Sądzę, że rozpatrywanie zjawisk społeczno-kulturowych przez pryzmat płci biologicznej obarczone jest w najlepszym razie istotnym błędem nadmiernego uogólnienia, zwłaszcza jeśli wnioski wyciągnięte z obserwacji pewnych populacji miałyby być interpolowane dla jednostek z ASD, wśród których odsetek osób nieheteroseksualnych (w tym aseksualnych), niebinarnych, etc. bądź cierpiących na dysforię płciową nie tylko dalece przewyższa średnią ogółu, ale plasuje się przynajmniej w części z tych kategorii wyżej niż bodaj jakakolwiek przebadanych populacji klinicznych.
Pomijając klasyczną, prawdopodobnie zbyt jednostronną hipotezę zwiększonej prenatalnej ekspozycji na testosteron wraz z jej konsekwencjami neuroanatomicznymi i neurofizjologicznymi (Skrajnie Męski Mózg), coraz częściej zwraca się uwagę na androgynię autystyków
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4404287/, która nie ogranicza się zresztą do cech fizycznych.
To tylko taka kompulsywna manifestacja moich standardów uczciwości intelektualnej, dyskusji jednak nie podejmę - stanowczo nie jeśli chodzi o
TumorMózgobrejny napisał(a):sadyzm (wykorzystywanie swojego ciała do celów perwersji erotycznych, wyuzdania, masochizmu).
bo tak ewidentne przedstawienie negatywnych konotacji kategorii opisowej jako równoważnych jej denotacji odbieram jako definicję perswazyjną, której nie zamierzam sankcjonować.
Co do udawania "normalności", na poziomie powierzchownym wychodzi mi to zatrważająco dobrze - do tego stopnia, że dopiero teraz, rozumiejąc nieco lepiej naturę swojej odmienności, próbuję oddzielić charakteryzację od przykrywanych przez nią warstw - cóż, taka cena za lata funkcjonowania w trybie survivalowym, i wyście z niego jako ktoś, kto wolał stać się potworem by móc walczyć z potworami zamiast się z nimi sprzymierzać.
Wypadam pod tym względem na tyle przekonująco, że moja terapeutka zakładała, że mam narcystyczne zaburzenie osobowości, a moja tendencja do kontroli ma związek z perfekcjonistyczną dbałością o wizerunek, a nie potrzebą bezpieczeństwa i unikania "zawiasów" w niespodziewanych sytuacjach społecznych.
To jest, niestety, cała ta pułapka bycia "wysokofunkcjonującym" egzemplarzem, który skrzętnie ukrywa koszty ponoszone wewnętrznie w ramach utrzymywania rozbudowanego, inteligentnego i intuicyjnego interfejsu, że znosi się bardzo wiele rzeczy o moment dłużej, niż jest się w stanie, a wtedy przychodzi tajemnicze załamanie, wyczerpanie - dziwna depresja, która wydaje się równocześnie płytka i głęboka.
I właśnie jakiś czas temu zdarzyło mi się obudzić w życiu, w którym trudno w zasadzie odnaleźć mnie, bo wizja wrogiego świata i konieczności ukrywania przed nim tego, co w odległej przeszłości było powodem moich prześladowań spowodowała moje obsesyjne dążenie do osiągnięcia biegłości w społecznej grze i kontrolowania jej przebiegu (przynajmniej w sensie kontroli poznawczej).
Trochę jakby myślą przewodnią było prowadzenie wojny podjazdowej z neurotypowym mainstreamem, na długo zanim zaczęło do mnie docierać cokolwiek na temat ASD / ADHD.
Zdaję sobie sprawę, że całkowita eliminacja maskowania wyrządziłoby sporo szkód, choćby dlatego, że nie starając się sprawiać wrażenia osoby przyjaźnie nastawionej i nie "odgrywając" emocji (zarówno odczuwanych, jak i emulowanych jako społecznie akceptowalny wyraz "chłodnej" empatii) wyglądam cokolwiek nieprzystępnie, coś jak asertywność z sugestią agresywności czekającej na pretekst
, a niewerbalnie i afektywnie prezentuję się w sposób apatyczny, tępo-nieobecny czy cokolwiek chłodny.
Przy mojej aleksytymii i niezbyt wybujałej uczuciowości społecznej, w komunikacji zwracam uwagę na formę - ostatecznie jeśli kryjące się za nimi intencje pozostają ukryte lub są umowne, respektując je okazuję innym szacunek.
Funkcjonowanie społeczne w rzeczywistości zdominowanej przez neurotypowych można ująć i skodyfikować w kategoriach protokołu dyplomatycznego - im bardziej jawna i specyficzna jest dana reguła, tym łatwiej przychodzi jej przyswojenie.
Obecnie próbuję się zdefiniować we własnych kategoriach; nauczyć się lepiej kontrolować stopień swojego maskowania i w miarę możliwości otaczać się ludźmi o względnie nieoceniającym podejściu, podchodzącymi stoicko do moich raczej nieszkodliwych dziwactw (ze względu na wysoką wrażliwość mojej mamy, której neuroróżnorodność objawia się inaczej niż moja, wypracowałam pewne poczucie taktu).
Stworzyć lub znaleźć własną niszę ekologiczną, nie dopasowywać się tu i ówdzie arbitralnie i impulsywnie, "bo mogę".