Depresja w dzieciństwie

Odpowiedz


To pytanie służy do uniemożliwienia automatycznego wysyłania formularza przez boty spamujące.
Uśmieszki
:) ;) ^^ :/ :( :chytry: ;( :oops: :good: :cool: 8-) :D :-) ;-) :o :shock: :? :lol: :x :P :-| :cry: :evil: :twisted: :roll:
Pokaż więcej uśmieszków
BBCode jest włączony
[img] jest włączony
[flash] jest wyłączony
[url] jest włączony
Uśmieszki są włączone
Przegląd wątku
   

Rozszerz widok Przegląd wątku: Depresja w dzieciństwie

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez fifikse » Pt, 15 kwi 2016, 15:20

Gbur napisał(a):
jak wielu aspich, mam bardzo wyraźne wspomnienia z wczesnego dzieciństwa).


To ciekawe co piszesz, bo ja mam wspomnienia z moich drugich urodzin, a nawet z okresu półtora roku (wg. relacji moich rodziców dotyczących zrobienia pewnego zdjęcia, przy pozowaniu do którego ryczałem [miałem stać przy sztucznym krasnalu :lol: ] - a wspomnienia towarzyszące silnym emocjom najbardziej wkuwają się w pamięć. Zawsze mnie to zadziwiało,bo z tego co czytałem, pamięć kształtuje się dopiero około 3 roku życia. Nigdy nie łączyłem tego z ZA.

to ciekawe co piszecie, bo ja mam wspomnienia z (...) a nawet z okresu półtora roku (dokładnie i dosłownie - słowo w słowo TAK; co więcej i dalej, wprawdzie nie potrzebna mi relecja rodziców, bo sama doskonale pamiętam że...) dotyczące zrobienia pewnego zdjęcia ... u fotografa jakiegoś (zdjęcie to mam, lub ma moja mama/babcia - ktoś tam na pewno ma :P do dziś, z podpisem jakimś, datą - stąd też wiem w jakim byłam wieku) przy pozowaniu do którego wprawdzie nie ryczałam (ja w dzieciństwie nie płakałam zbyt często, nawet wtedy gdy NAPRAWDĘ mnie coś, dosłownie i w przenośni - fizycznie, psychicznie, emocjonalnie - bolało), ale byłam cholernie PRZERAŻONA <- choć wtedy jeszcze zapewne nie wiedziałam, że jestem ... tzn. jako dziecko półtoraroczne nie mogłam w żaden sposób nazywać/klasyfikować własnych uczuć/odczuć/wrażeń/emocji (wstaw cokolwiek), dziś nazwałabym to przerażeniem, tym bardziej, że głównie to (je) właśnie pamiętam <- ja w ogóle mam coś takiego, że zapamiętuję głównie "emocjonalnie" (w każdym moim wspomnieniu dominuje to, co nazwać można "stanem wewnętrznym", mniej w tym wszystkim słów lub obrazów, zapachów też sporo [to chyba mało autystyczne, bo oni/Wy - autystyczni - podobno głównie obrazami myślicie?]).

w dzieciństwie nie miałam chyba, no nie, raczej nie, typowej depresji, natomiast coś w rodzaju małej umiejętności cieszenia się "chwilą" <- tego, co tak naturalnie, czysto, prawdziwie DZIECIĘCE - jakiejś takiej beztroski ... uciekło mi słowo, niestety, no trudno, uciekło no... o samobójstwie, o śmierci w ogóle, też myślałam mając lat kilkanaście, no ale... kto o tym nie myślał bedąc nastolatkiem (kto - z tych bardziej wrażliwych czy myślących dzieciaków, bo jasne, że są i tacy, którzy nie myślą [o "tym" czy też "innym" ...lub nie myślą wcale).

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Gbur » Pt, 4 gru 2015, 18:31

jak wielu aspich, mam bardzo wyraźne wspomnienia z wczesnego dzieciństwa).


