Co do innych objawów, jakie podajesz, to uważam IMHO, że :
- nikt nie ma ŚWIADOMYCH wspomnień z okresu najwcześniejszego dzieciństwa. Mamy stały dostęp tylko do tej części która została zapisana w pamięci słowami, już po opanowaniu języka. Inne – też są, ale gdzieś zepchnięte do podświadomości i dotrzeć do nich trudno.
(Ale i to jest możliwe w zmienionych stanach psychicznych: trans, hipnoza, głęboka medytacja, psychodeliki, spontaniczne wzniesienie Kundalini – czasem pojawiają się nagle gdy nałoży się na nie aktualny epizod podobny. A że zapis dawnych wspomnień i traumatyzmów psychicznych (bo zapamiętujemy sprawy związane z silną emocją a nie obojętne i nudne) jest związany z ciałem i dotykiem (lub: zarządza nimi głębsza i starsza część mózgu niż szara warstwa kory mózgowej) – stąd i wpływ na ciało takich "haków w psychice".
I tylko regularna medytacja (ale to już wyższa "szkoła jazdy" – na trzyletnich odosobnieniach buddyjskich) dosięgnie nawet tam i tam wyczyści podświadomość. No a człowiek bez haków, bagażu, itp obciążeń – działa energicznie, skutecznie i z entuzjazmem. W naszej cywilizacji takie metody nieznane. Nasza, powstała na bazie religii monoteistycznej –
off-top czy bardziej ogólnie:
- Powtarzam dla @GreenShadow: u podstaw każdej cywilizacji czy kultury leży zawsze religia (jako zbiór wspólnych przekonań). A drobne różnice w interpretacji fragmentów tej samej Biblii wyprodukowały ubogą katolicką Amerykę Łacińską i bogate protestanckie Stany Zjednoczone. Ty twierdzisz, że masońskie – może, nie spieram się, ja podkreślam istniejące różnice. Masoni działają półtajnie (z tego, co o nich wiem, to wykształcona elita wpływająca na prawa) a WASP (white anglo-saxon protestant) – to pierwszy, większościowy i uprzywilejowany obywatel Stanów Zjednoczonych (czyli: liczący się ogół).
Kontynuuję: religie pochodzące z Bliskiego Wschodu (judaizm, chrześcijaństwo i islam) są monoteistyczne. Wnioski i konsekwencje: "My mamy monopol na Boga i Prawdę" – a więc adwersarz jest w błędzie. Możemy wobec tego śmiało, a nawet "na chwałę Boga" go złupić i wyrżnąć. Amen.
Dalej: w cywilizacji powstałej na bazie Biblii – mamy tylko jednego Boga, jedno życie – dziecko rodzi się jako "tabula rasa" i wszystko zależy od aktualnych doświadczeń...
IMHO: jak się przyjrzeć, to już każde niemowlę jest inne. Wg wierzeń z Azji: w przyszłe życia wleczemy za sobą swoją karmę i swój charakter. Praktycznie: na to mamy wpływ i staramy się, by były jak najlepsze. Przeszłości już nie odwrócisz, ale przyszłość jest w twoich rękach.
Możemy zrobić proste doświadczenie co do tych zapomnianych wspomnień z pierwszego dzieciństwa: gdy w rodzinie jest nowe niemowlę i nie dokończyło swojej buteleczki – położyć się jak ono, zamknąć oczy – i skończyć jego ciepłe mleczko, przez smoczek, z butelki. Pojawi się cała masa wspomnień czy wrażeń z tamtego okresu życia. Ale problemem będzie ująć je w słowa – bo wtedy jeszcze nie mówiliśmy, więc nie zapisaliśmy ich sobie słowami języka.
To u Prousta jego wielotomowe dzieło zaczyna się od opisu smaku magdalenki rozmoczonej w herbacie – i długiego szukania (jest wspaniały opis!), dlaczego to takie znajome i jakie wywołuje powiązane wspomnienia. No i tak powstała wielotomowa historia.
Wracam do pawel.1234 :
pawel.1234 napisał(a):- wieczorami przed pójściem spać wpatrywałem się w zegarek przez sporą ilość czasu
(IMHO: biedne samotne dziecko! A nie opatulano, całowano na dobranoc, czytano bajeczki zanim zaśniesz? Ale takie luksusy to tylko na amerykańskich filmach. A tylko murzyńskie dziecko (także w Europie) do trzech lat nie odłącza się od matki, śpi razem, jest stale dotykane, noszone na plecach. (U białych dzieci wychowanych przez "kolorowe" niańki także noszenie na plecach a nie w wózeczku przyspiesza rozwój ruchowy o 4 miesiące.) Inna kultura (czy cywilizacja).
(A wieczorem nie asystowano przy dziecinnej modlitwie? Ale od niecałych 100 lat religijność w społeczeństwie zanikła. Warto by przemyśleć i przyczyny takiego stanu rzeczy. Mi już świta to i owo. Przydałoby się to i Kościołowi, który obecnie galopująco traci członków i wpływy. Polska staje się enklawą.)
Ale matka mająca cały dom na głowie i zestresowana sytuacją – też nie ma za dużo czasu i dobrego humoru, by go poświęcić dziecku. Stąd każda awantura w domu odbija się od razu na jego wynikach szkolnych.
pawel.1234 napisał(a):- z uczuciami wyglądało to tak, że potrafiłem lubić, ale nie kochać
Objawiania uczuć też uczy matka, zajmując się dzieckiem. Czy były badania poświęcone temu zjawisku na dzieciach w "bidulach"?
