przez Witek034 » Śr, 3 paź 2018, 14:35
Ja też gratuluję. Ogólnie to uważam, że są 2 sposoby radzenia sobie z lękiem. Tak przynajmniej widzę po sobie. Jednym z nich jest zaangażowanie się w coś, życie na 100%, wpadnięcie w wir zajęć, przy którym nie ma czasu na przejmowanie się drobiazgami typu "co inni o mnie myślą?". Ten sposób jednak trochę wydaje mi się ucieczką od lęku (podobnie jak np. pracoholizm), a sposobem trudniejszym, ale też skuteczniejszym, jest bezpośrednie stawienie mu czoła. Zaznaczam, że mówię o sobie, bo jeśli u Ciebie Katrino pierwszy sposób podziałał, to wspaniale. Sam też go często stosuję - podejmuję wyzwania, po pokonaniu których wcześniejsze problemy wydają się mało ważne.
Drugi sposób jest trochę przeciwny. Mając np. fobię społeczną, można podjąć się wystąpienia publicznego (w łagodniejszej wersji usiąść w jakimś gronie ludzi). Mając lęk wysokości, skocz ze spadochronem (w łagodniejszej wersji usiądź gdzieś na krawędzi i wyobraź sobie sam skok). Oczywiście nie musi to być tak ekstremalne, ale chodzi ogólnie o spojrzenie temu lękowi w twarz. Czyli poczucie go w 100%, oswojenie się z nim i zaakceptowanie go - on jest, ale nic nam nie zrobi.
Normalnie to żyję jakby nieświadomie, czyli idę gdzieś i zajmuję się rozmyślaniem o różnych rzeczach. Wtedy też się specjalnie nie boję. Bo żyję jak to zombie. Ale można powiedzieć sobie: "Witek, jesteś w poczekalni - wokół jest pełno ludzi, a Ty tu siedzisz i oni mogą w każdej chwili na Ciebie spojrzeć, będzie po Tobie widać, że się boisz, że nerwowo odwracasz wzrok". Czyli swoją wyobraźnią można celowo ten lęk sprowokować i zwiększać. Nie uciekać od niego i tłumić go. I choć to trudne i bolesne, bo musimy przez niego przejść, aż ten lęk nas "zabije" (w przenośni, bo w praktyce gdy pozwolimy mu nas "zabić", to właśnie okaże się, że ta nadmuchiwana bańka pęka i wtedy zaczynamy rozumieć, że "co nas nie zabije, to nas wzmocni"). Bardzo fajnie te mechanizmy są opisane w dwóch książkach o nerwicy, które odegrały dużą rolę w moim życiu.
To tak, jak z lękiem wysokości, czy np. moim dawnym lękiem przed karuzelami. Gdy ktoś próbował mnie namówić, a ja odpowiadałem, że nie lubię nie mieć nad niczym kontroli, odrywać się od bezpiecznej ziei, a tym bardziej kręcić, to on odpowiadał: "ale przecież kula ziemska też się kręci". I na to zwróciła jakiś czas temu uwagę Beata Pawlikowska w swoim videoblogu - czasami wystarczy sobie uświadomić obecną sytuację. Czyli że np. jesteśmy w tej chwili gdzieś w kosmosie, na jakiejś lecącej kulce w przestrzeni, która w dodatku się obraca w niesamowitym tempie.
Tak samo będąc na wysokości, warto sobie mówić np. " jak tu wysoko, chwila nieuwagi i stracisz swoje życie". To jest strategia trochę odwrotna do pierwszej, która jednak również może działać i to moim zdaniem skuteczniej. Doceniamy życie wtedy, gdy wiemy, że możemy je stracić. Zresztą i tak je stracimy.
Jak zachowują się ludzie w samolocie, który nagle zaczyna spadać? Nagle wszyscy stają się swoimi przyjaciółmi, szukamy wsparcia u siebie nawzajem, chcemy siebie przepraszać za wszystko co złe, chcemy trzymać się razem. Ci bardziej wierzący się modlą, co też jest formą jednoczenia się ze światem.
blog podróżniczy: www.WidokizGory.pl