To ciekawe co piszesz, bo ja mam wspomnienia z moich drugich urodzin, a nawet z okresu półtora roku (wg. relacji moich rodziców dotyczących zrobienia pewnego zdjęcia, przy pozowaniu do którego ryczałem [miałem stać przy sztucznym krasnalu :lol: ] - a wspomnienia towarzyszące silnym emocjom najbardziej wkuwają się w pamięć. Zawsze mnie to zadziwiało,bo z tego co czytałem, pamięć kształtuje się dopiero około 3 roku życia. Nigdy nie łączyłem tego z ZA.

Wracając do tematu - stany depresyjne mam od kiedy żyję, rozważania nt. śmierci (w sensie filozoficzno-refleksyjnym) zacząłem snuć gdzieś około 6 roku życia, kiedy zmarł mój dziadek. Myśli samobójcze pojawiły się około 12.-13. roku życia. W drugiej klasie gimnazjum zacząłem czytać książki psychologiczne, które znalazłem w domowej biblioteczce. Jedna z nich była na temat spektrum autyzmu, pamiętam jedno twierdzenie w niej zawarte (właściwie statystykę), iż 20% osób z Zespołem Aspergera popełnia samobójstwo.

W sumie rodzice niczego mi nie ułatwiali - myślę, że nawet jak na standardy dla dziecka NT są dosyć pop......(dojście do tego zajęło mi sporo czasu).
Powracające traumy ( którą zdefiniowałbym jako - zachodzący w psychice ciąg skojarzeniowy pomiędzy wrażeniem odebranym w czasie rzeczywistym i obrazem zapisanym w pamięci; powodujący określony stan psychosomatyczny [skojarzony z tym obrazem] ) z dzieciństwa, przedszkola, lat szkolnych , które są trudne do opanowania za pomocą rozumu , bardzo przeszkadzają w normalnej egzystencji w społeczeństwie. Nie są "bilansowane" przez wspomnienia silnych pozytywnych emocji, ponieważ tych mam niedobór. Być może ten niedobór wynika z faktu, iż zawsze gdy było jakieś "wesołe' wydarzenie, np. impreza - to pomimo wielu pozytywnych odczuć ta 'szklana ściana' alienacji, braku komunikacji, czy zrozumienia rówieśników nie pozwalała mi odczuwać pełnej satysfakcji.

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Amelia » Pt, 13 lis 2015, 09:45

Aerrae - też trzymam kciuki. I coś mi mówi, że Twoje dziecko ma szczęście, że ma taką mamę jak Ty :)

Btw, czytając ten temat, przypomniało mi się, że dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że dzieci (i starsi też) socjalizują się sporo przed lekcjami. Mi nigdy do głowy nie przyszło, żeby przyjść wcześniej, myślałam, że oni tam tylko prace domowe odpisują, albo nie umieją czasu wyliczyć i dlatego przychodzą za wcześnie, co jest mało ekonomiczne..

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Mruczanka » Cz, 12 lis 2015, 21:19

Aerrae, teraz jak uważniej przeczytałam Twoją wypowiedź, to ją rozumiem i się z nią zgadzam.
Twierdzisz, że z wychowaniem dzieci jest jeszcze trudniej jak z nauką zachowań społecznych - zdaje sobie z tego sprawę i dlatego nigdy nie chciałabym nikogo wychowywać, sama siebie uważam za osobę za bardzo zaburzoną by to robić poprawnie.
Ale trzymam kciuki za Ciebie, żebyś jak najmniej tych błędów wychowawczych popełniała ;)

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Aerrae » Cz, 12 lis 2015, 19:13

Ależ zdecydowanie zależy od dziecka.
asperger2010 napisał(a):Jak spowodować, żeby dziecko zrozumiało, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna? Trochę może tłumaczyć, ale nawet tłumaczenie siłą rzeczy odwołuje się do doświadczeń społecznych - których dziecko nie ma. Z drugiej strony, wrzucenie dziecka na głęboką wodę spowoduje, że dziecko nabędzie jedynie doświadczenia, iż umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna, ale nieosiągalna dla niego.


