kompowiec napisał(a):Nie upodabniam, stwierdziłem od dawien dawna że to nie ma sensu.
Gbur napisał(a):Ni wiem czy mam ZA, ale
staję się coraz bardziej zgorzkniały i zamknięty w sobie. Tworzę dystans do ludzi. Na zewnątrz wydostają się tylko przemyślane słowa, myśli, gesty. Nie wyobrażam sobie nawiązania kontaktu emocjonalnego z kimkolwiek, czy otworzenia swojego "wnętrza". To znaczy emocje owszem dawkuję, ale w bezpiecznych, delikatnych porcjach, może bardziej wyrażanie samych sugestii emocji niż odkrywanie własnego stanu emocjonalnego. Może to smutne, ale to chyba jedyny sposób, by osiągnąć spokój.
Gbur napisał(a):Ni wiem czy mam ZA, ale
staję się coraz bardziej zgorzkniały i zamknięty w sobie. Tworzę dystans do ludzi. Na zewnątrz wydostają się tylko przemyślane słowa, myśli, gesty. Nie wyobrażam sobie nawiązania kontaktu emocjonalnego z kimkolwiek, czy otworzenia swojego "wnętrza". To znaczy emocje owszem dawkuję, ale w bezpiecznych, delikatnych porcjach, może bardziej wyrażanie samych sugestii emocji niż odkrywanie własnego stanu emocjonalnego. Może to smutne, ale to chyba jedyny sposób, by osiągnąć spokój.
ex-con napisał(a):Mam tak samo. Wycofałem się zupełnie i unikam nawiązywania jakichkolwiek głębszych relacji z nowopoznanymi ludźmi. Niemal zawsze kończyło się to rozczarowaniem, byciem okłamywanym, oszukiwanym albo ignorowanym. Nie potrafię udawać hipokryzji, żeby się dopasować, a nie mam ochoty po raz kolejny oberwać za otwieranie się przed kimś albo za uwierzenie w to, co mówią.
Mam ten problem, że wiem dużo więcej niż ludzie mi mówią o sobie i wiem, że kłamią. I szlag mnie trafia, bo nie mogę nic udowodnić, zawsze jest słowo przeciw słowu, a mój talent do dyplomacji jest równie wielki jak flota Andory. gdybym był hipokrytą, to może byłoby mi łatwiej, a tak...
Jak się odzywam, to źle, bo albo przynudzam, albo obrażam, albo nie ma nikogo, z kim mógłbym pogadać na jakikolwiek ambitny temat. Jak milczę i odsuwam się w cień, to też źle, bo jestem chamem, gburem (no offense ) albo zachowuję sie arogancko.
Słysząc rzeczy takie jak "Nie możesz mieć zawsze racji, bo to zniechęca ludzi do Ciebie" albo "Trzeba było się domyślić" po prostu ręce opadają i mam dość zabawy w udawanie normalności.
Nie potrafię się dogadać z innymi, nie potrafię być taktowana, dowalę ludziom czymś i nawet sobie sprawy z tego nie zdaję, potem oni mnie dowalą, i wydają mi się potworami z którymi trzeba walczyć i prześcigać się w tej "potworności" - etap przedszkola.
Katrina napisał(a):Chodzi o to jak bardzo potraficie upodabniać się do ktoś tu użył takiego przesympatycznego określenia "mugoli"
Katrina napisał(a):potrafię udawać że jestem "nieaspergerowa" Całe życie to udawałam.
Dopiero u was przestałam się kryć i pisze wszystko co mam w głowie, nie hamuję się ani trochę. Po prostu coś we mnie pękło, zaprgnęłam pokazać jaka jestem, bo całe życie to ukrywałam i to tak skrzętnie, że szkoda słów. Mam ochotę w pełni pokazywać siebie, chociaż tutaj i czuć, że nikt nie weźmie mnie za dziwoląga.
