Odpisuję z opóźnieniem, gdyż kiepsko się coś ostatnio czuję i nie wyrabiam. Ujmę to w jednym strumieniu wypowiedzi, nie dzieląc na poszczególne odrębne od siebie kwestie, bo na to się właśnie czuję na siłach.
Przede wszystkim poszedłem w skrajność przedstawiając siebie na czarno, a potem, gdy przesadziłem, poszedłem w skrajność drugą. Bo owszem, niepotrzebnie doszukałem się jakiejś aluzji, gdzie nie miałem podstaw czy to pewne, tylko podejrzenie (i to chyba chybione). Jednak z drugiej strony nadal pewne postawy osób ze środowisk wege budzą we mnie dużo negatywnych emocji. Na przykład padło tutaj:
Amelia napisał(a):Najgorzej jak się je zabija celowo, np. żeby zjeść, i to nawet nie po to, żeby zaspokoić głód, tylko dlatego że są smaczne.
Tak, jakby to były odrębne kwestie. Im jestem głodniejszy, tym posiłek bardziej mi smakuje. A jak mięsko zawsze mi bardzo smakuje, to chyba jest to pożywny dla mnie posiłek.
Amelia napisał(a):zwierzęta hodowlane nierzadko cierpią w kiepskich warunkach I niewiele osób to obchodzi. Dla wielu liczy się tylko cena, która w takim przypadku jest niższa.
Czyli automatycznie to nie do mnie się tyczy. Bo ja akurat zawsze skłaniałem tych, co nabywają u mnie w domu żywność, w stronę spojrzenia na tę kwestię, w myśl którego - im dane wyroby mięsne, nabiał i jajka, są lepszej jakości, tym godniejsze były warunki bytowe tych zwierząt. I zawsze preferowałem wyroby mięsne od myśliwych (zdrowe, smaczne, nie tanie, ale ta zwierzyna sobie żyła w lasku, a nie w rzeźni) oraz wszystko, co miało choć trochę więcej wolnego wybiegu. Rodzice też dbają o droższe mięsa, więc to jest nieprawda, że liczy się tylko "cena, która w takim wypadku jest niższa", bo raz, że jak wykazałem nie tylko ona, a dwa, że właśnie zależy naszej rodzinie na cenie wyższej. Bo zwyczajnie, jak pożywienie, dajmy chleb kosztuje 1 zł, a inny 8 zł, to o czymś to świadczy. Są między nami pewne różnice, np. tata stawia przede wszystkim na zdrowie i dziwi go, gdy poruszę temat traktowania zwierząt; mama jest już osobą, jaką ta kwestia bardziej obchodzi, ale ma za dużo na głowie, by miała się jeszcze angażować w te tematy; a ja, to oprócz tego, co przytoczyłem, odmawiam, gdy tata mi daje do zażycia na układ odpornościowy chrząstkę z rekina. Ponieważ widziałem, na jaką skalę są wybijane, że człowiek ten bardzo stary gatunek może jeszcze wytrzebić tak, że nie będzie miał żadnej chrząstki. Tak samo podchodzę do masowej wycinki drzew, jakie nam dają tlen. Ale temat rekinów mnie ruszył chyba dlatego, że sam to zobaczyłem, a nie wytknął mi zło wege wojak. Ty
Amelio zdaje się też wybiórczo podchodzisz do tego, jakie zwierzęta można zabić na pożywienie (ryby), a jakie nie, dokonując własnej oceny moralnej. I nie chcę spytać niemile, ale co, uważasz, że jak Damazy je tak, jak je (a je mięso), to zasługuje na to wszystko, co od jakiegoś czasu wypisujesz na forum pod adresem mięsożerców? Było mi nieraz bardzo przykro czytać Twoje wypowiedzi w tej kwestii. Poza tym, jeden decyduje się na zajmowanie się tym tematem i pilnuje produktów, śledzi oferty, czyta ulotki, a ktoś drugi nie decyduje się na te wszystkie kroki, wolno mu. I nie możemy mówić -
A tam, wystarczy przejść na rośliny! Bo żeby tak przejść zdrowo, to właśnie się trzeba tematem zajmować - jak tą dietę skomponować, by faktycznie była zdrowa. Na to trzeba mieć czas. Jeden go poświęci, ale inny wcale nie musi. A może inaczej do tematu podejść, np. tak jak ja, że myślę o tym, czy kurki miały lepsze czy gorsze życie, przy wyborze jaj z górnej póły. Owszem, nie kieruję się tylko tym kryterium, ale obok zdrowia mam je na uwadze. A ktoś jeszcze inny może - tak, jak Temple Grandin, pochylić się nad niehumanitarnym chowem zwierząt i zorganizować im dogodniejsze warunki życia. I to w/g mnie jest kierunek, bo tu jest problem cierpienia zwierząt, nie we mnie, który chce jeść to, co w sposób naturalny mój organizm trawi.
Także podsumowując, nie pojmuję odwoływania się osób o wege stylu życia (czy to wegan, czy wegetarian) do moralności tych, którzy jadają mięso. Jacy to oni źli. Ale też odnośnie swej skromnej osoby nigdy nie uważałem się za dobrego człowieka. I to właśnie miałem na myśli formułując swe poprzednie posty; że w pewnych okolicznościach, jak wojna i strzelanie na froncie, rozważam zabijanie ludzi, a Ty mi tu mówisz o krówkach i świnkach...
I jak wege osoby próbują mnie karcić za to, że jem mięso, wytykając mi okrucieństwo i hipokryzję, to mogliby choć to drugie przemilczeć. Bo ja naprawdę za świętą osobę się bynajmniej nie uważam. Poza tym dochodzą jeszcze te kwestie, jak ta o przyzwyczajeniu, co już pisałem. I zwyczajnie kompromis, jaki podejmujemy jako rodzina:
Ja na przykład zachęcam z pobudek zdrowotnych głównie do rzadszego jedzenia mięsa, ale mój tata oczekuje, by mięso na obiad lądowało na stół codziennie. W domu gotuję ja. Za żywność płacą rodzice. I chcę to uszanować, więc podaję mięsne obiady. A nie chce mi się dla siebie robić osobnego posiłku; przepraszam, cofam - nie mam sił na coś takiego, bo już próbowałem, i padałem po takim zapieprzu na kuchni.
A z etycznego zaangażowania mogę się interesować niechęcią do zakupów przedmiotów, na których jest krew chińskich dzieci, i będzie tych spraw etycznych jeszcze tyle, że nie sposób się za wszystko wziąć.
Nie, nie poczuwam się do winy za swój sposób jedzenia.