuluje się w środku. Czuję jakbym stała za jakąś szybą. Widzę wszystko co się dzieje, słyszę ludzi, ale sama jestem ograniczona tą szybą. Też jakby była trochę dźwiękoszczelna (jakkolwiek głupio to brzmi) i muszę się naprawdę wysilić, żeby PRZEKRZYCZEĆ tą szybę, żeby ktokolwiek mnie usłyszał. Ale najczęściej nie potrafię wydobyć z siebie głosu. Zdobywam się na jakieś kiwanie głową: TAK albo NIE. Lub wydaję z siebie jakieś pomruki. Wtedy zazwyczaj ludzie pytają: czemu się nie odzywasz? Czemu nic nie mówisz? Powiedz coś.
Wtedy zamykam się całkowicie. Robię się czerwona, pocę się i nie jestem w stanie powiedzieć już zupełnie nic. Uśmiecham się głupio, co wygląda obrzydliwie, bo mam nienaturalny uśmiech, taki jakiś „połowiczny”. Ręce mi się trzęsą, serce mi tłucze i chcę już jak najszybciej uciec. Kiedy dochodzi do konfrontacji słownej, cały mój zasób słów ucieka z głowy, jakby mi ktoś wyrwał połowę kartek ze słownika, albo wymazał gumką. NIE WIEM CO POWIEDZIEĆ, nie mogę znaleźć słów, nie znam odpowiedzi na najprostsze pytania.

Jestem bardzo infantylna. Moje wypowiedzi są na poziomie dziecka z podstawówki, jeżeli czegoś nie wykuję na pamięć to ZA NIC nie wypowiem się składnie i do rzeczy.

Nie potrafię żartować.

Boję się ośmieszenia, ciągle mam wrażenie, że ktoś mnie obgaduje. Dokładnie ważę każde słowo zanim je powiem, bo obawiam się, że może być odebrane niezgodnie z moją intencją. W rezultacie i tak mówię zawsze coś kompletnie głupiego.

Jestem złośliwa, maskuję tym swoją nieumiejętność prowadzenia rozmowy. Jeżeli sytuacja wymaga, żebym cokolwiek powiedziała, bo „milczę już za długo” to zazwyczaj jest to jakieś złośliwe zdanko, wcześniej dokładnie obmyślone.

Inna ważna rzecz; potrafię układać sobie w głowie różne warianty rozmów z innymi ludźmi. Godzinami potrafię rozmyślać „co bym powiedziała, a czego nie”. Oczywiście już po fakcie, na spokojnie potrafię wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, ale tej osoby, do której ją kieruję już dawno w moim otoczeniu nie ma.

Bardzo ciężko jest mi się skupić, gdy ktoś opowiada mi o czymś co mnie zupełnie nie interesuje. Potrafię się nawet wyłączyć i błądzić myślami zupełnie gdzieś indziej. Męczy mnie każdy kontakt z kimś, kto ma zamiar opowiadać mi o swoich wakacjach, dzieciach, chłopakach, szminkach czy nawet o filmie, który sama oglądałam.

Gdy znajduję się w większej grupie, ZAWSZE stoję z boku i NIGDY się nie odzywam, chyba, że ktoś skieruje pytanie prosto do mnie. Zresztą i w tedy moja odpowiedź jest zazwyczaj żałosna. Potrzebowałabym kilku minut, albo ostrzeżenia, że ktoś zada mi „takie a takie pytanie”, wtedy może ułożyłabym sobie jakąś odpowiedź. Wszystko kończy się zazwyczaj wzruszeniem ramion („nie wiem”) albo typowym „tak” i „nie”.
Z rozmawianiem przez telefon jest jeszcze gorzej. Nie widzę twarzy rozmówcy, nie wiem czy się uśmiecha, czy jest poważny. On nie widzi mojego kiwania głową (tak/nie). Rozmowa jest NIEMOŻLIWA. Mam pustkę w głowie.

Czasami zdarza się, że spotykam gdzieś osobę z którą przed laty chodziłam do szkoły. Wtedy nie zamieniłam z nią ani słowa, ta osoba pewnie nawet nie zna brzmienia mojego głosu. Zdarzyło mi się parę razy zamienić parę słów z takimi „kimś”, z kim nigdy wcześniej nie rozmawiałam, a tylko byłam OBOK.

Mam czasami dziwne napady NORMALNOŚCI. Trwają bardzo krótko. Przykład? Egzamin na studia, a właściwie rozmowa kwalifikacyjna. Widzę małą, śliczną dziewczynę, która jest zdenerwowana. Stoi pod ścianą, mało się odzywa. Podchodzę do niej, przedstawiam się i zaczynam rozmowę! Jestem zaszokowana tym co robię, ale czuję się super. Mam wybielone zęby J, więc się szczerzę, nową fryzurę, wszyscy „na galowo” oprócz mnie. Czuję się fajna, inna, trochę podniecona tym nowym miejscem. Wchodzę na egzamin i...kompletna klapa. Zachowuję się jak kretynka. Nie mogę sobie przypomnieć tematu mojej pracy maturalnej z polskiego!!!! Egzaminatorka patrzy na mnie jak na świra, a ja się zastanawiam czy zamiast na studia nie powinnam się udać do jakiegoś psychiatryka. Nie potrafię odpowiedzieć na najprostsze pytania.

Czasami zdarzają się takie dni, że myślę pozytywnie. Ma to związek z jakimś nowym zainteresowaniem, „odkryciem”, jakąś książką, która mnie natchnie do działania, życia w ogóle. Zaczynam wtedy dużo rysować, zmieniać wystrój pokoju, robić plany, wychodzić na spacery. Taki przykład; zakochałam się w gitarze Jeffa Becka. Mogłam całymi dniami słuchać tylko jego gitary. Nastrajała mnie niesamowicie dobrze. Zaczęłam się zastanawiać nad nowymi studiami, pisałam optymistyczne listy, CAŁY miesiąc nie myślałam o śmierci. Ale pojawił się jakiś problem; musiałam GDZIEŚ WYJŚĆ, COŚ ZAŁATWIĆ, Z CZYMŚ SIĘ ZDERZYĆ. I trach. Koniec całego miłego nastroju. Wtedy zaczynam pisać okropne, dołujące wierszydła, słuchać Joy Division, szukać sznurka po całym domu, „bo ja przecież przez to nie przejdę!” „nie tym razem” „to już dla mnie za dużo” „tego już się NIE DA przeskoczyć”. A to są takie drobnostki, których „normalni” ludzie nawet nie zauważają! Oni idą prosto, taranują tą przeszkodę, zresztą nawet jej nie widzą, dla nich to jest zwykła codzienność, bułka z masłem, żaden problem. I nawet by im przez myśl nie przeszło, że ktoś się może takim czymś zadręczać, nie spać po nocach i rozważać samobójstwo.

O wiele łatwiej nawiązuję kontakty z ludźmi (co tu ukrywać?) mniej mądrymi, o niższym statusie społecznym, brzydszymi ode mnie, gorzej ubranymi, nieśmiałymi. Inteligentni niesamowicie mi imponują, ale ZA NIC do kogoś takiego buzi nie otworzę! Kończy się na tym, że spędzam przerwy z najgłupszą dziewczyną na roku i nie mam o czym z nią rozmawiać.


Wracam do podstawówki: na przerwach, kiedy inne dzieciaki biegały po boisku czy grały w piłkę, ja spacerowałam układając sobie w głowie różne „historyjki”. Później zaczęłam te historyjki przelewać na papier, co zresztą do dzisiaj robię. Słyszałam o takim zespole chorobowym, który charakteryzuje się wykonywaniem różnych bezsensownych czynności; przy tych „historyjkach” bardzo często powtarzałam taką czynność; stawianie prawej stopy na krawężniku chodnika, cofanie jej i stawienie w jej miejsce lewej. Wymyśliłam też sobie podobną „zabawę”. Na moim podwórku był niski murek (kilkanaście centymetrów wysokości) okalający trawnik. Chodziłam po tym murku w taki oto idiotyczny sposób: dwa kroki ze słowami: trup, trup, następnie jedną nogą „nurkowałam” obok murku (przy tym słowo: księżniczka). Wtedy nie zastanawiałam się nad tym co robię i nawet wciągnęłam w tą zabawę jedną koleżankę. Ale gdy dzisiaj na to patrzę nie mam NAJMNIEJSZEGO POJĘCIA o co mi chodziło i czym te czynności były podyktowane.

Gdy ktoś coś do mnie mówił chciało mi się płakać. W szkole płakałam wiele razy. Raz zdarzyło mi się rozpłakać w pierwszej klasie szkoły średniej, bo nie wiedziałam na informatyce jak włączyć komputer!!!

Bardzo często płaczę.

Ciągle kogoś za coś przepraszam. Wszędzie czuję się intruzem. Mam wrażenie, że wszyscy mnie obgadują, patrzą na mnie, gdy idę ulicą. Do tego dochodzi niezadowolenie z własnego wyglądu.


Zadręczam innych moimi zainteresowaniami. Ktoś wspominał, że potrafił wymieniać z pamięci płyty zespołów, których nigdy nie słyszał. Mam podobnie. Ogromna baza informacji na temat nikogo nie obchodzących zespołów, zapomnianych gitarzystów i trzeciorzędnych basistów. Od dziecka uwielbiałam różnego rodzaju klasyfikacje. Namiętnie układałam listy ulubionych piosenek, zespołów, płyt, filmów, książek. W końcu gdy to nie wystarczało siedziałam nad listami ulubionych tekstów piosenek, duetów mieszanych, rock’n’rollowych kobiet, które najbardziej na mnie wpłynęły. Im dziwniejsze zestawienia tym lepiej!

Jeżeli w szkole matematyka nie interesowała mnie w ogóle, to uciekałam z lekcji, nie odrabiałam zadań domowych, bo nie byłam w stanie się w ogóle skupić na tym przedmiocie, więc go kompletnie olewałam. Identycznie było z chemią. Natomiast z polskiego, geografii czy historii zawsze miałam dobre oceny, bo jakoś te przedmioty korespondowały z moimi zainteresowaniami. Problem jest taki, że nie mogę pójść na studia, bo żaden kierunek nie jest mnie w stanie zainteresować.

W końcu nawiązałam kontakty listowe z ludźmi o podobnych muzycznych zainteresowaniach i mogę powiedzieć, że w ten sposób poznałam osobę, którą chcę nazywać przyjacielem mimo iż NIGDY nie widziałyśmy się w realu i nawet nie rozmawiałyśmy ze sobą przez telefon. Korespondencja trwa nieprzerwanie od siedmiu lat! (czy komuś przypomina się film „Charing Cross Road 84” (chyba J)?)

