Forget-me-not, wszystko zaczęło się od tego, że parę razy w realu zdarzyło mi się zwrócić przez ty do np. sprzedawczyni w sklepie, swojej terapeutki, co miało tak fatalny później wydźwięk i konsekwencje, że postanowiłem na wszelki wypadek tak do wszystkich mówić (tzn. per...), jakich a nuż mógłbym innym zwrotem obrazić, no niewiadomo... Wiem, że to śmiesznie brzmi.
Ale efekt przyniosło mi to taki sam, jak trąbiący na mnie, pieszego, kierowcy na jezdni, jacy z jednej strony oduczyli mnie wprawdzie czegoś - niektórych sposobów przechodzenia przez jezdnię, ale i swym strąbieniem mnie raz, drugi, odstraszyli też tak, że teraz jeszcze trudniej przychodzi mi oszacowanie sytuacji i wyłapanie momentu, dogodnego do przejścia przez jezdnię. Wiem, że tak jedno, jak i drugie, wygląda kretyńsko. I prawda też jest taka, że dla mnie nie ma usprawiedliwienia na moją głupotę w żadnym zaburzeniu/upośledzeniu, bo nawet tu, jeśli piszecie o jakimś problemie, to wynika on z jakiegoś poważnego objawu, nie wzbudza zatem poirytowania rozmówców, bo jest to faktycznie problem. Zgadza się, że pewnie w realu napotykamy na podobne reakcje i zapewne nie jeden ja budzę zgorszenie, ale ja jednak mam w sobie talent do irytowania innych niezależnie od tego, czy jestem w środowisku NT czy AS, dla mnie ten świat nie jest dostępny i koniec... Dobra, ale bo zasmęciłem, heh, czym nie będę się już przejmował.