Nie wiem jak sprawić, żeby każde dziecko zrozumiało - nawet z moim mam pewne problemy w tym względzie, bo jego lęk przed dziećmi jest silniejszy niż jakiekolwiek tłumaczenia i logika (a myślenie logiczne ma naprawdę rozwinięte) w tym wypadku po prostu się zawiesza. Ale zauważ też, że nigdzie nie pisałam o rzucaniu na głęboką wodę. Wszystko robimy stopniowo, powolutku, tłumacząc, ale też jednocześnie cały czas pchając (siła!), bo inaczej będzie się cofał, bądź w najlepszym wypadku stanie w miejscu. Być może jest to też kwestia tego, że moje dziecko jest jeszcze małe jednak. I bardzo ważna jest tutaj obserwacja (żeby regulować siłę nacisku z jednej strony, a drugiej wyczuć granicę przez którą już nie ma sensu dalej się przebijać).

Mruczanka napisał(a): Stosowano na mnie takie "argumenty siłowe" o których piszesz i skutkowały one u mnie jedynie tym, iż odczuwałam lęk i blokowałam się psychicznie jeszcze bardziej.
O wiele lepiej odbierałam gdy ktoś podchodził do mnie łagodnie, odnosił się ze spokojem i cierpliwością tłumacząc mi czego ode mnie oczekuje i co powinnam zrobić - o wiele lepiej i sprawniej mi wtedy wszystko szło.
Nie chciałam np. zjeść obiadu, to zamiast straszyć mnie że mam wp...lać, bo nie urosnę, lepiej było do mnie powiedzieć, że jak zjem to będę duża, ładna i silna.

Na moje dziecko zachęta działa tylko wtedy, gdy opór jest bardzo mały. Wtedy faktycznie wystarczy niewielkie pchnięcie w pożądanym kierunku. Natomiast w sytuacjach stresowych (kontakt z dziećmi, wyjście z domu, wyjście w miejsce, gdzie potencjalnie mogą się pojawić dzieci, o czasem koniecznym pobraniu krwi to już nawet nie będę wspominać) samo tłumaczenie i zachęta nie działa. Że już nie wspomnę o tym, że nie zawsze jest czas, żeby przed każdym wyjściem z domu tłumaczyć dziecku przez pół godziny, dlaczego i po co musimy wyjść, bo krótki komunikat jest niewystarczający.
Tyle, że generalnie oprócz sytuacji niebezpiecznych, gdzie tłumaczenie siłą rzeczy zawiera groźbę (nie wybiegaj na ulicę, bo może Cię potrącić samochód; nie ruszaj noża, bo możesz się skaleczyć; nie dotykaj płomienia, bo się oparzysz) nie stosuję czegoś takiego jak napisałaś. Raczej: "Twierdzisz, że się najadłeś się, to nie jedz więcej, ale deser będzie dopiero jak zjesz całość. Możesz dokończyć jedzenie później albo wcale, jeśli naprawdę masz już dość." W życiu nie powiedziałam dziecku, że stanie się coś nielogicznie złego jak czegoś nie zrobi (bądź też jak coś zrobi, w zależności od działania). Jeden posiłek mniej nie sprawi, że przestanie rosnąć. (Pominięty deser tym bardziej ;) ).