„Poza tym wszystkim zawsze lepiej takie osoby potrafią się komunikować pismem (wszelkiego typu internetowe sposoby komunikacji). Rozmowa przez telefon, czyli nawet wtedy kiedy nie widać rozmówcy, może być równie trudna jak rozmowa z żywym człowiekiem.”


Właśnie. Na papierze potrafię „rozmawiać swobodnie” na niemal każdy temat. Listy pisywałam do trzech koleżanek, z którymi chodziłam do klasy! Z którymi siedziałam w ławce! Tylko w ten sposób mogły mnie chociaż trochę poznać, a ja mogłam nawiązać z nimi jakikolwiek kontakt. Gdy taka korespondencja potrwa dłużej, po jakimś czasie (po kilku miesiącach, czasem latach) potrafię z taką osobą ROZMAWIAĆ. Ale tylko i wyłącznie w cztery oczy!


Nigdy nie byłam w związku. Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić siebie u czyjegoś boku. Musiałaby to być chyba osoba równie INNA jak ja.

Wcześnie zaczęłam mówić, chodzić, rysować. W szkole chwalono mnie za talenty plastyczne, dobrą naukę (jakoś nikt nie wspominał, że przez sześć lat nauki NIGDY nie byłam u odpowiedzi. Moim zdaniem nauczyciele dowalili parę cegiełek do tego mojego muru).

„Występują też problemy z kontaktem wzrokowym, osoba taka może albo go unikać, albo wpatrywać się w twarz rozmówcy lub wykonywać inne nienaturalne ruchy, które rozpraszają drugą osobę od tematu rozmowy.”

Nie patrzę w oczy, mówię „pod nosem”, wzrok wbity w czubki butów. Moja mama zauważyła, że gdy z nią rozmawiam bardzo często zasłaniam usta ręką, albo się drapię czy robię coś równie idiotycznego.

Nie potrafię kogoś poklepać po ramieniu, przytulić, pocałować na przywitanie (takie coś przechodzi tylko i wyłącznie z moją mamą i bratem). Nie potrafię obchodzić się z małymi dziećmi! Pamiętam gdy wujek położył mi na kolanach swojego kilkumiesięcznego synka, a ja momentalnie zesztywniałam, mały się rozdarł jak syrena alarmowa, mi się też chciało płakać. Nie wiem co powiedzieć jak coś kogoś boli, jak ktoś płacze.

Raz w życiu tańczyłam z chłopcem w szóstej klasie podstawówki! Rzecz nie do powtórzenia. Coś strasznego.



„w sytuacji wymagającej wysokich umiejętności społecznych może dla osób postronnych sprawiać wrażenie osoby niedojrzałej lub wręcz opóźnionej umysłowo; natomiast jeśli idzie o przyswajanie faktów, które akurat znajdują się w sferze jej zainteresowań (...) osoby te często prześcigają zwykłych ludzi.” – ja to czuję. Ja WIEM, że wychodzę na tzw debila. Ale nie mogę nic na to poradzić.

Kiedyś w szkole zrobiono nam „testy na inteligencję”. Raczej była to zabawa niż rzecz na poważnie. Moje IQ wyniosło 130, ale były to przeróżne łamigłówki, moim zdaniem dosyć łatwe. Natomiast nie potrafiłam sobie poradzić z takimi prostymi pytaniami jak to, ile kilometrów różnicy jest między moim miastem, a pewnym miejscem. I na pytanie, co jest szybsze: koń czy samochód? Odpowiedziałam, że koń!

Nie potrafię gotować, nie mogę zapamiętać prostych przepisów. Kromka chleba zawsze ląduje na dywanie tą posmarowaną stroną. Zawsze nakruszę, narozlewam, mycie naczyń kończy się zbieraniem skorup po talerzach, ziemniaki obieram na kwadratowo. Mieszkam z mamą. Kiedyś wyjechała na dwa tygodnie. Żywiłam się fasolką z puszki i coca-colą. Całymi dniami siedziałam przed komputerem, wydałam kupę forsy na internet.

Kiedyś nie potrafiłam zrobić zakupów w sklepie. Do dzisiaj wolę samoobsługowe. Pamiętam jak zmuszałam się, żeby w końcu kupić sobie płytę Lennona J. Kilka razy wchodziłam i wychodziłam ze sklepu. W końcu mi się udało. Kiedyś bardzo długo stałam w kolejce, tym razem chodziło o Janis Joplin J. I w końcu uciekłam sprzed lady, bo klient przede mną tak długo „kupował”, że cała moja odwaga zwiała za drzwi, a ja zaraz za nią.
Dzisiaj są pewne produkty, których nie kupię w normalnym sklepiku! Abym poprosiła o coś sprzedawczynię, produkt musi mieć konkretną nazwę, najlepiej żeby nie było dużego wyboru (bo co ja zrobię jak sprzedawca zapyta jaki rodzaj mąki chcę?!). Stojąc w kolejce powtarzam sobie formułkę: poproszę mleko, chleb i coca-colę. Nie orientuję się w cenach! „ Na oko” nie powiem ile co waży!

Mam bardzo mgliste pojęcie o różnych „urzędowych sprawach”, nie interesuje mnie polityka, gospodarka, nie znam się praktycznie na niczym co wychodzi poza moje zainteresowania. Wiele razy próbowałam zainteresować się czymś INNYM. Ale zazwyczaj kończyło się po kilku dniach.

Praktycznie nie interesuje mnie życie zewnętrzne. Może się „palić i walić”, a ja jeśli będę akurat w trakcie jakiegoś absorbującego mnie zajęcia zignoruję to co się dzieje na zewnątrz.

Nie mam naturalnego odruchu gdzie jest PRAWA a gdzie LEWA strona. Tak samo jest z PÓŁNOC-POŁUDNIE, WSCHÓD-ZACHÓD. Muszę się zawsze chwilę zastanowić.


„Ludzie tacy najlepiej się czują żyjąc w uporządkowanym otoczeniu z ustalonymi schematami. Próba zmiany tego stanu rzeczy wywołuje zwykle silną frustrację i może w skrajnych przypadkach prowadzić nawet do zachowań agresywnych.”


Każde wyjście z domu to WYDARZENIE. Jeżeli mam spędzić cały dzień poza domem to jestem cały ten czas podenerwowana, zła, ciężko mi rozstawać się z moimi „rzeczami” (płyty, książki itp.)

Głupi przykład, ale co miesiąc kupuję pewne czasopismo i jeżeli nie ukaże się ono dokładnie w tym dniu, w którym POWINNO to dostaję szału. Potrafię dwa razy w ciągu dnia biegać do kiosku, denerwować się i jęczeć „dlaczego oni mi to robią?!” . Jak to teraz piszę to nawet wydaje mi się to zabawne. Ale nienawidzę zmian. I to jest najgorsze. Bo równie mocno nienawidzę miejsca, w którym mieszkam. I wychodzi na to, że jestem skazana na ten cholerny dom, na ten pokój, do śmierci.

Ciągle mam poczucie winy, gdy np. kupię sobie coś droższego. Kupno płyty dvd potrafię przeżywać przez tydzień, chociaż oczywiście bardzo chciałam ją mieć i cieszę się z jej posiadania. Ale nie potrafię wyzbyć się tego poczucia winy.

Przez dłuższy czas miałam problem z pisownią pewnych słów: świeży, wydarzenie i spódnica! Uparcie pisałam spudnica, chociaż po iluś razach powinnam sobie wbić do głowy, że to nie jest poprawna pisownia. Ale mi się bardziej podobała spudnica niż spódnica! To wszystko nie przeszkadzało mi mieć zawsze piątek z dyktand (widocznie w żadnym nie padało TO słowo J).


Do 16 roku życia właściwie w ogóle nie obchodziło mnie w co się ubieram. Wstawałam rano, wkładałam na siebie byle co, nawet nie patrzyłam w lustro i wlokłam się do szkoły. Potem przyszedł etap „rock’n’rollówy”, ale nie powiem, żebym się specjalnie przykładała – koszulki z nadrukiem jakiegoś zespołu, czarne jeansy i glany. Teraz jest odwrotnie! Przed wyjściem z domu potrafię godzinę męczyć się przed lustrem. Rezultat jest taki, że jestem cała czerwona, spocona i wściekła. Zależy mi na tym, żeby wyglądać „jak człowiek”. Najlepiej, żeby nikt się na mnie nie gapił na ulicy. I tak się gapią. A ja robię się coraz bardziej spocona i wściekła.

w-fu nienawidziłam i pod koniec podstawówki po prostu uciekałam z lekcji. Nie potrafiłam grać w siatkówkę, zresztą w żadne gry zespołowe. Zawsze byłam największą ofermą. Tzw fikołki nauczyłam się robić dopiero w V klasie! Nigdy nie umiałam stać na głowie, na rękach, robić przewroty na trzepaku (wszystkie dzieciaki na podwórku wisiały na trzepakach J). Potrafiłam tylko dobrze skakać przez skrzynię i kozła, he, he.

W dzieciństwie miałam też różne maniery ruchowe; wykonywałam dziwne, koliste ruchy łopatkami, albo skrobałam do krwi małym palcem u ręki palec serdeczny (ciężko wyjaśnić o co mi chodzi J), przygryzałam zębami policzek i nie mogłam się od tych nawyków powstrzymać. Każda próba zapanowania nad tym kończyła się wybuchem złości.

Ktoś wspomniał o problemach z jedzeniem. Jeden z moich największych koszmarów z liceum! Kiedy szłam do szkoły na cały dzień, brałam ze sobą od dwóch do trzech dużych bułek z pasztetem. Nie zawsze wszystkie zjadałam, ale musiałam je przynajmniej MIEĆ. Kiedy około trzeciej lekcji robiłam się głodna, bałam się burczenia w brzuchu. To była tragedia. Pociły mi się ręce, robiłam się czerwona, prawie mdlałam ze strachu, że ktoś usłyszy jak mi BURCZY w brzuchu! Napychałam się tymi bułkami, przed wyjściem z domu ohydnymi zupkami z torebki. A gdy miałam dni wolne od szkoły to potrafiłam prawie w ogóle nie jeść.
Uwielbiam pisać o sobie. Gdyby tylko ktoś chciał mnie słuchać, nawijałabym bez przerwy, bez umiaru. To jest STRASZNE. Okropnie się tego wstydzę. To wszystko co napisałam, właściwie na początku to było tylko dla mnie. Chciałam sobie wszystko uporządkować (tak już mam J), wiedzieć o czym mam mówić gdy (może) kiedyś będę gotowa udać się „gdzieś” z tym moim problemem. Ale później trafiłam na to forum i... Spojrzałam na tą moją pisaninę trochę inaczej. Może ja się za bardzo nad sobą użalam? Może te moje objawy to jednak coś innego. Boję się, że nigdy się tego nie dowiem. Nie mam odwagi wyjść Z TYM do ludzi... Wolałabym wiedzieć co mi dolega. To chyba normalne. Jak coś ma jakąś NAZWĘ i TWARZ to łatwiej to oswoić.

