przez Weronika5 » Wt, 8 wrz 2020, 19:02
Witaj na Dzikim Zachodzie:) Jesteśmy trochę podobne. U mnie „stimy” polegają głównie na huśtaniu się, obgryzaniu paznokci, rozdrapywaniu ranek. Przez wiele lat, usiłując odkryć powód mojej „dziwności” i niedopasowania myślałam, że to nerwica natręctw. Nie zgadzał mi się tylko fakt, że te zachowania miała także moja matka i babka. Poza tym te zachowania towarzyszą mi właściwie od wczesnego dzieciństwa, ponoć niemowlęctwa, więc bardzo dziwna byłaby to nerwica. Podobne zachowania przejawia mój brat. Na pewno mam bujną wyobraźnię - myślę obrazami, magiczny wewnętrzny świat, niezwykle intensywny. Jako dziecko pamietam, że nałogowo oglądałam Domowe Przedszkole, bo chciałam wiedzieć jak powinny zachowywać się normalne dzieci. Już wtedy, jako kilkulatka wiedziałam, że jestem inna. Lata szkolne mi to udowodniły. Co do zasady byłam bardzo towarzyska i chciałam do ludzi, tylko ci ludzie mnie nie chcieli. Byłam ponoć dziwna. Nie umiejąc żyć ze światem, nałogowo czytałam książki, w szkole byłam prymuską, społecznie dno dna. W dzieciństwie, w silnych sytuacjach stresowych umiałam osiągnąć stan „nirwany”, roztapiałam świadomość w przestrzeni, umysł tracił granice, a ja (z imieniem, nazwiskiem, historią) znikałam. Miewałam urojonych przyjaciół, zdarzało mi się widzieć rzeczy, których nie było w realu. Na szczęście miałam na tyle instynktu samozachowawczego, że nikomu z dorosłych się tym nie chwaliłam. Dla nich byłam po prostu grzecznym, zaczytanym dzieckiem. Z biegiem lat te moje zdolności „mistyczne” zanikły. Odrobinę znormalniałam.Z uwagi na powyższe celuję w Zespół Aspergera. Nie sądzę żeby ktokolwiek zgodził się na moje zdiagnozowanie, bo rzeczywiście przez wiele lat wykształciłam wiele sposobów i strategii radzenia sobie. Z mojej strony to taka trochę gra pozorów, sztuka teatralna w której przypisano mi role córki, matki, żony czy pracownika. Wypełniam je naprawdę idealnie. Niemniej jednak nie ma mnie w nich. Sobą jestem głównie wieczorami, stojąc w ciemnej łazience, ze słuchawkami na uszach, słucham ulubionej jednej minuty z ulubionej piosenki, huśtam się i pod wpływem tego ruchu, maski opadają. Tylko tak umiem się rozluźnić, przezywać emocje. Na pewno mam nadwrażliwość na dźwięki, mam problemy z jedzeniem - mam niedowagę, bo jedzenie nigdy nie było na liście moich priorytetów, była to czynność zbyt mało istotna żeby i niej pamiętać. Dobiegając 40 tki wiem już że jak robię się zła, senna, robi mi się słabo to trzeba coś zjeść. Funkcjonuje dobrze, ale to takie życie w przymałych butach. Niby Cię to nie zabije, ale co z tego jak nieustannie boli. Żyję w lęku, choć zaprzyjaźniłam się z nim. Przedszkole syna narzeka, że dziecko ma własny świat i urojonych przyjaciół... Brzmi znajomo ?