Poza tym nie zapominajmy o jednym - rodzice to też tylko ludzie. Jasne, ja osobiście też całkiem nieźle pamiętam rzeczy, które mnie mocno stresowały i niepotrzebnie irytowały w dzieciństwie. Sporej części z nich można było uniknąć i staram się pamiętać o tym w przypadku mojego dziecka. Ale moje dziecko to nie ja, nie na wszystko reaguje podobnie, a ja nie jestem wszechwiedząca. Z wychowywaniem dzieci jest jeszcze gorzej niż z nauką umiejętności społecznych. Nie ma prostej recepty, zawsze jest to trochę metoda prób i błędów, a do tego masz dużo bardziej ograniczoną ilość prób. Plus jeszcze odpowiedzialność dochodzi ;)

Dla mnie bardzo cenne są informacje od strony dorosłych, czy nastoletnich osób z zespołem Aspergera, na temat tego jak funkcjonowali w dzieciństwie. Ale to wcale nie znaczy, że moje dziecko będzie robiło czy czuło tak samo. Biorę to pod uwagę, ale przede wszystkim muszę skupić się na tym przypadku, z którym mam do czynienia bezpośrednio ;) I na którym zależy mi najbardziej.

A tak swoją drogą - wcale nie twierdzę, że "moja" metoda jest idealna i bezbłędna. Cóż, z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że wcale nie jest i na pewno nie w każdym przypadku. Ale u nas do tej pory działała całkiem nieźle.

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez kompowiec2 » Cz, 12 lis 2015, 19:11

To Twoje dziecko czy Twój brat?

Siostrzeniec. Wpadam do niego średnio raz w tygodniu, bo i tak nie wychodzę nigdzie w weekendy z nikim... na dziecko, tak jak większość aspów chyba się nie zdecyduje, chyba że na sprzedaż lub gdy nie będzie możliwe, to pod adopcję. Instytucji jako rodzinę "więzów krwi" do mnie nie przemawia, bo dla mnie ważniejsze jest to kto go wychował, a nie kto spłodził. South Park świetnie to obrazuje, był o tym odcinek gdzie chcieli zabrać Ike'a z powrotem do kanady.

O wiele lepiej odbierałam gdy ktoś podchodził do mnie łagodnie, odnosił się ze spokojem i cierpliwością tłumacząc mi czego ode mnie oczekuje i co powinnam zrobić - o wiele lepiej i sprawniej mi wtedy wszystko szło.
Nie chciałam np. zjeść obiadu, to zamiast straszyć mnie że mam wp...lać, bo nie urosnę, lepiej było do mnie powiedzieć, że jak zjem to będę duża, ładna i silna.

och, skąd ja to znam... na wszelkie próby by ktoś mi coś tłumaczył konkretnie odpowiadają "ty nie masz pięciu lat żeby Ci tego tłumaczyć". Głupi ageizm. Rzeczywiście, pięć lat temu to już oczywiście na pewno przerabiał i wcale się nie pytam bo było inaczej...

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez enger369 » Cz, 12 lis 2015, 11:55

Mruczanka napisał(a):Niestety moi rodzice ubzdurali sobie dziwnie, że lepiej wychowywać w strachu niż poprzez zachęte, a ja już jako małe dziecko czułam, że życie jest przyjemniejsze, jak rodzice o coś poproszą, a nie rozkazują jak w wojsku i ta wiedza była dla mnie bolesna.

Chyba to zależy od dziecka, na mnie żadne zachęty nigdy nie działały, a wpędzanie w strach zawsze działało skutecznie.

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Amelia » Cz, 12 lis 2015, 10:00

Asperger2010 napisał(a):Jak spowodować, żeby dziecko zrozumiało, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna? Trochę może tłumaczyć, ale nawet tłumaczenie siłą rzeczy odwołuje się do doświadczeń społecznych - których dziecko nie ma. Z drugiej strony, wrzucenie dziecka na głęboką wodę spowoduje, że dziecko nabędzie jedynie doświadczenia, iż umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna, ale nieosiągalna dla niego.