Wyszedł mi strasznie długi post, a mogłabym jeszcze raz tyle. Po prostu czuję się odgrodzona od świata, zamknięta w jakiejś skrzyni, wszystko to utrudnia mi życie. Zresztą, ja praktycznie nie mam życia, bo całe dnie spędzam w domu, w łóżku. Zrezygnowałam ze studiów, bo przerażały mnie praktyki nauczycielskie (a wmawiałam sobie: uda się, uda się, uda się. Rzecz jasna się nie udało.) Każdego dnia myślę o śmierci. Każdy najmniejszy problem w ciągu kilku minut urasta do rangi tragedii, a jedynym wyjściem jakie widzę jest samobójstwo.

Czy to jest TO?
severn
 
Posty: 4
Dołączył(a): Pt, 28 lip 2006, 23:00

Postprzez zielony smok czy jakos ta » Wt, 25 lip 2006, 17:44

cała ja w dziećiństwie:)))
a do tego plamy! palmy , plamy:)) kiedyś włożyłam sobie garśc truskawek do kieszonki białej spódniczki :)) Hehe..
zielony smok czy jakos ta
 

Postprzez magic » Wt, 25 lip 2006, 21:03

Cześć Severn! Witam na naszym forum.

Od razu chciałbym Cię prosić abyś nie popełniała samobójstwa, bo z Twojego opisu wynika, że jesteś bardzo fajną osobą, i my tu Ciebie potrzebujemy.

Mógłbym się podpisać pod wieloma problemami, które wymieniłaś, choć wiele z nich w końcu przewalczyłem (wymienię dla przykładu fobię telefoniczną i sklepową).

Uwielbiam pisać o sobie. Gdyby tylko ktoś chciał mnie słuchać, nawijałabym bez przerwy, bez umiaru. To jest STRASZNE. Okropnie się tego wstydzę. To wszystko co napisałam, właściwie na początku to było tylko dla mnie. Chciałam sobie wszystko uporządkować (tak już mam J), wiedzieć o czym mam mówić gdy (może) kiedyś będę gotowa udać się „gdzieś” z tym moim problemem. Ale później trafiłam na to forum i... Spojrzałam na tą moją pisaninę trochę inaczej. Może ja się za bardzo nad sobą użalam? Może te moje objawy to jednak coś innego. Boję się, że nigdy się tego nie dowiem. Nie mam odwagi wyjść Z TYM do ludzi...

No to właśnie wyszłaś...! :) Nie ma nic złego w tym aby pisać o sobie, a nawet się wyżalać. Od tego jest właśnie nasze forum, nie tylko od dobrych chwil, ale od tych trudnych też. Lepiej pisać niż dusić wszystko w sobie. Nie ma się czego wstydzić, tu wszyscy jesteśmy "dziwakami".

Co studiowałaś i jak długo?

Kromka chleba zawsze ląduje na dywanie tą posmarowaną stroną.

To nie wynika z Twojej niezdarności, lecz z praw fizyki i statystyki. (Gdybyś na stole trzymała kromkę masłem do dołu, czego się zwykle nie robi, to spadałaby na nieposmarowaną stronę.)
magic
 
Posty: 1289
Dołączył(a): Pt, 13 sty 2006, 00:00
Płeć: M

Re: parę słów

Postprzez Kurak » Wt, 25 lip 2006, 21:21

Prawde mowiac, czytajac Twoj post nie moglem sie doczekac konca zeby w W KONCU odpisac. :wink: O ile o AS wiem calkiem sporo, to zdecydowanie latwiej jak i przyjemniej bedzie mi odwolac sie w odpowiedzi do wlasnych przezyc.
Pomimo, ze diagnozy (jeszcze) nie mam, to zbieznosci z innymi forumowiczami jak i z wszelkiego rodzaju opisami AS pozwolily mi zalozyc, ze AS mam i pomaga mi to. :wink:



severn napisał(a):I Sytuacja rodzinna mogła pogłębić mój „autyzm” czy jak to nazwać.

Watpie, aby sytuacja rodzinna mogla miec wplyw na Twoje objawy, za to na pewno miala wplyw na ich odbior.

severn napisał(a): dokładnie wszystko, jak spisane z mojego mózgu.

Prawie wszyscy na tym forum doskonale wiedza co masz na mysli.



severn napisał(a): Mam wrażenie, że jestem CAŁA WEWNĄTRZ. Że cały mój świat jest wewnątrz mnie, a na zewnątrz została tylko skorupa. Nic nie wychodzi na zewnątrz, ale wszystko kumuluje się w środku. Czuję jakbym stała za jakąś szybą. Widzę wszystko co się dzieje, słyszę ludzi, ale sama jestem ograniczona tą szybą. Też jakby była trochę dźwiękoszczelna (jakkolwiek głupio to brzmi) i muszę się naprawdę wysilić, żeby PRZEKRZYCZEĆ tą szybę, żeby ktokolwiek mnie usłyszał. Ale najczęściej nie potrafię wydobyć z siebie głosu.

Bardzo ciekawe ujecie sprawy. Prawde mowiac mialem napisac jakis komentarz, ale wylecial mi zupelnie z glowy i od 15 minut wierce sie na krzesle zeby sobie przypomniec i nic. :) W kazdym razie - mam tak samo.



severn napisał(a):Boję się ośmieszenia, ciągle mam wrażenie, że ktoś mnie obgaduje. Dokładnie ważę każde słowo zanim je powiem, bo obawiam się, że może być odebrane niezgodnie z moją intencją. W rezultacie i tak mówię zawsze coś kompletnie głupiego.

Nic nawet nie mow, najlepsze sa moje teksty gdy sytuacja wymaga bardzo szybkiej reakcji lub jestem zaskoczony, potrawie pieprznac taka bzdure ze mam z niej ubaw conajmniej tydzien (co prowadzi do rownie glupich sytuacji - gdy np. stoje w kolejce i bezskutecznie probuje opanowac smiech bo akurat mi sie przypomnialo : ) )

severn napisał(a):Inna ważna rzecz; potrafię układać sobie w głowie różne warianty rozmów z innymi ludźmi. Godzinami potrafię rozmyślać „co bym powiedziała, a czego nie”. Oczywiście już po fakcie, na spokojnie potrafię wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, ale tej osoby, do której ją kieruję już dawno w moim otoczeniu nie ma.

:roll: Taa, i te konwersacje w umysle zawsze wychodza tak gladko, pieknie, stylowo i w ogole z finezja. :wink:

severn napisał(a): Męczy mnie każdy kontakt z kimś, kto ma zamiar opowiadać mi o swoich wakacjach, dzieciach, chłopakach, szminkach czy nawet o filmie, który sama oglądałam.

Sam od pewnego czasu sie zastanawiam, czy w takich sytuacjach:
+ mowic tej osobie ze nic mnie to nie obchodzi?

+ zagrac ugodowo - niech sie wygada (czesto konczy sie to fiaskiem bo NT pozadaja interakcji, a ja tylko slucham)

+ nic nie mowic, po prostu wysluchac (ten wariant z kolei zwykle konczy sie pytaniem:
"obraziles sie? jestes na mnie zly?"
"cos sie stalo?"
lub tez konwersacja ustaje bo druga osoba uwaza mnie za kogos aroganckiego

Jak sobie z tym radzicie?


severn napisał(a):Gdy znajduję się w większej grupie, ZAWSZE stoję z boku i NIGDY się nie odzywam, chyba, że ktoś skieruje pytanie prosto do mnie. Zresztą i w tedy moja odpowiedź jest zazwyczaj żałosna. Potrzebowałabym kilku minut, albo ostrzeżenia, że ktoś zada mi „takie a takie pytanie”, wtedy może ułożyłabym sobie jakąś odpowiedź. Wszystko kończy się zazwyczaj wzruszeniem ramion („nie wiem”) albo typowym „tak” i „nie”.

severn napisał(a): Z rozmawianiem przez telefon jest jeszcze gorzej. Nie widzę twarzy rozmówcy, nie wiem czy się uśmiecha, czy jest poważny. On nie widzi mojego kiwania głową (tak/nie). Rozmowa jest NIEMOŻLIWA. Mam pustkę w głowie.

Ja tez juz wole sie kompromitowac osobiscie niz przez telefon. ;D

severn napisał(a):Mam czasami dziwne napady NORMALNOŚCI. Trwają bardzo krótko. Przykład? Egzamin na studia, a właściwie rozmowa kwalifikacyjna. Widzę małą, śliczną dziewczynę, która jest zdenerwowana. Stoi pod ścianą, mało się odzywa. Podchodzę do niej, przedstawiam się i zaczynam rozmowę! Jestem zaszokowana tym co robię, ale czuję się super. Mam wybielone zęby J, więc się szczerzę, nową fryzurę, wszyscy „na galowo” oprócz mnie. Czuję się fajna, inna, trochę podniecona tym nowym miejscem.

Tez mam takie dni, tylko u mnie sa bardziej maniczne niz normalne.
U mnie wtedy "wszystko jest osiagalne, wszystko jest latwe", pewnosc siebie, ktorej zwykle mam duzo tylko gdy jestem sam - az mnie rozpiera, nawet otoczenie jest ladniejsze , tez gadam z nieznajomymi, co ciekawsze robie sie wtedy bardzo ciety, potrafie rzucac celne riposty i w dodatku z taktem. Ogolnie rzecz ujmujac az za bardzo przypomina to efekty srodkow dopaminergicznych


severn napisał(a):O wiele łatwiej nawiązuję kontakty z ludźmi (co tu ukrywać?) mniej mądrymi, o niższym statusie społecznym, brzydszymi ode mnie, gorzej ubranymi, nieśmiałymi. Inteligentni niesamowicie mi imponują, ale ZA NIC do kogoś takiego buzi nie otworzę! Kończy się na tym, że spędzam przerwy z najgłupszą dziewczyną na roku i nie mam o czym z nią rozmawiać.

Wydaje mi sie, ze najprosciej rzecz ujmujac swoj do swego ciagnie. AS'ow ciagnie do innych


severn napisał(a): Ale tylko i wyłącznie w cztery oczy!

Zauwazylas cos bardzo ciekawego co mam tez u siebie, mam kilku takich znajomych, pierwsze 'fazy' znajomosci udalo mi sie przeprowadzic przez internet i przeskoczyl jakis przelacznik i teraz moge mi z nimi rozmawiac czasem nawet o glupotach. Co ciekawe, tylko w cztery oczy, gdy jestem w grupie to nie jestem w stanie gadac z zadna z tych osob w towarzystwie (chyba ze gdzies na boku) - jakbym ich nie znal. Z drugiej strony, moze to tylko moja teoria "prosto z ****" jak to sobie zwe:
ze ludzie w towarzystwie sa ewidentnie inni - maja inne maski, zachowuja sie inaczej to inne osoby niz te ktore znam 1 na 1 i nie moge sie do nich odezwac bo mnie to az brzydzi.

severn napisał(a):Nie patrzę w oczy, mówię „pod nosem”, wzrok wbity w czubki butów. Moja mama zauważyła, że gdy z nią rozmawiam bardzo często zasłaniam usta ręką, albo się drapię czy robię coś równie idiotycznego.

