byliście - paradoksalnie - znacznie bardziej dojrzali niż teraz, jako faktycznie dorośli?
jesteś uważany za dorosłego człowieka, a to, że się zachowujesz, piszesz, myślisz etc. jak dorosły to norma i nikomu już tym nie zaimponujesz.
kompowiec napisał(a):Może w praktyce po prostu się nie zmieniamy, zmienia się jedynie perspektywa stron trzecich?
Już nie uchodzę za istotę wyższa za jaką mnie miano w podstawówce.
W przypadku dzieci/młodszej młodzieży wyjątkowa dojrzałość = dojrzałość intelektualna. W przypadku starszych/dorosłych - dojrzałość emocjonalna i społeczna.
Każdy tak ma, że gdy po latach zastanawia się/sprawdza w sieci jak też ułożyli sobie życie jego dawni koledzy, jego myśl biegnie w pierwszej kolejności ku tym, którzy wyróżniali się na plus pośród rówieśników - czy to inteligencja i dojrzałością czy to siłą psychiczną; no wiecie - tych, którzy odznaczali się specyficzną osobowością, siłą charakteru, które to cechy pozwalały przypuszczać, ze osoba taka w życiu dorosłym czegoś dokona - czegoś więcej niż zwykły zjadacz chleba.
ze osoba taka w życiu dorosłym czegoś dokona - czegoś więcej niż zwykły zjadacz chleba. Że zdobędzie władzę, sławę, a w każdym razie pewien stopień zamożności. Że nie rozpłynie się w szarym tłumie.
Jako dziecko byłam dojrzała także emocjonalnie - byłam osobą nadzwyczaj rozważną, roztropną, obiektywnie oceniającą sytuację, potencjalne długofalowe skutki określonych zachowań, potencjalne ryzyko wiążące się z podjęciem danych działań; ogólnie rzecz biorąc nader zrównoważoną emocjonalnie - dorosła w miniaturce.
Aerrae napisał(a):Utrzymanie związku to osiągnięcie, zwłaszcza obecnie. Wychowanie dzieci to jeszcze większe osiągnięcie. Jeśli komuś uda się to osiągnąć to zdecydowanie jest to większe niż przeciętne.
Aerrae napisał(a):Wejście w związek a utrzymanie go to dwie różne sprawy. Tak samo jak wychowanie dziecka a spłodzenie go i "manie".
To też, ale jednak mówiłam o tym googlowaniu tych, którzy już w młodocianym wieku dawali zapowiedź swej przyszłej domniemanej świetności - w tym kontekście sprawdzamy tych nieprzeciętnych za młodu za pomocą sieci lub po prostu podpytujemy o nich wspólnych znajomych (np. sprawdziłam tak kiedyś dziewczynę o wspaniałym talencie plastycznym - byłam prawdę mówiąc zdziwiona, że nie została malarką). Potem zdziwko: Janek - dawny prymus lub Ziuta - nadzwyczaj energiczna dziewczyna o charyzmatycznej osobowości są zwykłymi szarakami. A spodziewałem się, że coś osiągną; w końcu nauczyciele ich tak chwalili, wszyscy ich podziwialiśmy w szkole, spoglądaliśmy na nich jako na te gwiazdy połyskujące hen na szkolnym firmamencie - a tu kicha.
Herbina napisał(a): zakłada się, że taki mądrala co ma łeb jako ten przysłowiowy sklep, poradzi sobie lepiej niż statystyczny Jan Kowalski. (...) Że zdobędzie władzę, sławę, a w każdym razie pewien stopień zamożności. Że nie rozpłynie się w szarym tłumie. I gdy po latach pytasz o takiego-a-takiego, dziwisz się, że twój dawny kolega nie tylko sobie nie radzi lepiej niż inni, ale wprost przeciwnie
nowiudka napisał(a):Ja nigdy nie wiedziałam, ze o coś trzeba walczyć. Jakby mi ktoś powiedział, to bym walczyła, a tak poprzechodziło:(
szosty_krzyzyk napisał(a):nowiudka napisał(a):Ja nigdy nie wiedziałam, ze o coś trzeba walczyć. Jakby mi ktoś powiedział, to bym walczyła, a tak poprzechodziło:(
Czy na pewno:( ?
To wcale nie takie oczywiste, że tu miejsce na smutną buźkę. Sukces nie jest absolutnym dobrem, walka nie zawsze jest najlepszą drogą.
szosty_krzyzyk napisał(a):Może to tak, że wszystko przychodziło nam łatwo i nie dowiedzieliśmy się, że na sukces trzeba ciężko pracować i twardo o niego walczyć? Uwierzyliśmy, że sukces przyjdzie sam... W każdym razie ja tak chyba miałem.
Powrót do Forum otwarte dla każdego
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 234 gości