Nie wiem co robić, nie chcę doradzać.
Niestety pół życia spędziłam wierząc, że jak jeszcze bardziej się postaram, to mi się uda być taką jak inni i przez to szczęśliwszą. I tak mi też dawali do zrozumienia rodzice.
Teraz myślę, że do pewnego stopnia można się nauczyć zachowań społecznych, ale dalsze próby wywołują niepotrzebną frustrację. Czuję się znacznie lepiej odkąd odpuściłam starania i zaczęłam żyć tak jak mi pasuje, bez prób angażowania się w grupy, ew. angażując się nietypowo - tu na forum.

kompowiec2 napisał(a):Mam małego szkraba, który mnie naśladuje jak kukiełka (siła autorytetu, w dodatku z własnej, nieprzymuszonej woli, mnie osobiście trochę to przytłacza). Gdy pojawia się jakiś zgrzyt, najczęściej używam argumentów logicznych, choć staram się by to było dopasowane do jego wieku (zrobisz se ała - zrobiłem to samo co ty, już wiesz jak to jest :) ) czasem się zagalopuje i czasem zdarza się mi mówić rzeczy które wydają mu się jeszcze za trudne jednakże - koniec końców, zwykle się ze mną zgadza. Nie stosuję całej reszty, bo uważam że to już w tym rola matki (boi się z jakiś powodów do tej pory żebym sam na sam z nim zostawał).

To Twoje dziecko czy Twój brat?

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Mruczanka » Śr, 11 lis 2015, 21:37

Aerrae napisał(a):
Mruczanka napisał(a):Tak, ja mam na myśli zachęcanie a nie namawianie czy zmuszanie, bo próbowanie przekonać do czegokolwiek dziecko siłą zawsze daje efekt odwrotny do zamierzonego i tylko robi mu się tak krzywdę.


A wiesz, z punktu widzenia rodzica nie mogę się z tym zgodzić.

Nie ma takiego dziecka, które dałoby się zachęcić do dowolnego działania, którego ono w tej chwili nie chce nawet spróbować wykonać. Musisz użyć argumentu siły (w rozumieniu chociażby siły ekonomicznej, jako dystrybutora szeroko rozumianych dóbr/lub oraz siły autorytetu, NIE siły fizycznej, bo to już ostateczność w wyjątkowych sytuacjach - i mówię o użyciu siły fizycznej w sensie przytrzymania, zablokowania, bądź np. przeniesienia dziecka, a nie w sensie kar cielesnych) - oprócz, rzecz jasna, argumentów logicznych i przekonywania. Bo samo przekonywanie i tłumaczenie zwyczajnie nie musi zadziałać i często nie działa.

Dziecięca logika jest zupełnie inna niż logika dorosłego, nie wspominając już o zasobie doświadczeń.
Ty-dorosła, możesz pisać, że dzieci od małego powinno się uczyć rozmawiać i zachęcać do kontaktów z innymi ludźmi, ale czy Ty-dziecko uważałaś to za taki sam dobry pomysł? Czy samo zachęcanie byłoby Cię w stanie przekonać do kontaktów z innymi ludźmi, innymi dziećmi w momencie, gdy nie miałaś na to ochoty i nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna?

Czasem oczywiście wystarczy delikatna zachęta, czasem logiczne argumenty. Czasami zwyczajnie trzeba użyć siły.
A najczęściej mieszanki tego wszystkiego ;)


Ja rodzicem nie jestem i nie znam się na wychowywaniu dzieci, niemniej dobrze pamiętam moje dzieciństwo i to jak byłam traktowana.
Stosowano na mnie takie "argumenty siłowe" o których piszesz i skutkowały one u mnie jedynie tym, iż odczuwałam lęk i blokowałam się psychicznie jeszcze bardziej.
O wiele lepiej odbierałam gdy ktoś podchodził do mnie łagodnie, odnosił się ze spokojem i cierpliwością tłumacząc mi czego ode mnie oczekuje i co powinnam zrobić - o wiele lepiej i sprawniej mi wtedy wszystko szło.
Nie chciałam np. zjeść obiadu, to zamiast straszyć mnie że mam wp...lać, bo nie urosnę, lepiej było do mnie powiedzieć, że jak zjem to będę duża, ładna i silna.
Niestety moi rodzice ubzdurali sobie dziwnie, że lepiej wychowywać w strachu niż poprzez zachęte, a ja już jako małe dziecko czułam, że życie jest przyjemniejsze, jak rodzice o coś poproszą, a nie rozkazują jak w wojsku i ta wiedza była dla mnie bolesna.