Ja takze i dodatkowo notorycznie ziewam, czuje ze to wymuszone ziewanie ale nie moge przestac i czuje sie jak jakis cep. ;D

severn napisał(a):Nie wiem co powiedzieć jak coś kogoś boli, jak ktoś płacze.

Odkrylem ze jedyny sposob, zeby nie pogarszac jeszcze takich sytuacji to po prostu milczec i siedziec przy drugiej osobie. Jak chce cos powiedziec to zwykle jest to albo kompletna bzdura albo jakies pouczanie. ;/

severn napisał(a): ja to czuję. Ja WIEM, że wychodzę na tzw debila. Ale nie mogę nic na to poradzić.

Zdecydowanie, dla to wlasnie bezsilnosc jest w takich sytuacjach najgorsza. Bardzo chcesz i wiesz ze mozesz... a jednak nie mozesz.

severn napisał(a): Mieszkam z mamą. Kiedyś wyjechała na dwa tygodnie. Żywiłam się fasolką z puszki i coca-colą. Całymi dniami siedziałam przed komputerem, wydałam kupę forsy na internet.

To jest uleczalne, do pewnego stopnia przynajmniej. Ja kiedys przez tydzien jadlem tylko platki z mlekiem, jak skonczylo sie mleko to same platki, a jak skonczyly sie platki to zaczal mi smakowac keczup - tak jest - sam keczup. :wink: Teraz juz sie troche nauczylem ale dalej daleko temu do "odpowiedniego zywienia" a przepisy zbieram do notesu. :wink:

severn napisał(a):Kiedyś nie potrafiłam zrobić zakupów w sklepie. Do dzisiaj wolę samoobsługowe.

Ja do innych nawet nie probuje wchodzic, czesto tez nie kupuje np. zoltego sera czy mies w supermarketach/samoobslugowych - tylko dlatego bo trzeba o to poprosic typiare. Nie wspomne o tym ze tlumy ludzi w sklepach powoduja, ze zawsze kupuje rzeczy "pierwsze z brzegu" zadnej selekcji ani nic - byleby jak najszybciej sie zmyc.



severn napisał(a):Nie mam naturalnego odruchu gdzie jest PRAWA a gdzie LEWA strona. Tak samo jest z PÓŁNOC-POŁUDNIE, WSCHÓD-ZACHÓD. Muszę się zawsze chwilę zastanowić.

Mialem zamiar zalozyc o tym oddzielny temat, ale uprzedzilas sprawe. Mam z tym identyczny problem, jak reszta?

Wlasciwie pod wszystkim co napisalas( poza "burczacym elementem", no i zboczenia tematyczne mam troche inne )moge sie podpisac, uznac za wlasne i powiedziec, ze wlasciwie wyjelas mi to z ust, spod palcow, skadkolwiek. :wink:


severn napisał(a):To chyba normalne. Jak coś ma jakąś NAZWĘ i TWARZ to łatwiej to oswoić.

:roll: az mi niezrecznie pisac ze znowu zupelnie sie zgadzam i trafilas w sedno

severn napisał(a):Czy to jest TO?

Mysle, ze to TO. :)
Avatar użytkownika
Kurak
 
Posty: 72
Dołączył(a): Pt, 21 lip 2006, 23:00

Postprzez v-tim » Śr, 26 lip 2006, 01:17

Czesc severn ! :) Jestem pod wrażeniem tego wszystkiego co napisałaś, bo ja tylu myśli tak naraz, tak zgrabnie, tak w jednym poście nie potrafiłbym ująć. W każdym bądz razie prawie wszystko co piszesz "pasuje" i u mnie.

Też ostatnio zauważyłem, że o wiele łatwiej jest mi dogadać się z kimś w cztery oczy, jednak tylko wtedy, gdy o tym, ze rozmowa sie odbedzie wiem wczesniej i nie dotyczy to oczywiscie :) rozmow telefonicznych. Tez mam takie cos, ze dla mnie rozmowa z kims sam na sam, a rozmowa z kims wsrod innych to dwa zupelnie rozne swiaty, z tym, ze ten drugi jest dziki i nieoswojony :wink:

Mam wrażenie, że jestem CAŁA WEWNĄTRZ.

Bardzo podoba mi sie to Twoje okreslenie, brakowalo mi wlasnie sformuowania, zeby wyrazic moje czeste odczucie. A na pytania typu "Dlaczego jestes taki smutny? Co sie stalo?" akurat w momencie, kiedy jestem pelen radosci, wole sie juz nie tlumaczyc, odpowiadam cos w stylu "Jestem zmeczony, musialem siedziec wczoraj do pozna" - i wiekszosc NT łyka to bez problemu. A jak wiem, ze takie tlumaczenie mi nie pomoze, korzystam z tego samego sposobu co Ty - odpowiadam jakims zdaniem ze zlosliwym przeslaniem... madry NT przerwie wtedy rozmowe, a ja mam spokoj, przynajmniej na jakis czas... choc jasne jest, ze wolalbym znac jakies lepsze sposoby.

Toczenie przykladowych rozmow w glowie calkiem dobrze rowniez i mi wychodzi. Jaki to ja wtedy jestem blyskotliwy i w ogole :wink: Przychodzi mi teraz na mysl taka historia "z zycia" kiedy to przez dluzszy czas korespondowalem mailowo z jedna dziewczyna. Pisalismy ze soba na cala mase tematow... czasem dosc trudnych. Pisanie listow wychodzilo mi calkiem dobrze (wychodzilo ich srednio 20 na miesiac :wink: ). Kiedys nadeszla chwila, ze sie spotkalismy. Od tamtej pory wole kontaktow internetowych nie przenosic do swiata realnego i musze powiedziec, ze to dosc dobry wniosek. W kontaktach "twarza w twarz" jestem calkiem inny, ale to chyba nie nowosc tutaj :wink:. Ale czy mozna to traktowac jako dobra rade dla innych? Nie wiem.

Co do roznych "egzaminow" to zupelnie sie zgadzam... kiedys na zajeciach z angielskiego mialem przygotowac dluzsza wypowiedz na jakis temat. Jak nadeszla moja kolej, zupelnie zapomnialem o czym ja w ogole mialem mowic (wyszlo wiec, mowiac eufemistycznie. dosc dziwnie), mimo, ze przed zajeciami bylem jeszcze dobrze przygotowany :)
a z jezykiem jako takim nie mam wiekszych problemow.

Co do zlych mysli, tez mam dosc czesto takie cos, ze "teraz to juz sie nie da tego przeskoczyc". Nauczylem sie jednak zadawac sobie pytanie "no ale po co to przeskakiwac?" Bardzo mi wtedy pomaga muzyka, to bardzo wazna czesc mojego zycia, kiedy slucham muzyki potrafie nie myslec o tym co mnie gryzie, tylko jej sluchac... zwlaszcza kiedy slucham jej glosno... muzyka zaglusza u mnie zle mysli....

O wiele łatwiej nawiązuję kontakty z ludźmi (co tu ukrywać?) mniej mądrymi, o niższym statusie społecznym, brzydszymi ode mnie, gorzej ubranymi, nieśmiałymi.


Tez tak mam, czasem okazuja sie oni byc calkiem ciekawymi ludzmi, ale jakos tak gadac z nimi nie ma o czym... a jak juz sie doczepia to puscic nie chca :wink: szczegolnie wtedy, kiedy chce sie samemu stac pod sciana na korytarzu, do nikogo sie nie odzywac i po prostu patrzec jak swiat idzie do przodu :)

Co do tych "dziwnych" czynnosci, to od zawsze czasem ktos ze znajomych zadaje mi pytanie "Sorry, co ty robisz?", a ja jak wybudzony ze snu zadaje sam sobie pytanie "No wlasnie... co ja robie i po co?"

Co do zainteresowan to mam podobnie... znajomi mowia czasem, ze na ich punkcie mi odbija... ale ja sie jakos nie przejmuje tym :wink:

W podstawowce tez uciekalem z lekcji, ale tylko z jednego przedmiotu - z historii, a jako, ze z pozostalych mialem przynajmniej piatki ( no wyjatkiem byl wf :> - kiedys na zaliczeniu rzutu pileczka palantowa pobilem rekord szkoly - minus 2 m :P) to historyczka "nie odwazyla sie" dac mi mniej :wink: swoja droga nauczyciel matematyki w podstawowce powiedzial mi po ktorejs lekcji, ze mam dar od Boga i mam go wykorzystac. Z chodzeniem do odpowiedzi, to nie wiem jakim cudem mozna te wydarzenia policzyc na palcach JEDNEJ reki... mimo, ze to przeciez to jest codziennosc dla statystycznego ucznia! W sumie to dzieki temu moje oceny byly dosc dobre i w podstawowce i w liceum.

Z tancem mam podobnie, tez raz, w podstawowce zdazylo mi sie "porwac" dziewczyne do tanca :wink: i tez do rzecz nie do powtrzenia :wink:

Co do gotwania, to poza jajecznice, placki ziemniaczane i odgrzewanie tego co mi mama zrobila to nie wychodze :wink: a za obieranie ziemniakow to juz od dawna wole sie nie zabierac - wcale nie przez lenistwo :wink:

Powstajace wokol mnie sklepy samoobslugowe sa mi bardzo na reke... zdarzylo mi sie kiedys tak "zamyslic" podczas oczekiwania w kolejce w takim tradycyjnym sklepie, ze kiedy przyszla moja kolej, nie pamietalem juz zupelnie co mam kupic. Zeby nie wyjsc na idiote kupilem chleb... i dolozylem go do jednego kupionego juz wczesniej :wink:

Ja w przeciwienstwie dosc dobrze orientuje sie w polityce, "urzedowych sprawach", ekonomii i takich tam, choc ma sie to nijak to moich studiow (informatyka) i strasznie mnie denerwuje, kiedy ktos wyglasza swoj obraz swiata poparty blednymi (obiektywanie blednymi, opartymi na nieznajomosci faktow) argumentami, natomiast jak ktos mnie poprosi o opinie, to potrafilbym mowic na ten temat godzinami, lacznie z moja wizja na przyszlosc kraju :wink: Tyle tylko, ze dla NTs polityka to temat zastepczy i nie potrafia rozmawiac o tym dluzej niz 5 min. Czesto zdarza mi sie, ze ktos juz w sposob bardzo bezposredni przerywa mi moj monolog, bo nie moze wytrzymac.. a ja zdaje sobie wtedy sprawe, ze przeciez mowie bez przerwy juz dluzszy czas i moglo kogos to znuzyc.

