Co czujecie gdy myślicie o swojej starości?
Ostatnio zaczęły "napadać mnie" obrazkowe myśli odnośnie mnie jako staruszki, prawdopodobnie związane z tym, że w pracy spotykam się ciągle ze starszymi osobami i zauważam jak bardzo potrafią się różnić od siebie, mimo iż wszyscy są na coś chorzy. Niektórzy z nich, bardzo starzy ludzie koło 95-tki, potrafią niesamowicie cieszyć się z byle czego Naprawdę ich podziwiam i zazdroszczę pogody ducha którą mają pomimo na przykład chronicznego bólu i konieczności życia na morfinie do końca swoich dni.
Czasem rozmawiam z moją córką (którą przeraża myśl, że kiedyś umrę) o tym, że obie kiedyś będziemy stare, bezzębne, pokurczone i pomarszczone, że będziemy się spotykać i grać sobie w karty albo szachy, łazić do jakichś klubów staruszków, wcinać cukierki i pełzać sobie po mieście i sklepach z tanią odzieżą. To jest zawsze taka miła myśl nawet nie wiem dlaczego, tak jakby człowiek był w końcu wtedy wolny od przymusu nauki i pracy, od tych wszystkich reprodukcyjnych strategii, pogoni za stabilizacją, odpowiedzialności za małe dzieci - od wielu, wielu innych rzeczy - tak to sobie tłumaczę. Niektórzy starzy ludzie mają taki niesamowity dystans do problemów młodych, taki pobłażliwy, wyrozumiały, ciepły dystans jakby chcieli poklepać cię po ramieniu i powiedzieć "co się tak przejmujesz, zjedz cukierka posłuchaj muzyki, to drobnostka ten twój problem".
Gdybym miała życzyć sobie dwóch rzeczy na starość to chciałabym niemal do samego końca (bo pewnie tak zupełnie to ciężko, na 100% będę na coś chora) nie być zależna od innych i zachować jasny, zdrowy umysł aż do śmierci. No i tej starości dożyć