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez kompowiec2 » Śr, 11 lis 2015, 15:27

Aerrae napisał(a):
Mruczanka napisał(a):Tak, ja mam na myśli zachęcanie a nie namawianie czy zmuszanie, bo próbowanie przekonać do czegokolwiek dziecko siłą zawsze daje efekt odwrotny do zamierzonego i tylko robi mu się tak krzywdę.


A wiesz, z punktu widzenia rodzica nie mogę się z tym zgodzić.

Nie ma takiego dziecka, które dałoby się zachęcić do dowolnego działania, którego ono w tej chwili nie chce nawet spróbować wykonać. Musisz użyć argumentu siły (w rozumieniu chociażby siły ekonomicznej, jako dystrybutora szeroko rozumianych dóbr/lub oraz siły autorytetu, NIE siły fizycznej, bo to już ostateczność w wyjątkowych sytuacjach - i mówię o użyciu siły fizycznej w sensie przytrzymania, zablokowania, bądź np. przeniesienia dziecka, a nie w sensie kar cielesnych) - oprócz, rzecz jasna, argumentów logicznych i przekonywania. Bo samo przekonywanie i tłumaczenie zwyczajnie nie musi zadziałać i często nie działa.

Dziecięca logika jest zupełnie inna niż logika dorosłego, nie wspominając już o zasobie doświadczeń.
Ty-dorosła, możesz pisać, że dzieci od małego powinno się uczyć rozmawiać i zachęcać do kontaktów z innymi ludźmi, ale czy Ty-dziecko uważałaś to za taki sam dobry pomysł? Czy samo zachęcanie byłoby Cię w stanie przekonać do kontaktów z innymi ludźmi, innymi dziećmi w momencie, gdy nie miałaś na to ochoty i nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna?

Czasem oczywiście wystarczy delikatna zachęta, czasem logiczne argumenty. Czasami zwyczajnie trzeba użyć siły.
A najczęściej mieszanki tego wszystkiego ;)

Potwierdzam. Mam małego szkraba, który mnie naśladuje jak kukiełka (siła autorytetu, w dodatku z własnej, nieprzymuszonej woli, mnie osobiście trochę to przytłacza). Gdy pojawia się jakiś zgrzyt, najczęściej używam argumentów logicznych, choć staram się by to było dopasowane do jego wieku (zrobisz se ała - zrobiłem to samo co ty, już wiesz jak to jest :) ) czasem się zagalopuje i czasem zdarza się mi mówić rzeczy które wydają mu się jeszcze za trudne jednakże - koniec końców, zwykle się ze mną zgadza. Nie stosuję całej reszty, bo uważam że to już w tym rola matki (boi się z jakiś powodów do tej pory żebym sam na sam z nim zostawał).

Przez te wszystkie lata spotkałam tylko jedną osobę, którą mogłam uważać za swoją przyjaciółkę, ale i tak nasze relacje trwały niecałe trzy lata.
Jedna osoba w całym "morzu" napotkanych w życiu osób - jak teraz o tym pomyślę to dość smutne, więc naprawdę uważam, że dzieci od małego powinno się uczyć rozmawiać i zachęcać do kontaktów z innymi ludźmi.