Katrina napisał(a):Chyba niektórym nie jest dane życie towarzyskie, może lepiej zająć się czymś, co nie wymaga kontaktów z ludźmi,
Horka napisał(a):Z tym, że ja faktycznie staram się być miła, jestem uczynnym człowiekiem,
Horka napisał(a):no i jestem trochę "myszigene"
Katrina napisał(a):Gbur napisał(a):Ni wiem czy mam ZA, ale
staję się coraz bardziej zgorzkniały i zamknięty w sobie. Tworzę dystans do ludzi. Na zewnątrz wydostają się tylko przemyślane słowa, myśli, gesty. Nie wyobrażam sobie nawiązania kontaktu emocjonalnego z kimkolwiek, czy otworzenia swojego "wnętrza". To znaczy emocje owszem dawkuję, ale w bezpiecznych, delikatnych porcjach, może bardziej wyrażanie samych sugestii emocji niż odkrywanie własnego stanu emocjonalnego. Może to smutne, ale to chyba jedyny sposób, by osiągnąć spokój.
Chyba masz rację, spróbuję ten sposób też praktykować, to bardzo cenne rady, dziękuję.
Horka napisał(a):Hmmm.... Chyba kwestia doboru ludzi. Ja chyba mam szczeście i mam znajomych - i przyjaciół - którzy owszem, wkurzają się gdy coś komuś "dowalę" - ale mowią mi wprost że zachowalam się głupio.
Z tym, że ja faktycznie staram się być miła, jestem uczynnym człowiekiem, no i jestem trochę "myszigene", więc chyba po prostu wiecej rzeczy jest mi odpuszczanych.
Gbur napisał(a):To nie jest rada. Nie, wiem czy powinno być radą - to chyba nie jest najlpsze rozwiązanie.
Damazy napisał(a):Ależ droga Katrino, dopiero podjęłaś ten krok z przełamaniem się w byciu sobą prawdziwą choć na forum. Daj sobie trochę czasu na zobaczenie, jak to będzie. Z początku może Ci nie iść - może stąd, że o ile dotąd odnosiłaś do innych swój kamuflaż, tak teraz przyszło Ci odnieść do innych siebie - niezwykle odważne, ale i coś świeżego, niewytrenowanego. Nie bez powodu to w Tobie pękło, pielęgnuj to.
Horka napisał(a):Co do wypowiedzi Gbura i ex-con -> wiesz, takie zamykanie się w sobie nie jest dobre; bo w pewnym momencie nie wiesz już sam, kim jesteś; a emocje, to nie jest coś, co można po prostu wyizolować i dusić w środku - trzeba się nauczyć nad nimi panować, ale nie można ich całkiem tłumić; bo to się później źle kończy - albo człowiek wpada w depresję, albo pojawiają się całkiem realne choroby somatyczne... i stajesz się przez co jeszcze bardziej samotnym - ale mówię, może ja miałam po prost wyjątkowe szczęście - bo mam ludzi, któzy mnie akceptują taką, jaką jestem; w sumie to chyba nawet mnie dość lubią, bo swoimi dziwactwami dodaję ich zyciu kolorytu; i mam przyjacioł, a to daje naprawdę duże wsparcie i dzięki temu mniej przejmujesz się, co myśli o Tobie ta nieznajoma część społeczeństwa;
adamzesk napisał(a):Witajcie wybaczcie że wtrącam nowe zagadnienie ale chciałbym zapytać społeczność co o tym sądzi. Mój wspomniany przyjaciel jest bardzo wrażliwy, wydaje mu się że rówieśnicy uważają że jest gorszy od nich, nie potrafi czegoś zrobić, jest mało inteligentny i ogólnie żałosny. Potrafi płakać siedząc w 1 rzędzie na wykladzie. Pewnego razu miał wybuch flustacji powiedział że wszyscy mają go za nic, wyliczajac jaki jest beznadziejny, podałem wyżej nie będę powtarzał po czym pobiegł płakać na drugi koniec korytarza. Tymczasem żyje samemu we własnym mieszkaniu i jeździ samochodem, życiowo bardziej zaradny ode mnie. Zabrałem go dziś wieczorem na wycieczkę rowerową. W przeciwieństwie do mnie miał ze sobą telefon i około 20 30 moja mama wysłała do niego smsa czy nie zaginelismy, bo nie było nas z 2 godziny. O fakcie otrzymania tej wiadomości dowiedziałem się od mamy, on nic nie powiedział, zauważyłem że zatrzymał rower pewnie wtedy czytał SMS po czym do końca wycieczki był smutny, wydawał się prawie płakać. Gdy mama zeszła na dół dać mi klucz do piwnicy bysmy odstawili rowery nie odezwał się słowem nawet się nie przywitał. Pewnie uważa że moja mama ma do niego pretensje. Jak mu pomóc?
Witek034 napisał(a):Ja Nie lubię takiego "wymuszania", grając na emocjach.