W innym poście pisałam (nie odszukam, więc łatwiej tu powtórzyć) że niemowlę potrzebuje OTRZYMYWAĆ miłość, a Matka Teresa z Kalkuty (przeciwny punkt skali) DAWAŁA miłość swoim umarlakom (niczego od nich nie żądając, bo czego mogłaby?) I pisałam, że od proporcji DAWAĆ / OTRZYMYWAĆ u nas, którzy mieścimy się gdzieś pośrodku tej skali, zależy nasza dorosłość (chyba odpowiednim przymiotnikiem tu będzie:) duchowa.
Słowo "duchowość", "rozwój duchowy" też wypadło z naszego codziennego języka? A "szczycimy się" tylko postępem technicznym naszej cywilizacji? Niedobrze to świadczy o kierunku zmian w społeczeństwie: budujemy sobie cywilizację maszynową, gdzie jednostka jest tylko łatwo wymiennym trybikiem w maszynie. (Ale to tylko moja prywatna opinia.).
Czyli: nie ządałabym miłosnych uniesień od pięcioletniego dziecka. Owszem, są "przylepy" nauczone przez mamusię się przytulić, pocałować, wyściskać – ale to zachowanie wyuczone; dziecko swobodnie bawiące się z rówieśnikami tak się nie zachowuje.
Zdolność do miłości i pierwszych zachwytów, oczarowań – pojawi się zazwyczaj dopiero wraz z rozwojem seksualnym i burzą hormonalną. Okres pierwszych miłości.
PS Nawet często dużo wcześniej, są dzieci bez przerwy w kimś zakochane. Ale tego też nikt u nas nie badał – więc mogę przypuszczać że to cechy indywidualne, przeniesione z poprzednich wcieleń.
pawel.1234 napisał(a):- nie byłem zainteresowany kontaktami z ludźmi (za wyjątkiem najbliższej rodziny)
W jakim wieku? Bo uczące się dopiero chodzić niemowlę w piaskownicy jest żywo zainteresowane rówieśnikiem. Tak samo z młodym psem na spacerze. Dopiero nieufni dorośli muszą mu wpoić tę nieufność.
Pierwszą naturalną reakcją na nieznajomego (opowieści podróżników z odludnych miejsc, tybetańskich wiosek, gdzie nasza cywilizacja jeszcze nie dotarła) jest żywe zainteresowanie i życzliwość.
I czy miałeś możliwość swobodnej zabawy z grupą starszych i młodszych dzieci (pole, las, łąka, w ostateczności podwórko) czy od dzieciństwa byłeś zamknięty w mieszkaniu jak zwierzątko w klatce i nie miałeś okazji wypracować sobie zachowań społecznych?
pawel.1234 napisał(a): - lubiłem się bujać, a w chwilach silnego zadowolenia robić pewne ruchy rękami
Za bujaniem przepada każde małe dziecko: kołyski pozwalające szybko zasnąć, hustawki. W ostateczności, pamiętam, babcia mnie i rodzeństwo usypiała bujając tylko poduszką pod głową – i działało, i dzieci za tym przepadały. A nadmiar energii, podniecenia, entuzjazmu – dziecko wyładowuje ruchem. Też normalne.
A "kręcenie się w kółko"? Karuzele.
Gorzej gdy brak miesjca, i zbyt gwałtowne ruchy (bieganie, dotykanie wszystkiego, potrącanie obecnych) przeszkadzają czy niepokoją stojących w kolejce do kasy zestresowanych dorosłych. Tu należy już mieć "lepiej wychowane" czy "nie przeszkadzające dorosłym" dziecko.
pawel.1234 napisał(a):- nie chciałem patrzeć komuś prosto w oczy
Tu też mam pewną teorię, którą może potem wyłożę. Na razie: KTO Cię do tego zmuszał? Opisz "jak bardzo" nie lubisz i jak długo.
Uwaga: zwierzęta też tego nie lubią. Uważają to za wstęp do agresji: po takim bezpośrednim spojrzeniu nastąpi atak drapieżnika i walka, z której wyjdę pożarty. We wschodnich sztukach walki nakazują śledzenie oczu i oddechu (atak nastąpi na wydechu) przeciwnika.
Być może: naturalny instynktowny odruch.
Jest tu jeszcze "część druga", o którą może zapytam w osobnych temacie.
pawel.1234 napisał(a):- gdy zauważyłem jakiś brud, musiałem wytrzeć
Hm, to chyba zachowanie wpojone przez matkę. Gdy matka np panicznie boi się pająków czy myszy – przekaże ten strach (czy raczej: obrzydzenie) dziecku.
Twoja matka żyje; możesz zaobserwować czy jest pedantycznie czysta (zaleta w kuchni). Różne zwyczaje rodzinne (dobre i złe) przenosimy przez pokolenia.
Może być niewłaściwe (zbyt wczesne lub zbyt surowe) przyzwyczajanie do czystości.
Pamiętam zdarzenie: byłam z paroletnim dzieckiem z wizytą u znajomych, co mieli swoje w podobnym wieku (normalne, najwięcej znamy rówieśników). Już żegnając się, w przedpokoju, moje nasiusiało w majteczki. No cóż, zdarza się, powiedziałam "to nie szkodzi" żeby dziecka dodatkowo nie stresować. Ale tu dziecko gospodarzy aż rozpłakało się z przerażenia. Ono było inaczej wychowywane.
"To nie szkodzi" dziecko mi raz zwróciło i epizod pozostał jak zabawne wspomnienie w rodzinie:
Miałam raz pretensje, że dziecko już mówi i chodzi, a tu któregoś ranka znowu pipi w łóżeczku. Dziecko spojrzało na mnie i powiedziało: "to nie szkodzi...". Co mogłam zrobić? Roześmiałam się i wrzuciłam prześcieradełko do pralki.
W sumie: nic "nienormalnego" w reszcie objawów nie zauważam.