Witaj w klubie :(

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez leśna » Śr, 11 lis 2015, 14:53

Też nad tym się zastanawiałam i myślę, że trafiłaś w sedno, jednocześnie być może odpowiadając na moje dociekania, skąd właściwie wzięła się moja fobia społeczna, która, jak nieraz czytam, jest wtórna, pojawiająca się w odpowiedzi na niepowodzenia w kontaktach społecznych.

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez asperger2010 » Śr, 11 lis 2015, 11:31

Aerrae napisał(a):Czy samo zachęcanie byłoby Cię w stanie przekonać do kontaktów z innymi ludźmi, innymi dziećmi w momencie, gdy nie miałaś na to ochoty i nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna?

To ważna uwaga. Janusz Korczak pisał, że dziecko to taki dorosły, tylko bez doświadczenia i potrzebnych informacji. Jednak nie jestem pewna, czy odpowiedź o konieczności zmuszania dziecka jest słuszna. Jak spowodować, żeby dziecko zrozumiało, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna? Trochę może tłumaczyć, ale nawet tłumaczenie siłą rzeczy odwołuje się do doświadczeń społecznych - których dziecko nie ma. Z drugiej strony, wrzucenie dziecka na głęboką wodę spowoduje, że dziecko nabędzie jedynie doświadczenia, iż umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna, ale nieosiągalna dla niego. Myślę, że dzieci NT nabywają tego zrozumienia przez doświadczenie przebywania w grupie, ale dla nich porażki społeczne są zaledwie drobnymi stresami, które są konieczne do uformowania potrzebnego doświadzenia w funkcjonowaniu międzyludzkim - co warto robić, a czego robić nie warto, bo spotka nas coś niemiłego. Jednak dla dzieci autystycznych prawdopodobnie te "drobne" stresy wcale nie są dobroczynne, bo są one za silne. Myślę, że dziecko autystyczne potrzebuje stopniowego wdrażania, narażania na stres, ale w dużo bardziej kontrolowanych warunkach niż dziecko NT.

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez murzin » Śr, 11 lis 2015, 00:50

Aż mi przypomnieliście wspaniałe metody zachęcania stosowane przez mojego ojca;
Z jednej strony ciągle miał do mnie pretensje, że wszędzie siedze jak mruk i sie do nikogo nie odzywam, a z drugiej, kiedy juz próbowałem wychodzić do ludzi i jakieś kontakty nawiązywać (oczywiscie nieskutecznie), to często mówił że "znowu musi sie mnie wstydzić" oraz "że jestem dla niego zwykłą cipką" (za przeproszeniem). To drugie, to dlatego że często w podstawówce zdarzało mi sie płakać/mdleć. Uwielbiał też obśmiewać wszystkie moje wpadki przy każdym spotkaniu rodzinnym - przestałem przez to pojawiać sie na takich imprezach.

Długo mieszkałem obok mojej podstawówki i rzeczywiście każde przejsćie obok powodowało okropne uczucie przezytej tam traumy... żeby tam zaglądać to nawet mi do głowy nie przyszło.

A najwcześniejsze wspomnienie z kategorii depresji to gdy miałem 4-5lat. Szedłem z ciocią przez zatłoczone miasto za rękę i ktoś mnie potrącił tak że sie przewróciłem, gość nawet sie nie zatrzymał, nie zwrócił na mnie uwagi.
Wtedy z jednej strony poczułem że zrobił to specjalnie, że chcial mnie skrzywdzić celowo, a jednoczesnie poczułem sie nikim, kimś niewidzialnym dla świata, gość poprostu przeszedł jakby mnie tam nie było - trudno wyjaśnić

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Aerrae » Śr, 11 lis 2015, 00:39

Mruczanka napisał(a):Tak, ja mam na myśli zachęcanie a nie namawianie czy zmuszanie, bo próbowanie przekonać do czegokolwiek dziecko siłą zawsze daje efekt odwrotny do zamierzonego i tylko robi mu się tak krzywdę.


A wiesz, z punktu widzenia rodzica nie mogę się z tym zgodzić.