Wychodzenie z domu, to podobnie jak u Ciebie to ogromne wydarzenie, musi byc wszystko dopiete na ostatni guzik, ja musze wiedziec co mam zalatwic, ile mam miec pieniedzy przy sobie, co zrobie w jakiej kolejnosci, ile mi to zajmie czasu itd. a jak kupie sobie juz cos, to potem zawsze okazuje sie nie takie jak ma byc... Jak wpadam do sklepu, to w prostej linii do polek z potrzebnymi mi towarami, szybkie sprawdzenie, ktory np. makaron cenowo i jaksciowo mi odpowiada, i prosto do kasy. Nie potrafie chodzic i "ogladac".

Co do pisowni wyrazow, to nie bylo jakiś czas temu siły, żebym pisał "dziura". Jak pisze cos szybko i mam uzyc tego wyrazu to zawsze wyjdzie mi "dzióra"... a z ortografii w podstawowce nie bylo na mnie mocnych, w szkole sredniej zreszta tez...

Niestety nie jestem potrafię Ci napisać, czy TO to TO :wink: bo choć prawie wszystko się pokrywa z objawami AS i z moimi "objawami", ja nie majac swojej specjalistycznej diagnozy nie potrafie tego stwierdzic na 100% u siebie, a co dopiero u kogos.

Mam nadzieje, ze ta moja pisanina choc troche Ci pomoze. Powodzenia!
Avatar użytkownika
v-tim
 
Posty: 25
Dołączył(a): Śr, 15 lut 2006, 00:00

Postprzez severn » Śr, 26 lip 2006, 15:36

Dzięki. Od razu poczulam się lepiej wiedząc, że nie jestem sama. Wiecie o czym mówię.

Studiowałam filologię czeską, zrezygnowałam przed końcem pierwszego roku, chociaż pierwszy semestr zaliczyłam całkiem nieźle. Druga średnia w mojej grupie. Ale nawet takie rzeczy nie mogą mnie zmotywować. Jak się zatnę, to nie ma siły.
Studiowałam też kierunek medyczny, ale tutaj nie dotrwałam nawet do końca pierwszego semestru. Wszystko mnie przerażało.



Sam od pewnego czasu sie zastanawiam, czy w takich sytuacjach:
+ mowic tej osobie ze nic mnie to nie obchodzi?

+ zagrac ugodowo - niech sie wygada (czesto konczy sie to fiaskiem bo NT pozadaja interakcji, a ja tylko slucham)

+ nic nie mowic, po prostu wysluchac (ten wariant z kolei zwykle konczy sie pytaniem:
"obraziles sie? jestes na mnie zly?"
"cos sie stalo?"
lub tez konwersacja ustaje bo druga osoba uwaza mnie za kogos aroganckiego

Jak sobie z tym radzicie?”


Jeżeli nie mogę uciec (typowa wymówka; „przepraszam, muszę do toalety”) to słucham do końca, czasem kiwnę głową, albo się zmuszę do uśmiechu. Zdarza się, że kompletnie gubię wątek monologu „koleżanki” i nie wiem co mam odpowiedzieć na pytanie tej osoby.
Gorzej; jak widzę jakiegoś „dalszego” znajomego, nie ważne czy samego czy w grupie, potrafię przejść na drugą stronę ulicy, nie wejść do jakiegoś pomieszczenia, gdzie natknięcie się na tą osobę jest nieuniknione (chociaż szłam pół miasta, żeby w tym miejscu coś załatwić). Pamiętam, że gdy przychodziłam na zajęcia, a pod salą stało już kilka osób z mojej grupy, pierwsze kroki ZAWSZE kierowałam do toalety! Mogłam tam siedzieć nawet kilka minut, aż usłyszałam, że na korytarzu zebrał się spory tłum, w którym moglam się „zgubić” i dopiero wtedy wychodziłam.

Tak! Żołty ser i mięso na oddzielnym stoisku! Nie do przejścia!

„Bardzo mi wtedy pomaga muzyka, to bardzo wazna czesc mojego zycia, kiedy slucham muzyki potrafie nie myslec o tym co mnie gryzie, tylko jej sluchac... zwlaszcza kiedy slucham jej glosno... muzyka zaglusza u mnie zle mysli....”


Jak byłam mała, sypiałam z walkmanem, żeby zagłuszać nie tylko złe myśli, ale i inne głosy, które dochodziły zza ściany. Dzisiaj z muzyką praktycznie się nie rozstaję. Jeżeli nie słucham płyt, to i tak zawsze mam w głowie jakieś dźwięki. Zresztą z mojego postu jasno wynika, że nic mnie tak nie motywuje, nie inspiruje i nie „wywala na inną orbitę” jak muzyka właśnie :). Też potrafię się kompletnie w niej zatracić i przez ten czas nie myśleć o kolejnym strasznym dniu. Były takie czasy, że nosiłam ze sobą walkmana do szkoły, słuchałam na przerwie Black Sabbath :), głośno, na cały regulator, przynajmniej nikt się nie dziwił dlaczego milczę... Są takie płyty, które potrafią przenieść mnie w inny wymiar, gdzie czuję się bardziej komfortowo, bo dźwięki czy teksty piosenek w jakiś tam sposób oddają mój stan umysłu. I czuję się w tym muzycznym świecie bardziej NA MIEJSCU niż gdziekolwiek indziej. Ale to rozmowa na zupełnie inny temat. Może innym razem?

„Muzyka zaglusza u mnie złe myśli” – dokładnie. Dokładnie. Dokładnie. Wiecie jakie to dziwne wreszcie „pogadać” z kimś kto ma takie same problemy i nie uważa cię za świra? No pewnie, że wiecie. Głupio pytam :).
severn
 
Posty: 4
Dołączył(a): Pt, 28 lip 2006, 23:00

Postprzez v-tim » Śr, 26 lip 2006, 16:51

severn napisał(a):Od razu poczulam się lepiej wiedząc, że nie jestem sama.


Po to jest chyba to forum :)

severn napisał(a):Studiowałam filologię czeską,(...) Druga średnia w mojej grupie.


Mam koleżankę na tym kierunku i wg niej, w porównaniu do innych kierunków, jest o niebo trudnej i strasznie mało osób dociera do końca studiów.

severn napisał(a):Jak się zatnę, to nie ma siły.


Mam tak samo... miałem jeden przedmiot na studiach, którego w życiu bym nie zdał jeśli musiałbym się go solidnie nauczyć, na szczęście miałem dość przychylnego wykładowcę, dzięki temu nadal jestem studentem :)

severn napisał(a):Gorzej; jak widzę jakiegoś „dalszego” znajomego, nie ważne czy samego czy w grupie, potrafię przejść na drugą stronę ulicy, nie wejść do jakiegoś pomieszczenia, gdzie natknięcie się na tą osobę jest nieuniknione (chociaż szłam pół miasta, żeby w tym miejscu coś załatwić).


Ja czasem idę do celu baaardzo okrężną drogą, by ominąć rejony "ryzyka" :) Dalsi znajomi to o wiele wiekszy problem niz ci blizsi, znam to uczucie :)

severn napisał(a):Pamiętam, że gdy przychodziłam na zajęcia, a pod salą stało już kilka osób z mojej grupy, pierwsze kroki ZAWSZE kierowałam do toalety! Mogłam tam siedzieć nawet kilka minut, aż usłyszałam, że na korytarzu zebrał się spory tłum, w którym moglam się „zgubić” i dopiero wtedy wychodziłam.


Ja mam na to swój sposób - przychodzę w ostatnim momencie, albo wręcz spóźniam się na zajęcia. Wtedy już "nie ma czasu", by się ze wszystkimi witać. A kiedy zdarzają się okenka, nie ma siły, zawsze "muszę" spieszyć się gdzieś na miasto, do domu, gdziekowiek...

severn napisał(a):Żołty ser i mięso na oddzielnym stoisku! Nie do przejścia!

Co do sera to ja zawsze biorę gotwe i zapakowane juz kawałki wystawione gdzies w lodowkach. A z mięsem... wysyłam zawsze kogoś innego :wink: bo nie jestem w stanie zjeść tego pakowanego.

severn napisał(a):słuchałam na przerwie Black Sabbath


Black Sabbath RULEZZZZZ :D
severn napisał(a):Wiecie jakie to dziwne wreszcie „pogadać” z kimś kto ma takie same problemy i nie uważa cię za świra?


A moze to w koncu nie dziwnie tylko normalnie? :)
Avatar użytkownika
v-tim
 
Posty: 25
Dołączył(a): Śr, 15 lut 2006, 00:00

Postprzez magic » Cz, 27 lip 2006, 20:31

severn napisał(a):Wiecie jakie to dziwne wreszcie „pogadać” z kimś kto ma takie same problemy i nie uważa cię za świra? No pewnie, że wiecie. Głupio pytam :).

Wcale nie głupio. Radośnie mi się na sercu robi czytając Twoje słowa, bo przypomina mi się, jak to ze mną było. Bardzo się cieszę, że nas znalazłaś!

Wybacz, że nie pójdę w ślady innych forumowiczów i nie zacznę wymieniać wszystkich podobieństw, bo jest ich tyle, że chyba musiałbym cały dzień je wypisywać. Oczywiście nie we wszystkim jesteśmy tacy sami (to by dopiero było nudno!). Na przykład ja też lubię muzykę, ale nie zagłusza ona moich myśli, tylko raczej je wspomaga. Muzyka gra, kończyny latają, głowa w innym świecie - to lubię najbardziej! (O, jaki ze mnie świr! :wink:)
magic
 
Posty: 1289
Dołączył(a): Pt, 13 sty 2006, 00:00
Płeć: M

Postprzez wallis » Pt, 28 lip 2006, 01:16

A mi jest głupio bo tak bardzo chcę coś w twoim wątku Severn napisać, że aż nic nie mogę . :? . Od trzech dni piszę Ci odpowiedź i wyszedł mi tak długi post, że stwierdziłam, że chyba go nie wyślę. Ale to dopiero byłaby paranoja. Więc podejmuję kolejną próbę. Powiem tylko, że podobieństwo między nami jest wprost uderzające. Co prawda udało mi się zdobyć już kolejne doświadczenia życiowe, ale dobrze pamiętam, oj pamiętam. W sumie sporo kwestii jest nadal aktualnych.

severn napisał(a):Co ciekawe, poza szkołą miałam kilka koleżanek i czasami nawet przewodziłam grupie. Ale zawsze musiało być tak JAK JA CHCĘ.

