Voiman napisał(a):Jak wy w ogóle odkryliście swoje zainteresowania i obsesje?
Mnie najczęściej ojciec czymś potrafił "zarazić", ale nie na tej zasadzie, że chciał mnie do czegoś przekonać (bo wtedy zadziałałby mój upór), tylko np. jednym zdaniem o czymś napomknął, a ja już zechciałem poznać daną dziedzinę i potem bardzo się wciągałem.
Były też inne przykłady, np. gdy kiedyś koledzy pokazali mi grę w takie karty z wizerunkami samolotów pasażerskich i ich parametrami (gra była bardzo prosta i polegała na "licytowaniu" który samolot ma lepszy dany parametr - coś jak gra w wojnę w zwykłe karty) - i to sprawiło, że potem zainteresowałem się samolotami. I to właśnie tak obsesyjnie. Zacząłem kolekcjonować czasopisma, sklejać modele, marzyłem o pierwszym swoim locie, oglądałem filmy o tej tematyce, znałem prawie wszystkie marki i modele itp.
Często gra komputerowa była zaczątkiem jakiejś pasji. Np. wyścigi samochodowe. Choć już w dzieciństwie tata zabierał mnie pod parking hotelowy, gdzie parkowali bogaci ludzie dobrymi autami i konieczne musiałem zajrzeć przez szybę zobaczyć "ile ma na liczniku" (tak się wtedy mawiało, a były to czasy, gdy w Polsce jeździły głównie "maluchy", "duże fiaty" i Polonezy). Potem zacząłem długo fantazjować, że mam jedno z takich aut - wyobrażać to sobie, wizualizować itp. Często motywacją (choć negatywną) była chęć zaimponowania innym - wyobrażanie sobie, że inni mnie za coś takiego podziwiają.
Podobnie np. gra komputerowa "Prince of Persja" sprawiła, że zainteresowałem się szermierką (walczyło się tam z rycerzami na miecze), a jak szermierką, to i np. filmem "Potop" - na ogół był taki cały ciąg, że jedna rzecz sprawiała, że zainteresowałem się pokrewną, a ta pokrewna naprowadziła mnie na jeszcze inną, pokrewną itd.
Jak przyjechał na moje osiedle lunapark, to dla innych dzieciaków było to coś zwyczajnego - wsiadało się na karuzelę (albo i nie) - i koniec zabawy. A dla mnie było to wyzwania - analizowałem każdą atrakcję pod kątem tego, ile czasu trwał jej obrót, jaka jest wysokość, jaki kąt wychyłu wagoników, intrygowała mnie ew. przejażdżka, choć się bardzo bałem. Wszystko bardzo przeżywałem, jak się czymś interesowałem, to właśnie tak na 100%.
Po paru latach znałem na pamięć parametry chyba wszystkich ważniejszych kolejek górskich w Europie. Tak samo kolejek linowych w górach, szczytów górskich, parametry wszystkich samochodów, samolotów, stoków narciarskich, potem ulubione zespoły muzyczne i nazwy ich piosenek... zwykle był jakiś impuls, ale często przypadkowy. Coś mi się spodobało, coś zauważyłem / zaciekawiło mnie (wyglądem) albo było wyzwaniem (jakaś ekstremalna atrakcja) lub obiektem marzeń (samochód/samolot), albo w inny sposób wpadło mi w oko/w ucho (piosenka, film...).
Potem znowu pierwsze wybory prezydenckie - i od razu fascynacja sylwetkami kandydatów, ich barwnymi osobowościami, poznawanie programów wyborczych, postulatów - i znowu masa pokrewnych dziedzin (liczby - sondaże, socjologia, gospodarka, ekonomia... emocjonowanie się tą rywalizacją, kibicowanie ulubionemu kandydatowi - podobnie jak w serialach czy programach "reality show").
Podobnie z górami - jak góry, to i szlaki, jaskinie, klimat, geografia... jakoś tak jedno zainteresowanie nakręcało drugie (pokrewne).