Master/Pentium napisał(a):Deicide napisał(a):Pewnie nadużywając alkoholu w stopniu większym lub mniejszym dotrwam do końca życia.
To nazywa się truizm. Pytanie ile to zajmie i jakiej będzie jakości.
Miałam taką koleżankę. Umysł jak brzytwa - studiowałyśmy razem i śmiała się ze mnie, że gdyby uczyła się choć połowę tego, co ja, miałaby same piątki. Większość czasu spędzała w klubie piwosza (miała członkostwo klubu, czego jej zazdrościłam).
Kiedyś zapiła na egzamin. Poszła więc zdawać z inną grupą - ale że była "obca", spoza grupy, była "na świeczniku" egzaminatora i oblał ją. Poszła na egzamin komisyjny - ale w tamtych czasach "komisy" na medycynie były po to, żeby delikwenta oblać, a nie po to, żeby dać mu szansę, więc oblała. Powtarzała zatem rok, to znaczy tylko 2 przedmioty, których nie miała zaliczonych. Płatne to było wtedy - rodzice zapłacili, a ona twierdziła, że skoro ma tylko 2 przedmioty, to nie musi się uczyć. Imprezy z ludźmi z klubu piwosza (i nie tylko) trwały w najlepsze...
Oblała egzaminy. Wyrzucili ją ze studiów.
Spotkałam ją kilka lat temu. Wyglądała na 20 lat więcej, niż miała. Nie skończyła żadnych studiów. Miewała nędzne, dorywcze prace. Mieszkała z 20 lat starszym od siebie facetem będącym od lat na bezrobociu, w mieszkaniu jego matki. Na piwo, na które poszłyśmy razem, pożyczyła od rodziców, bo nie miała własnych pieniędzy (a była już po czterdziestce). I gadać z nią nie było o czym.
Przesrała swoje życie. Bardzo zdolna, neurotypowa osoba (genialna w sytuacjach społecznych; mi kazała nieraz "siedzieć cicho, bo nie rozumiem"). Przesrała je przez alkohol i "imprezy". Ja też abstynentką nigdy nie byłam, ale znałam granice i miałam priorytety. Miałam też świadomość własnych ograniczeń. Ona nie