Wiesz ja w podstawówce też czułam się wyobcowana, z boku, nie wiedziałam co robić na przerwach, generalnie się nudziłam i wolałam się uczyć. Nie przeszkodziło mi to w zapraszaniu dzieci do domu i urządzaniu np. rozbieranych seansów w dużym pokoju. Co ciekawe nigdy nie wzięłam udziału w tym pokazie, tylko byłam jego organizatorem i pomysłodawcą. Naprawdę nie wiem co mi do głowy wtedy przychodziło. Chyba tylko wtedy przewodziłam jakiejś grupie.

severn napisał(a):Mam wrażenie, że jestem CAŁA WEWNĄTRZ.
Czuję jakbym stała za jakąś szybą.

Pamiętam, kiedyś w czasach liceum, trafiłam na książkę Sylvii Plath "Szklany klosz" jak bardzo ten tytuł korespondował ze mną. Wydawało mi się, że kontaktach z innymi nie potrzebuję (nie potrafię) się "sprzedać", zakładałam, że wszystko co czuję i myślę widać po mnie, że wystarczyło tylko być. Tyle tylko, że była to nieprawda. Że aby doszło do interakcji należało coś uzewnętrzniać, zakomunikować. A tego już nie potrafiłam. Myślę, że z tą kwestią nie uporałam się do tej pory.

severn napisał(a):Gdy znajduję się w większej grupie, ZAWSZE stoję z boku i NIGDY się nie odzywam, chyba, że ktoś skieruje pytanie prosto do mnie.

Też mam wrażenie, że często uczestniczę nie uczestnicząc. Gdy ktoś w obecności innych mnie o coś spyta, jeszcze z zaskoczenia, potrafię być zażenowana. Generalnie wszelkie oficjalne zebrania w zamknięciu czterech ścian, spotkania rodzinne mnie przytłaczają, nie czuję się swobodnie. Oczywiście jest wtedy "łazienka", wychodzenie, przynoszenie czegoś zapomnianego etc. Tylko w kontakcie 1:1 czuję się dobrze i to też nie z każdym. Wolę ludzi bezpośrednich, otwartych i prawdziwych. Nie lubie gdy ktoś kręci albo jest nieautentyczny. Od razu taki fałsz wyłapię. Nienawidzę obgadywania mnie czy nawet kogokolwiek innego przy mnie. Czuję się wtedy zaatakowana i całkiem bezbronna wobec takich metod i wynikających z nich konsekwencji.

severn napisał(a):
kurak napisał(a):Mam czasami dziwne napady NORMALNOŚCI. Trwają bardzo krótko. Przykład? Egzamin na studia, a właściwie rozmowa kwalifikacyjna. Widzę małą, śliczną dziewczynę, która jest zdenerwowana. Stoi pod ścianą, mało się odzywa. Podchodzę do niej, przedstawiam się i zaczynam rozmowę! Jestem zaszokowana tym co robię, ale czuję się super. Mam wybielone zęby J, więc się szczerzę, nową fryzurę, wszyscy „na galowo” oprócz mnie. Czuję się fajna, inna, trochę podniecona tym nowym miejscem.

Tez mam takie dni, tylko u mnie sa bardziej maniczne niz normalne.
U mnie wtedy "wszystko jest osiagalne, wszystko jest latwe", pewnosc siebie, ktorej zwykle mam duzo tylko gdy jestem sam - az mnie rozpiera, nawet otoczenie jest ladniejsze , tez gadam z nieznajomymi, co ciekawsze robie sie wtedy bardzo ciety, potrafie rzucac celne riposty i w dodatku z taktem. Ogolnie rzecz ujmujac az za bardzo przypomina to efekty srodkow dopaminergicznych

I ja. Dobre słowo mania.

severn napisał(a):Czasami zdarzają się takie dni, że myślę pozytywnie. Ma to związek z jakimś nowym zainteresowaniem, „odkryciem”, jakąś książką, która mnie natchnie do działania, życia w ogóle. Zaczynam wtedy dużo rysować, zmieniać wystrój pokoju, robić plany, wychodzić na spacery.

O tak. Lubię być czymś natchniona, czuć że żyję a nie wegetuję. Bez tego umieram, niknę, nic mi się nie chce, spadam w dól.

severn napisał(a):szukać sznurka po całym domu, „bo ja przecież przez to nie przejdę!” „nie tym razem” „to już dla mnie za dużo” „tego już się NIE DA przeskoczyć”. A to są takie drobnostki, których „normalni” ludzie nawet nie zauważają! Oni idą prosto, taranują tą przeszkodę, zresztą nawet jej nie widzą, dla nich to jest zwykła codzienność, bułka z masłem, żaden problem. I nawet by im przez myśl nie przeszło, że ktoś się może takim czymś zadręczać, nie spać po nocach i rozważać samobójstwo.

tak jak napisał laoce, wstać, otrzepać się i iść dalej, to jest chyba najlepsza rada na przyszłość

severn napisał(a):O wiele łatwiej nawiązuję kontakty z ludźmi (co tu ukrywać?) mniej mądrymi, o niższym statusie społecznym, brzydszymi ode mnie, gorzej ubranymi, nieśmiałymi. Inteligentni niesamowicie mi imponują, ale ZA NIC do kogoś takiego buzi nie otworzę! Kończy się na tym, że spędzam przerwy z najgłupszą dziewczyną na roku i nie mam o czym z nią rozmawiać.

Miałam podobnie w szkole. Co pawda były może ze dwie, trzy bardzo ciekawe przyjaciólki, ale w końcu wszystkie się na mnie za coś tam poobrażały i straciłam z nimi kontakt, ale wciąż miło je wspominam. Jeśli zarzyło mi się czuć do kogoś podziw,respakt, automatycznie pojawiał się lęk przed taką osobą z równocześnie jakimś rodzajem tęsknoty za nią.

severn napisał(a):...przy tych „historyjkach” bardzo często powtarzałam taką czynność; stawianie prawej stopy na krawężniku chodnika, cofanie jej i stawienie w jej miejsce lewej. Wymyśliłam też sobie podobną „zabawę”. Na moim podwórku był niski murek (kilkanaście centymetrów wysokości) okalający trawnik. Chodziłam po tym murku w taki oto idiotyczny sposób: dwa kroki ze słowami: trup, trup, następnie jedną nogą „nurkowałam” obok murku (przy tym słowo: księżniczka).

o, też robiłam takie rzeczy

severn napisał(a):Gdy ktoś coś do mnie mówił chciało mi się płakać. W szkole płakałam wiele razy.

Też bardzo często płakałam. Był czas kiedy w domu płakłam prawie codziennie. W szkole również parę razy mi się zdarzyło na przerwie, nawet w pracy płakałam kiedyś, ze złości i z bezsilności. Teraz raczej płaczę ze wzruszenia, z zachwytu. Czasem, gdy poczuję się szczęśliwa też płaczę. Potrafię coś przeżyć i tak się to manifestuje.

severn napisał(a):Problem jest taki, że nie mogę pójść na studia, bo żaden kierunek nie jest mnie w stanie zainteresować.

Miałam podobnie. Mimo, że skończyłam b. dobre LO nie wykorzystałam tego, by zdawać na odpowiednie studia. W końcu postanowiłam obejść problem i wybrałam kierunek artystyczny. Wstyd się przyznać, ale lenistwo mną kierowało przy podejmowaniu decyzji o wyborze studiów

severn napisał(a):Nigdy nie byłam w związku. Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić siebie u czyjegoś boku. Musiałaby to być chyba osoba równie INNA jak ja.

Nie martw się. Dziewczyny z AS też dojrzewają do bycia związku. Każdy się całe życie rozwija. Tylu ludzi żyje na świecie w końcu sobie kogoś dopasujesz

severn napisał(a):Wcześnie zaczęłam mówić, chodzić, rysować. W szkole chwalono mnie za talenty plastyczne, dobrą naukę (jakoś nikt nie wspominał, że przez sześć lat nauki NIGDY nie byłam u odpowiedzi.

Też nie byłam często wzywana przez nauczycieli do odpowiedzi. Byli inni dyżurni wzywani częściej. Również wcześnie zaczęłam mówić, chodzić etc

severn napisał(a):„Występują też problemy z kontaktem wzrokowym, osoba taka może albo go unikać, albo wpatrywać się w twarz rozmówcy lub wykonywać inne nienaturalne ruchy, które rozpraszają drugą osobę od tematu rozmowy.”

Rzeczywiście potrafię rozpraszać rozmówcę dziwnymi gestami, uciekającym wzrokiem, zamyślaniem się etc. Wprowadzam niepokój. Szczególnie kiedy czuję się nieswojo, albo zagrożona czymś, lub gdy o czymś pomyślę co jest niezwiązane z rozmową

severn napisał(a):Nie potrafię obchodzić się z małymi dziećmi! Pamiętam gdy wujek położył mi na kolanach swojego kilkumiesięcznego synka, a ja momentalnie zesztywniałam, mały się rozdarł jak syrena alarmowa, mi się też chciało płakać. Nie wiem co powiedzieć jak coś kogoś boli, jak ktoś płacze.

Bałam się dzieci dopóki nie urodziło się moje. Też nie potrafię przytulić się do kogoś gdy płacze, albo gdy jest nieszczęśliwy. Np. do mamy. Kiedyś umarł ojciec mojej bliskiej koleżance, nie potrafiłam się zdobyć na to, by do niej zadzwonić złożyć jej kondolencje. No i miała do mnie o to pretensje.

severn napisał(a):Nie potrafię gotować, nie mogę zapamiętać prostych przepisów.

Gotowanie. Odwieczny problem. Nigdy się tym nie interesowałam, ale przyszedł czas, że musiałam i nawet chciałam. Nadal nie lubie gotować byle czego, zawsze musi to być jakaś nowa potrawa i to ciągłę wymyślanie jest dość męczące. Ale uwielbiam dobrze zjeśc więc się tymi sprawami interesuję, natomiast wzbraniam sie przed zmuszeniem mnie do serwowaniem codziennych obiadów

severn napisał(a):Stojąc w kolejce powtarzam sobie formułkę: poproszę mleko, chleb i coca-colę.

też, czasem

severn napisał(a):Praktycznie nie interesuje mnie życie zewnętrzne. Może się „palić i walić”, a ja jeśli będę akurat w trakcie jakiegoś absorbującego mnie zajęcia zignoruję to co się dzieje na zewnątrz.

podobnie

severn napisał(a):Każde wyjście z domu to WYDARZENIE.

I owszem

severn napisał(a):Głupi przykład, ale co miesiąc kupuję pewne czasopismo i jeżeli nie ukaże się ono dokładnie w tym dniu, w którym POWINNO to dostaję szału. Potrafię dwa razy w ciągu dnia biegać do kiosku, denerwować się i jęczeć „dlaczego oni mi to robią?!”

Jak się czegoś uczepię i zafiksuję to podobne mam reakcje. Jednak staram się już maniacznie nie zafiksowywać

severn napisał(a):Ciągle mam poczucie winy, gdy np. kupię sobie coś droższego. Kupno płyty dvd potrafię przeżywać przez tydzień, chociaż oczywiście bardzo chciałam ją mieć i cieszę się z jej posiadania.

