Amelia napisał(a):I Kropko, tak jak piszesz, wygląda na to, że nie mam wyboru - muszę im potem pomagać, bo tak wypada, a nawet mam taki obowiązek. Jeśli tego nie zrobię, to będę uznana za wyrodną córkę, będę mieć wyrzuty sumienia (bo tak zostałam wychowana).
nie to nie jest tak, że musisz ... co prawda jest obowiązek prawny - rodzice mogą wystąpić o alimenty do dzieci - to jest fakt, jednak chyba nie wielu z tego korzysta?.... i co gorsza, nie ci co na prawdę powinni
... moim zdaniem, jeżeli ktoś jest dla ciebie dobry i ci pomaga, to naturalne, ze jakoś tam chcesz się odwdzięczyć... przynajmniej ja zawsze dążę, żeby było "po równo".
A wychowanie, tak jak pisze Nina to nie jest tylko miska żarcia i łach na plecy... w takim układzie rodzice raczej na wdzięczność liczyć nie będą mogli, prędzej na pretensje... to jest przekazany cały system wartości.
marcinw napisał(a):Kropko, no to jak to w końcu jest? Jeśli macierzyństwo jest super to nie powinnaś oczekiwać wdzięczności od dzieci, tylko sama być im wdzięczna za to, że są. Ale jeśli to jest tylko jedno wielkie poświęcanie się i oczekujesz za to jakiejś wdzięczności i poświęcania się z ich strony, to czemu nam wmawiałaś, jakie to fajne?
yyy ja tu pisałam o relacji ja-moi rodzice, a nie ja- dzieci.
Ja od dzieci nie zamierzam wymagać wdzięczności i na nią nie liczę (moi rodzice postępowali podobnie,
słynne powiedzenie mojego ojca "niezależnie od tego co będziesz robić, dam ci to co dla ciebie przeznaczyłem - co z tym zrobisz Twoja sprawa, ale ani mniej ani więcej"). Mam już "plan" i cele, na resztę życia, po odchowaniu dzieci (jeśli dane mi będzie dotrwać).
Niemniej jednak uważałabym to za swój największy sukces, gdybym po tych 30 latach usłyszała "dobrze nas wychowałaś" ... jak tak mogę powiedzieć moim rodzicom, pomimo błędów i problemów ... uważam, że jak na stan swojej wiedzy i możliwości DOBRZE MNIE WYCHOWALI, za co jestem im wdzięczna i im pomagałam i pomagam, na tyle na ile mogę... tak jak oni pomagali mnie.
I tak, to jest fajne,
SUPER FAJNE.To jest prawdziwy realny fragment nieśmiertelności, który mamy w zasięgu ręki.
Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.