Witek034 napisał(a):na ogół w ten sposób, że próbuję tego obgadywanego trochę bronić w stylu "może po prostu myślał, że....., więc trochę go rozumiem."
Witek034 napisał(a):ja się po prostu boję ludzi. Boję się samych spojrzeń, bycia przez nich ocenianym. Milczenie też mnie bardzo stresuje, często bardziej niż rozmowa. TO chyba takie nadmierne skoncentrowanie na sobie i wiara w to, że jak się będę kontrolował, to przynajmniej nie będzie po mnie widać, że jestem inny.
adamzesk napisał(a):O to bym się nie martwił on jest grzeczny, uczynny i dobrze wychowany, pojednawczy, wrażliwy i dobry człowiek, nie mówi sam do siebie. Agresja to ostanie z czym go kojarzę. Załamałby się od delikatnej krytyki prędzej niż był agresywny. Zupełnie niegroźny. Taki dla ciebie .
Emocje i uczucia można wyłączyć albo skanalizować. Mnie się to w znacznym stopniu udało, bo długo nad tym pracowałem. Za bardzo zaciemniają obraz świata i przeszkadzają w jego racjonalnej ocenie, do tego wszyscy mają je głęboko w grocie za hemoroidami. Po co mi coś, co tylko stwarza problemy?
Horka napisał(a):ex-con -> jak? Ja swoich nie potrafię zrozumieć, ba - muszę pracować nad tym, żeby nauczczyć się je okazywać - bo niestety, na skutek wychowania (?) mam z tym duzy problem; i moje uczucia są bardzo czesto nieadekwatne - np. nie umiem sie na kogoś tak porządnie wykurzyć; albo chce mi się płakać - sama nie wiem dlaczego i nie potrafie tego powstrzymać; Chciałabym posiaść opisaną przez Ciebie umiejętność...
A na razie pracuję nad tym, żeby okazywać chociaż wybrane uczucia - bo np. jestem prawie pewna, że mój były luby mógł czuć się przezemnie niedoceniany, niekochany - bo ja, cholera, nie potrafiłam tego okazać...
Moje uczucia,przynajmniej te względem ludi, wyglądają zazwyczaj: ZDARZENIE -> ćoś się zadzialo, ale co? -> chwila czasu i analiza emocji 3 h po zdarzeniu -> ZROZUMIENIE, o co mi chodzilo ( albo i nie )
Wyjatkiem jest tu taka pełna radość, ale ją odczuwam zazwyczaj w nietypowych sytuacjach.
ex-con napisał(a): Jeśli są przyjemne, to zostają, jeśli nie - szukam rozwiązania albo zajmuję się czymś innym.
Horka napisał(a):ex-con napisał(a): Jeśli są przyjemne, to zostają, jeśli nie - szukam rozwiązania albo zajmuję się czymś innym.
Ale jesteś w stanie je rozpoznać? Bo ja często mam problem, żeby rozpoznać, że coś w ogóle jest dla mnie nieprzyjemne. Albo żeby rozpoznać co jest dla mnie nieprzyjemne. W drugą stronę w sumie też...
ex-con napisał(a):Kiedyś śniły mi się koszmary w nocy. Za którymś razem po przebudzeniu zauważyłem, że podoba mi się ten stan lekkiej euforii połączony z poczuciem zagubienia i powodzią adrenaliny. Chciałem więcej. Niestety, od tamtej pory nie mam koszmarów.
Może to jest rozwiązanie? Polub swoje negatywne emocje i uczucia, znajdź w nich przyjemność i zaadaptuj do własnych potrzeb.
Jeśli się okaże, że lubisz strach albo przekuwasz agresję w coś pożytecznego - plus dla Ciebie.
Kiedyś śniły mi się koszmary w nocy. Za którymś razem po przebudzeniu zauważyłem, że podoba mi się ten stan lekkiej euforii połączony z poczuciem zagubienia i powodzią adrenaliny. Chciałem więcej.
Po trzecie, zacząłem mieć wrażenie, że ziemia mnie jakby lekko "parzy" i poczułem taką energię do działania - wcześniej czułem się przez tą ziemię "przygnieciony" i nie chciało mi się ruszać, ale to efekt napięcia mięśni.
Ekran napisał(a):Odpowiadając na pierwotne pytanie...
