Ja natomiast jeżdżę na rowerze już dobre 10 lat.
W zasadzie to jest jedyny sport w którym cokolwiek potrafię. Wszystko inne to tylko wyczyny przyciągające śmiech i lekceważenie rówieśników. Pamiętam, że jako małe dziecko biegałem za innymi rowerami, jeszcze nie potrafiąc jeździć, a jednego dnia postanowiłem sobie za cel się nauczyć. Udało mi się to w jeden dzień. Z początku bywało różnie. Jednego dnia zapomniałem zahamować/skręcić i wjechałem dosyć ciężkim rowerem w człowieka będącego po operacji nogi
Mogę śmiało powiedzieć, że rower stał się moim hobby, odskocznią od świata, zwłaszcza w momentach gdzie musiałem mieć do czynienia z złymi ludźmi, wśród których nie mogłem do końca zajmować się swoimi zainteresowaniami. Nikt kolarza nie zaczepi żeby o coś pytać, i co najważniejsze jak masz strój to patrzą się jak na gościa który trenuje kolarstwo, a nie jak na kogoś niecodziennego z kogo jest sposobność pośmiać się z powodu jego odmienności...
Przydał się tez o tyle, że dziś to jest jedyny sposób na kontakt ze światem zewnętrznym, bo przynajmniej mam po co wyjść z domu i o czym pogadać z niektórymi ludźmi.
Denis napisał(a): jednak moje kłopoty polegają na koordynacji / równowadze, kiedy trzeba jedną ręką wskazać kierunek, a drugą trzymać kierownicę.
Mam problem dokładnie z tym samym, nie potrafię jechać bez rąk na kierownicy, ani odebrać coś od kogoś w trakcie jazdy jedną ręką. Na szczęście opanowałem technikę sięgania po bidon. Nie ma co sobie tym głowy zaprzątać, pewnych rzeczy się nie przeskoczy.
Nemo XY napisał(a):Jeździć umiem, ale mam lęk przed psami i dużym ruchem drogowym.
I słusznie. Na sam widok psa z daleka przyhamowuje do prędkości pozwalającej zatrzymać się od razu, bo zawsze taki kundel musi wbiec pod same koło... Unikam też miejsc gdzie jest dużo ludzi, a w weekend na rower chodzę dosyć rzadko.
Nie chcę tutaj podsycać czyiś lęków, ale ku przestrodze powiem, że mój ojciec nie przewidział kiedyś zachowania psa i przy dosyć dużej prędkości po chwili leciał przez kierownicę. Psy to zmora wszystkich kolarzy.
pawek napisał(a):Podobno osobom z zespołem Aspergera rywalizacja sportowa nie jest wskazana…
Zgodzę się, wskazana nie jest, ale próbować nikt nie zabroni.
Mam stwierdzone ZA, a startowałem w paru wyścigach MTB, zajmowałem nawet miejsca w środku stawki z racji dosyć częstych treningów i mocy generowanej przez nogi, jednak sprawiałem ogromne zagrożenie w trakcie rywalizacji poprzez obecność zbyt dużej ilości bodźców i rywali wokół mnie. Na technicznych sekcjach traciłem bardzo dużo, na zjazdach tylko blokowałem zawodników z tyłu, a na błocie czy piasku chciałem tylko uniknąć przewrócenia się.
Podczas ostatniego występu nie zauważyłem wystającego korzenia, rozciąłem sobie nogę. Parę kilometrów później zboczyłem z trasy i tylko dzięki wiedzy że jechałem wzdłuż rzeki dałem radę wrócić na metę... Nie polecam takich zdarzeń nikomu z ZA. Z ludźmi których pytałem o drogę oczywiście kontaktu nie załapałem. Dlatego zrezygnowałem z wyścigów, bo jest to za duże ryzyko kontuzji i innych niebezpiecznych zdarzeń. Do tego hałas i pełno ludzi i to jeszcze za pieniądze. Lepiej sobie pojeździć w spokoju samemu w lesie z dala od ludzi.
Największe ułatwienie roweru w przeciwieństwie do innych sportów to jest to, że pedałowania nie trzeba kontrolować. Dusisz i tyle. Wystarczy złapanie równowagi, kontrola sytuacji na drodze i hamowanie.