Oj te moje wieczne rozterki, a możre to jednak nie tamto, a może jednak tamto może jeszcze coś innego, albo w ogóle nic. Nie zawsze umiem podejmować właściwe i szybkie decyzje.

severn napisał(a):w-fu nienawidziłam i pod koniec podstawówki po prostu uciekałam z lekcji. Nie potrafiłam grać w siatkówkę, zresztą w żadne gry zespołowe. Zawsze byłam największą ofermą. Tzw fikołki nauczyłam się robić dopiero w V klasie! Nigdy nie umiałam stać na głowie, na rękach, robić przewroty na trzepaku (wszystkie dzieciaki na podwórku wisiały na trzepakach J). Potrafiłam tylko dobrze skakać przez skrzynię i kozła, he, he.

A ja nie byłam ofiarą. Fizycznie zawsze bylam sprawna, nie można mnie było zbić w zbijaka bo zawsze potrafiłam się wywinąć przed piłką. Widziałam lot zbliżającej się do mnie piłki w zwolnionym tempie i nie było problemem usunąć się w odpowiednią stronę. Już nikt nie chciał dalej grać bo to było dla nich tak nudne. Pamiętne skoki przez kozła,

severn napisał(a):Ktoś wspomniał o problemach z jedzeniem. Jeden z moich największych koszmarów z liceum! Kiedy szłam do szkoły na cały dzień, brałam ze sobą od dwóch do trzech dużych bułek z pasztetem. Nie zawsze wszystkie zjadałam, ale musiałam je przynajmniej MIEĆ. Kiedy około trzeciej lekcji robiłam się głodna, bałam się burczenia w brzuchu. To była tragedia. Pociły mi się ręce, robiłam się czerwona, prawie mdlałam ze strachu, że ktoś usłyszy jak mi BURCZY w brzuchu! Napychałam się tymi bułkami, przed wyjściem z domu ohydnymi zupkami z torebki. A gdy miałam dni wolne od szkoły to potrafiłam prawie w ogóle nie jeść.

Miałam "fobie" burczenia w brzuchu, ale w innych sytuacjach. Nie będę opisywać w jakich. Generalnie znany mi jest stan ścisku w brzuchu. Jak jestem zdenerwowana nic nie zjem. Dopiero muszę odprawic cały rytuał nakrywania, nakładania, nalewania etc i mi odpuszcza. Wtedy zaczynam jeść

severn napisał(a):Zresztą, ja praktycznie nie mam życia, bo całe dnie spędzam w domu, w łóżku. Zrezygnowałam ze studiów, bo przerażały mnie praktyki nauczycielskie (a wmawiałam sobie: uda się, uda się, uda się. Rzecz jasna się nie udało.)

Też dużo poleguję, im gorzej się czuję psychicznie tym więcej leżę, ale potrafię wstać ni stąd ni zowąd i zabrać się do pracy. Generalnie jestem raczej "męczliwa"

severn napisał(a):Z rozmawianiem przez telefon jest jeszcze gorzej. Nie widzę twarzy rozmówcy, nie wiem czy się uśmiecha, czy jest poważny. On nie widzi mojego kiwania głową (tak/nie). Rozmowa jest NIEMOŻLIWA. Mam pustkę w głowie.

A ja lubię rozmawiać przez telefon, odpada wtedy problem z mimiką i interpretacją niewerbalną.

severn napisał(a):ze ludzie w towarzystwie sa ewidentnie inni - maja inne maski, zachowuja sie inaczej to inne osoby niz te ktore znam 1 na 1 i nie moge sie do nich odezwac bo mnie to az brzydzi.

Trafna obserwacja, też mnie to pamiętam brzydziło kiedyś

severn napisał(a):
kurak napisał(a): Nie mam naturalnego odruchu gdzie jest PRAWA a gdzie LEWA strona. Tak samo jest z PÓŁNOC-POŁUDNIE, WSCHÓD-ZACHÓD. Muszę się zawsze chwilę zastanowić.

Mialem zamiar zalozyc o tym oddzielny temat, ale uprzedzilas sprawe. Mam z tym identyczny problem, jak reszta?

Ja nie, ale miałam koleżankę, która nie rozróżniała stron tzn słownie nie rozróżniała, bo potrafiła skręcić samochodem zarówno w prawo jak i w lewo ale trzeba jej było pokazać ręką w ktorą stronę ma kręcić. Było to dość zabawne i zaskakujące, a dla niej stanowiło prawdziwy problem.

v-tim napisał(a):A na pytania typu "Dlaczego jestes taki smutny? Co sie stalo?" akurat w momencie, kiedy jestem pelen radosci, wole sie juz nie tlumaczyc, odpowiadam cos w stylu "Jestem zmeczony, musialem siedziec wczoraj do pozna"

Znam to pytanie. Do tej pory mąż każe mi robić "inną minę", mówi, że mam się uśmiechać jakoś oczami.

severn napisał(a):Gorzej; jak widzę jakiegoś „dalszego” znajomego, nie ważne czy samego czy w grupie, potrafię przejść na drugą stronę ulicy, nie wejść do jakiegoś pomieszczenia, gdzie natknięcie się na tą osobę jest nieuniknione (chociaż szłam pół miasta, żeby w tym miejscu coś załatwić). Pamiętam, że gdy przychodziłam na zajęcia, a pod salą stało już kilka osób z mojej grupy, pierwsze kroki ZAWSZE kierowałam do toalety! Mogłam tam siedzieć nawet kilka minut, aż usłyszałam, że na korytarzu zebrał się spory tłum, w którym moglam się „zgubić” i dopiero wtedy wychodziłam.

Oj tak tak, ale trafne

severn napisał(a):Jak byłam mała, sypiałam z walkmanem, żeby zagłuszać nie tylko złe myśli, ale i inne głosy, które dochodziły zza ściany.

Ja spałam w zatyczkach, bardzo nie lubiłam wszelkich odgłosów zza ściany.

uf :wink:
Trochę spóźniony ten mój post, ale uparłam się, że Ci odpiszę. Lepiej późno niż wcale. Ile tego, ile tego... (w sensie podobieństw)
Avatar użytkownika
wallis
 
Posty: 450
Dołączył(a): Śr, 15 lut 2006, 00:00
Lokalizacja: w-wa

Postprzez severn » So, 29 lip 2006, 11:38

Na przykład ja też lubię muzykę, ale nie zagłusza ona moich myśli, tylko raczej je wspomaga. Muzyka gra, kończyny latają, głowa w innym świecie - to lubię najbardziej! (O, jaki ze mnie świr! )


Masz rację, u mnie muzyka ZAGŁUSZA te złe myśli. Sprawia, że myślę o czymś zupełnie innym (czasami związanym z tym co słyszę, czasami o czymś bez żadnego związku z muzyką :). Muzyka mnie pochłania całkowicie. U mnie jest tak, że jeśli coś mnie zdenerwuje, wyprowadzi z równowagi – włączam płytę, nawet lepiej jakiś koncert na video czy dvd, i problem odstawiam na bok, na jakiś czas. Ale płyta się kończy i problem sobie grzecznie czeka, żeby znowu się na mnie rzucić. Stąd u mnie w ciągu jednego dnia tyle odmiennych nastrojów, zachowań.



Nie przeszkodziło mi to w zapraszaniu dzieci do domu i urządzaniu np. rozbieranych seansów w dużym pokoju. Co ciekawe nigdy nie wzięłam udziału w tym pokazie, tylko byłam jego organizatorem i pomysłodawcą. Naprawdę nie wiem co mi do głowy wtedy przychodziło. Chyba tylko wtedy przewodziłam jakiejś grupie.


O tak, jeżeli już coś „organizowałam” i czemuś przewodziłam to było to coś naprawdę głupiego.


Pamiętam, kiedyś w czasach liceum, trafiłam na książkę Sylvii Plath "Szklany klosz" jak bardzo ten tytuł korespondował ze mną.

Plath przeczytałam pierwszy raz pod koniec podstawówki i wtedy wydawało mi się, że problemy tej dziewczyny są niczym w porównaniu z moimi, ale ja czasami uważam się, za pępek świata. Wszystko kręci się wokół mnie. „Szklany klosz” to rzeczywiście tytuł niemal idealnie oddający moje uczucia. Tam samo dobrze do mnie przemawia idea płyty „The Wall”; pewnie, że ten mój mur składa się z trochę innych cegieł.


Jeśli zarzyło mi się czuć do kogoś podziw,respakt, automatycznie pojawiał się lęk przed taką osobą z równocześnie jakimś rodzajem tęsknoty za nią.


Świetnie to ujęłaś. Na studiach była taka dziewczyna. Imponowała mi dosłownie wszystkim; była inteligentna, oczytana, niesamowicie pewna siebie, śpiewała, występowała w teatrze, studiowała architekturę, miała świetny styl, gust, sposób prowadzenia rozmowy. Normalnie ideał. Nie odezwałam się do niej ANI RAZU. Chciałam być identyczna. Ale w jej towarzystwie czułam się jeszcze bardziej zablokowana, wycofana, mimo iż ona swoim zachowaniem nie stwarzała jakiegoś dystansu. Była miła, myślę, że i dla mnie jakoś SPECJALNIE miła, ale to nie pomagało.



Mimo, że skończyłam b. dobre LO nie wykorzystałam tego, by zdawać na odpowiednie studia. W końcu postanowiłam obejść problem i wybrałam kierunek artystyczny. Wstyd się przyznać, ale lenistwo mną kierowało przy podejmowaniu decyzji o wyborze studiów


A widzisz, ja nie skończyłam dobrego liceum. Uciekłam z technikum, aż szkoda gadać z jakiego powodu. Trafiłam do ogólniaka zaocznego! Wiesz co to dla mnie znaczyło? Upokorzenie na całej linii. I co z tego, że zdałam maturę najlepiej z całego roku, skoro to była ta „gorsza matura”? Jest jednak jedna dobra rzecz, która wynikła z tego cholernego zaocznego; dopiero tam przestałam trząść się ze strachu przed każdą lekcją. W technikum przy odpowiedzi robiłam się czerwona jak burak, ręce mi się pociły, w głowie miałam pustkę i zazwyczaj dostawałam ndst. Nie wiem dlaczego, ale na ustnych egzaminach na zaocznym dostawałam zawsze piątki i czwóry! Wiedziałam, że czeka mnie taki egzamin w wyznaczonym terminie, więc nic nie mogło mnie zaskoczyć. Nauczyłam się, zdałam, nie mówię, że bez nerwów, ale nie da się tego porównać z męczarnią z technikum czy podstawówki. No i w szkole „dla dorosłych” nagle musiałam być samodzielna. Mama nie mogła już przyjść do sekretariatu czy dyrektora i „załatwiać” sprawy za mnie.