No chyba że muszę coś osiągnąć. Wtedy udaję miłą, ale nieśmiałą osobę, albo pewną siebie i niezbyt miłą, te role mam opanowane. Wszystko na ogół mi wychodzi, więc chyba nie jestem złą aktorką.
Horka napisał(a):Moje uczucia,przynajmniej te względem ludi, wyglądają zazwyczaj: ZDARZENIE -> ćoś się zadzialo, ale co? -> chwila czasu i analiza emocji 3 h po zdarzeniu -> ZROZUMIENIE, o co mi chodzilo ( albo i nie )
Mruczanka napisał(a):Też mam często problem z rozpoznaniem i zrozumieniem własnych emocji, często dociera coś do mnie po dłuższej chwili dopiero.Jedynie jak coś jest dla mnie ekstremalne, to wtedy umiem to sobie od razu określić.I czy to nie jest aleksytymia?
Esclarmonde napisał(a):Raz zdarzyło mi się "znaleźć" chłopaka, którego ktoś wyrzucił z 8-mego pietra- z czołem wbitym w kant obramowania siatki. Znaczy się martwego rzecz jasna. Potem zastanawiałam się przez prawie tydzień co on musiał czuć spadając z takiej wysokości i broniąc się przed upadkiem.
Esclarmonde napisał(a):Uwielbiam mielić negatywne emocje w mojej głowie, czasem schodzę na naprawdę beznadziejny tor aż do myśli samobójczych. Muszę tylko uważać żeby nie robić tego za długo, bo potem mi się udziela. Czasem zastanawiam się czy to jest normalnie :-x
Witek034 napisał(a):A drugi to ten, który zamierzam powtórzyć. Początki nerwicy były dla mnie okropne, bo każdy objaw w organizmie odbierałem jako śmierć - panicznie szukałem potwierdzenia objawów, których byłem w 100% pewien (coś w sercu, czy w mózgu...).
ex-con napisał(a):Horka napisał(a):ex-con napisał(a): Jeśli są przyjemne, to zostają, jeśli nie - szukam rozwiązania albo zajmuję się czymś innym.
Ale jesteś w stanie je rozpoznać? Bo ja często mam problem, żeby rozpoznać, że coś w ogóle jest dla mnie nieprzyjemne. Albo żeby rozpoznać co jest dla mnie nieprzyjemne. W drugą stronę w sumie też...
Są przyjemne - zostają. Są nijakie albo nieprzyjemne - ignoruję bez głębszego zastanowienia.
Albo...
Kiedyś śniły mi się koszmary w nocy. Za którymś razem po przebudzeniu zauważyłem, że podoba mi się ten stan lekkiej euforii połączony z poczuciem zagubienia i powodzią adrenaliny. Chciałem więcej. Niestety, od tamtej pory nie mam koszmarów.
Może to jest rozwiązanie? Polub swoje negatywne emocje i uczucia, znajdź w nich przyjemność i zaadaptuj do własnych potrzeb.
Jeśli się okaże, że lubisz strach albo przekuwasz agresję w coś pożytecznego - plus dla Ciebie.
@Mruczanka: To może być aleksytymia. Pewnie też to mam. Ponoć można to leczyć jakimiś terapiami. Kwestia tego, jak to interpretujesz - jeśli zadręczasz się rozważaniami nad tym, co i jak czujesz, możesz się doprowadzić do naprawdę kiepskiego stanu psychicznego, łącznie z depresjami, a nawet fizycznych objawów (nadmiar stresu przez dłuższy czas poważnie osłabia organizm). Możesz to też zaakceptować, bo po prostu taka jesteś, znaleźć ujście dla tego co czujesz (a nie potrafisz nazwać) i dalej żyć.
Chcesz to nazwać i zrozumieć? Sama nie dasz rady, ktoś Ci musi pomóc i tłumaczyć. Ja wybrałem opcję radzenia sobie z tym samemu i kanalizowania emocji w sposób dla mnie wygodny. Tyle tylko, że mi nikt nie chciał pomóc...
ex-con napisał(a): można zrozumieć, że niektórych rzeczy po prostu nie ogarniesz i tyle. Trudniejsza jest akceptacja tego stanu rzeczy. Ale jak już to się uda - spokó
Katrina napisał(a):Mi się wydaje, ze właśnie rozgryźć co jest inne i problemowe i spróbować pracować nad sobą.
Powrót do Forum otwarte dla każdego
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 130 gości