Andegavennia napisał(a):Nina, definiuj depresję sobie jak chcesz.
Ależ definiuję, definiuję; obojętnie, czy mnie ktoś do tego zachęca czy nie.
Andegavennia napisał(a):Ja ją LUBIĘ. Wiele jej zawdzięczam, jak to juz gdzies wczesniej napisałam.
Jesli to dla kogos blad w swiatopoglądzie i inne zła-to jego sprawa. Ja nie mam zamiaru z tego wychodzić, bo cenię sobie to wystudzone spojrzenie. Nie chcę ani sama sobie tego odebrać, ani żeby ktoś mi to odbierał, bo wiele dzięki temu zyskałam. Jakkolwiek by to nie brzmiało (wiem,ze to moze byc ciezko zrozumiec).
Takie upodobanie do cierpienia nazywa się masochizmem. (Też istnieje.) Ja tam powtarzam po Wiedźmie Margo (bardzo mądra pani, pisze na salon24.pl): "Wolę być szczęśliwa niż mieć rację". (I ona jest, szczęśliwsza ode mnie.)
"Tylko krowa nie zmienia poglądów."
"Dzięki temu" czy pomimo tego – któż oceni? Powiedzmy, że inaczej nie umiałaś.
Andegavennia napisał(a): Wiekszosc ludzi odczuwa taki stan jako cos paskudnego, z czego chcą się jak najszybciej wykaraskać. Ja nie. Mogę śmiało powiedzieć, że bardzo cierpiałam mając to niby zdrowe, prawidłowe podejście. O wiele bardziej niż teraz. Nielogiczny byłby więc powrót do tamtego,nienaturalnego dla mnie stanu.
"Wiekszość ludzi.." zamiast się czepiać i krytykować innych, lepiej zająć się po prostu sobą. "Widzicie źdzbło w oku blizniego a nie dostrzegacie belki w swoim..." (czy jakoś tak, cytat)
Tzn cierpiałaś kiedyś, cierpisz teraz... Dla mnie (po buddyjsku) cierpienie jest błędem lub skutkiem błędu.
A cofnąć się w tył nikt nie może, musimy się pchać do przodu.
Andegavennia napisał(a): I szukam kogos, kto odczuwa to tak jak ja.
Są tego całe pęczki. Przypominasz mi tę nastolatkę z "Beetlejuice'a" :"całe moje życie jest takim czarnym woalem..." To się nazywa gotyk czy jakoś tak, taka młodzieżowa subkultura.
Andegavennia napisał(a): Nie będę się zmieniać,bo nie chcę.
Bo nie potrafisz i nie wiesz jak. Precyzuj.
Andegavennia napisał(a): Nie lubię tez optymistów i ludzi, którzy kochają życie. Nie chciałabym być taka.
No i znowu się zaczynają oceny: "lubię, nie lubię" itp. A nie możesz po prostu spokojnie popatrzeć jaki kto po prostu – jest?
Ja tam wolę żyć wśród optymistów niż wśród marudzących ponuraków. No, ale "każdy ma na co zasługuje" i każde życzenie zostanie kiedyś spełnione. Skoro mieszkasz w Polsce wśród ludzi narzekających na wszystko – może już jesteś w idealnych dla siebie warunkach?
I dlaczego wymagasz, żeby inni byli podobni do Ciebie? Jeśli zostaniesz dla nich ideałem do naśladowania, znajdą się naśladowcy, do najmniejszych szczegółów. Widocznie, jak na razie, nie przyciągnęłaś.
Andegavennia napisał(a): Chcę kogoś, kto nie kocha życia i czuje się w tym idealnie, w swojej skórze, i kto nie chce tego w sobie zmieniać. Kogoś, z kim mogłabym się nabijać z marności tego świata i bezsensownego zabiegania ludzi o głupie utrzymanie się na powierzchni
Nigdy nie miałam okazji obcować z kimś takim, a byłaby to niebywała przyjemność.
Czy zabieganie o dobra materialne jest takie bezsensowne? Pogadaj z pierwszym lepszym bezdomnym – oni nie zabiegali lub zabiegali, ale niewystarczająco.
Po paru nocach w zimnie i dniach bez łazienki – zazwyczaj zmienia się opinię o tych pogardzanych dobrach.
No ale załóżmy że znajdziesz podobnego ascetę, co porzucił świat dóbr materialnych w poszukiwaniu duchowych. Na co mu nastolatka z nieuporządkowanym umysłem, co może tylko zakłócić jego ascezę?
Tacy przybywają na Karma-Ling w sezonie letnim, licząc że madrzy lamowie czy inni buddyści pomogą im rozwikłać swoje wewnętrzne problemy. Ale każdy z nich sobą zajęty, zapatrzony we własny pępek, nie ma czasu na zainteresowanie się sąsiadem, jak i sąsiad nie ma czasu dla niego. A i tak, nawet jak wymienią doświadczenia, to są jak dwa przedszkolaki bez pani przedszkolanki.
Dlatego w takich wypadkach się szuka mądrzejszego, guru, a nie równego. (Z równym to możesz najwyżej się zakochać i uciąć sobie seansik "nóg w powietrzu" (tłumaczę wyrażenie francuskie).
Andegavennia napisał(a): Czując się wolnym - przez brak kurczowego przywiązania do świata i życia.
Owszem, tu masz rację. Brak przywiązań daje wolność.
Problem znowu we "właściwych metodach" = 'upaya'. OK, ale JAK? Bo np przywiązanie do własnego ciała jest naszym najsilniejszym przywiązaniem.
Andegavennia napisał(a): No a takich ludzi NIE MA.
Ależ są, są... I nawet to i owo potrafią wyrazić lepiej od Ciebie.
Co powiesz o tym:
"Was it wrong just be born, o Lord?"
Mocne, nie? Poemat z któregoś tam wieku.
Lecz nawet taka depresja jest tylko przejściowym stanem psychicznym. Do przekroczenia.