Kiedyś umarł ojciec mojej bliskiej koleżance, nie potrafiłam się zdobyć na to, by do niej zadzwonić złożyć jej kondolencje. No i miała do mnie o to pretensje.


W tamtym roku zginęła w wypadku dziewczyna z mojej klasy. Jej mama pracuje w sklepie. W drodze na wykłady bardzo często przechodziłam koło tego sklepu, witałam się. Po śmierci tej dziewczyny zaczęłam chodzić inną drogą, po prostu unikać jej mamy. Na pogrzebie nie byłam, bo o wszystkim dowiedziałam się o wiele za późno. Od tej pory nie widziałam tej kobiety i nie mam pojęcia co robić, gdybym się gdzieś na nią natknęła! Zwykłe „dzień dobry” mnie przeraża.

Wallis, posiadanie dziecka, męża?! Jesteś ode mnie kilometr wyżej na tej cholernej drabinie! Ja nawet nigdy nie myślałam, że mogłabym urodzić, a co dopiero wychować nowego człowieka. Wyszłoby coś jeszcze gorszego ode mnie. Ale mój (całkiem normalny :)) brat też nie wyobraża sobie siebie w roli ojca, więc może problem ma inne podłoże...



Jeszcze o czymś głupim chciałam...Aha. Lubię oglądać filmy, w których głównym tematem są relacje między ludźmi w jakiejś sporej grupie, nie ważne jakie by te relacje były („Wielki Chłód” Kasdana, „Dazed & Confused” Linklatera, a mój ulubiony film to „Lot Nad Kukułczym Gniazdem” Formana i wbrew pozorom wcale mnie pesymistycznie nie nastraja, bo ja się nie utożsamiam z McMurphym (jak przypuszczam większość „normalnych” ludzi), ale z Wodzem :)).
severn
 
Posty: 4
Dołączył(a): Pt, 28 lip 2006, 23:00

Postprzez wallis » N, 30 lip 2006, 15:32

severn napisał(a):Wallis, posiadanie dziecka, męża?! Jesteś ode mnie kilometr wyżej na tej cholernej drabinie! Ja nawet nigdy nie myślałam, że mogłabym urodzić, a co dopiero wychować nowego człowieka.

Severn, mam wrażenie, że ja z mojej drabiny spadłam jakiś czas temu i teraz próbuję się na nią wgramolić spowrotem. Każdy ma swoją drabinę po której się wspina. Poza tym jestem od Ciebie prawie o dekadę starsza. Przez dziesięć lat możesz zdziałać wiele dobrego jeśli się nie będziesz poddawać.

severn napisał(a): Stąd u mnie w ciągu jednego dnia tyle odmiennych nastrojów, zachowań.

Zmienność nastrojów i zachowań to immanentna cecha mojego charakteru. Z jednej strony rutyna z drugiej wieczny pęd za nowością

magic napisał(a): Na przykład ja też lubię muzykę, ale nie zagłusza ona moich myśli, tylko raczej je wspomaga. Muzyka gra, kończyny latają, głowa w innym świecie - to lubię najbardziej! (O, jaki ze mnie świr! )

Nie obraź się Magic, ale wydajesz mi się całkiem "normalny" :wink: :lol:
Avatar użytkownika
wallis
 
Posty: 450
Dołączył(a): Śr, 15 lut 2006, 00:00
Lokalizacja: w-wa

Postprzez magic » N, 30 lip 2006, 17:15

severn napisał(a):Jest jednak jedna dobra rzecz, która wynikła z tego cholernego zaocznego; dopiero tam przestałam trząść się ze strachu przed każdą lekcją. W technikum przy odpowiedzi robiłam się czerwona jak burak, ręce mi się pociły, w głowie miałam pustkę i zazwyczaj dostawałam ndst.

O-o! Skąd ja to znam?! Co prawda z odpowiedzi ustnych zwykle dostawałem piątki, to jednak nie przeszkadzało mi omal nie eksplodować ze strachu przed wezwaniem do tablicy.

severn napisał(a):Wallis, posiadanie dziecka, męża?! Jesteś ode mnie kilometr wyżej na tej cholernej drabinie! Ja nawet nigdy nie myślałam, że mogłabym urodzić, a co dopiero wychować nowego człowieka.

Ja też pozostaję pod wrażeniem i w głębokim uznaniu dla naszych forumowiczów mających dzieci. My z moją dziewczyną dzieci nie planujemy. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Zupełnie nie potrafię sobie wyobrazić w jaki sposób potrafilibyśmy zająć się dzieckiem, skoro i bez dodatkowych obowiązków z trudem dajemy sobie radę, zarówno psychicznie, emocjonalnie jak i fizycznie.

wallis napisał(a):Nie obraź się Magic, ale wydajesz mi się całkiem "normalny"

W istocie NT-ki też słuchają muzyki potrząsając kończynami, ale ja to robię w "świrusowy" sposób. Nawet moja dziewczyna śmieje się ze mnie, choć ją proszę, by nie zwracała uwagi. Pyta czy najadłem się cukru, jakby to miało coś do rzeczy. :?
magic
 
Posty: 1289
Dołączył(a): Pt, 13 sty 2006, 00:00
Płeć: M

Postprzez hari » Pn, 31 lip 2006, 05:12

Witaj Severn

Nie bede cytowal Twoich wypowiedzi, by pozniej dopisac iz mam podobnie, to juz zrobili inni :).

Chociazby to ciagle ukladanie w glowie precyzyjnego scenariusza rozmowy, po czym gdy do niej przychodzi wszystko i tak sie sypie, i nagle ograniczam sie do polslowek. Najtrudniejsze sa oczywiscie te ktore dotycza osobistych spraw, wspomniano tutaj o skladaniu kondolecji - ja nie potrafiac ich zlozyc( a wlasciwie gdy nie mialem pewnosci jak byloby to odczytane) , zachowywalem sie wobec dobrze mi znanej osoby jakby to bylo kolejne zwykle spotkanie w klubie. Bardzo aspie. :<

Muzyka przez wiele lat byla tym co mnie napedzalo do dalszego funkcjonowania, faktycznie sluchajac plyt , ogladajac koncert mozna sie zupelnie oderwac od swiata zewnetrznego . Sluchalem muzyki na okraglo, w czasie LO i studiow nie rozstawalem sie nigdzie z walkmanem. Obecnie slucham mniej ale gdy czuje iz zaczyna mnie lapac jakis psychiczny dol, wlaczam Slayera na pelen regulator i przewaznie pomaga :) I tak jak Magic lubie sobie ciagle przy niej w pokoju poskakac :]

Bariere ktora odgradza swiat zewnetrzny od wewnetrznego, chyba kazda osoba autystyczna mocno czuje, wazne jest chyba by probowac ja przelamywac - tak jak wspominal Magic, zaczynajac chociazby od takich drobnostek jak przekomarzanie sie ze sprzedawca w sklepie (pamietaj co bys nie mowila , to on mam obowiazek byc mily i uprzejmy - cale szczescie nie zyjemy juz w PRL :wink: :] ), nawet taki maly sukcesik pozwoli Tobie powoli nabierac pewnosci siebie. Wiem, duzo latwiej pisac i doradzac niz faktycznie to zrobic - sam wiele razy sie wycofywalem, wpadalem w panike i patrz drugi akapit :wink:.

Wydaje mi sie iz jestes osoba ekstrawertyczna, przynajmniej tak odbieram Twoj post, problem wiec chyba tkwi w tym przelamaniu sie wobec nieznanych ludzi ? Doswiadczam czegos podobnego, gdy poznam dobrze osobe moge z nia rozmawiac o wszystkim -ostatnio
'nauczylem sie' nawet zwierzac z wlasnych emocji, natomiast w grupie lub gdy jest to tylko powierzchowna znajomosc, jedynymi dopuszczalnymi tematami sa pogoda, sport i polityka :)

Mysli o samobojstwie , a przynajmniej iz byloby lepiej nie istniec w tym swiecie , czasem tez mi sie zdarzaja - staram sie wtedy czyms zajac, w pewien sposob przelaczyc tok myslenia by nie fiksowac sie na negatywnych emocjach. Jestem osoba impulsywna a na dodatek postrzegajaca swiat bardzo dychotomicznie, wiec gdy pojawia sie dolek nie potrafie dojrzec bardziej pozytywnych aspektow rzeczywistosci - wszystko widze w skrajnie czarnych barwach. No ale tyle o mnie :wink:, w nocy gdy nachodza Ciebie takie mysli moze rozwiazaniem bedzie chociazby napisanie tutaj jakiegos posta ? Tak jak zauwazylas swiadomosc iz w koncu nie jest sie samym, ze istnieja inne 'dziwolagi' moze byc budujaca.
Avatar użytkownika
hari
 
Posty: 2522
Dołączył(a): Wt, 31 sty 2006, 00:00
Płeć: M

Postprzez Guest » Śr, 13 gru 2006, 11:04

Właśnie otrzymałąm diagnoze mojego dziecka Zespół Aspergera.
Guest
 

Postprzez issa » Śr, 13 gru 2006, 16:43

To jeszcze nie koniec swiata.
Wrecz przeciwnie.
Poczatek.
Avatar użytkownika
issa
 
Posty: 461
Dołączył(a): Śr, 20 wrz 2006, 23:00
Lokalizacja: ze stanow skupienia materii

Postprzez asperger » Śr, 13 gru 2006, 17:04

Anonymous napisał(a):Właśnie otrzymałąm diagnoze mojego dziecka Zespół Aspergera.

U którego psychiatry otrzymałaś tą diagnozę? Może w końcu ktoś otrzymał u Dr Andrzeja Gardziela z Krakowa?
asperger
 
Posty: 1519
Dołączył(a): So, 18 mar 2006, 00:00

Postprzez Jaro » Pt, 15 gru 2006, 14:07

Wracając do tej "mąki" nauczyłem się w takich wypadkach mówić: "a niech pani mi wybierze...."

I te kolejki, kiedyś potrafiłem zostawić koszyk z zakupami... jak maja kolejki, to niech teraz roznoszą....

Raz zapłaciłem resztę drobnymi babce przede mną, bo już nie miałem siły czekać....

Ale gotuję sobie potrawy ze świeżego mięsa, bo lubię...
Ziemniaki obieram w kostkę też albo po prostu unikam ziemniaków (szkoda, bo lubię, mają potas i takie tam)... generalnie to kiedyś wolałem już gotować w mundurkach....

Teraz dla żony musiałem nieco "znormalnieć"....

Pozdrawiam... :)
Jaro
 
Posty: 228
Dołączył(a): Wt, 31 paź 2006, 00:00
Lokalizacja: W podróży


Powrót do Forum otwarte dla każdego

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 244 gości