Nie ma takiego dziecka, które dałoby się zachęcić do dowolnego działania, którego ono w tej chwili nie chce nawet spróbować wykonać. Musisz użyć argumentu siły (w rozumieniu chociażby siły ekonomicznej, jako dystrybutora szeroko rozumianych dóbr/lub oraz siły autorytetu, NIE siły fizycznej, bo to już ostateczność w wyjątkowych sytuacjach - i mówię o użyciu siły fizycznej w sensie przytrzymania, zablokowania, bądź np. przeniesienia dziecka, a nie w sensie kar cielesnych) - oprócz, rzecz jasna, argumentów logicznych i przekonywania. Bo samo przekonywanie i tłumaczenie zwyczajnie nie musi zadziałać i często nie działa.

Dziecięca logika jest zupełnie inna niż logika dorosłego, nie wspominając już o zasobie doświadczeń.
Ty-dorosła, możesz pisać, że dzieci od małego powinno się uczyć rozmawiać i zachęcać do kontaktów z innymi ludźmi, ale czy Ty-dziecko uważałaś to za taki sam dobry pomysł? Czy samo zachęcanie byłoby Cię w stanie przekonać do kontaktów z innymi ludźmi, innymi dziećmi w momencie, gdy nie miałaś na to ochoty i nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna?

Czasem oczywiście wystarczy delikatna zachęta, czasem logiczne argumenty. Czasami zwyczajnie trzeba użyć siły.
A najczęściej mieszanki tego wszystkiego ;)

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Mruczanka » Wt, 10 lis 2015, 22:10

Ja wiem, że nie wymyśli, bo sama też nie wpadłam na przydatne mi techniki zachowań.
Być może nie potrafię obrać w słowa to o co mi chodzi, bo ja tutaj cały czas mam na myśli, żeby nie zostawiać dziecka samemu sobie tylko wytłumaczyć mu i delikatnie pokazać, nie w jakim kierunku, ale konkretnie co ma zrobić.
No i wsparcie, bardzo dużo robi wsparcie rodziców dla dziecka, interesowanie się jego rozwojem.
Ja nie wiem czy tego miałam za mało w okresie niemowlęctwa, nie chce oskarżać moich rodziców, bo może to właśnie tylko mój własny umysł jest odpowiedzialny za to, że jako kilkulatka miałam tak przerażające myśli :?

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez asperger2010 » Wt, 10 lis 2015, 20:17

Mruczanka, współczuję tego uczucia. To musiało być okropne, poczuć coś takiego w tak młodym wieku. Ja aż tak nie miałam, nie czułam, że rodzice mogliby o mnie zapomnieć. Wyobrażam sobie, że takie poczucie dla dziecka to dramat.

Co do drugiego wątku: Nie chodzi o zachęcanie. Zachęcanie jest puste. Chodzi o wytłumaczenie człowiekowi, jak coś ma zrobić. A nie zachęcanie, żeby sam wymyślił, bo autysta nie wymyśli.

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Mruczanka » Wt, 10 lis 2015, 20:11

Tak, ja mam na myśli zachęcanie a nie namawianie czy zmuszanie, bo próbowanie przekonać do czegokolwiek dziecko siłą zawsze daje efekt odwrotny do zamierzonego i tylko robi mu się tak krzywdę.

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez enger369 » Wt, 10 lis 2015, 08:51

Mruczanka napisał(a):więc naprawdę uważam, że dzieci od małego powinno się uczyć rozmawiać i zachęcać do kontaktów z innymi ludźmi.

Czasem zachęcanie nic nie daje. Mnie zachęcała matka, pedagog, psycholog, a ja "stałem twardo", że nie będę kolegował się z nienormalnymi (w dzieciństwie uważałem, że to ja jestem normalny, a reszta dzieci nienormalna).

Re: Depresja w dzieciństwie

Post przez Mruczanka » Pn, 9 lis 2015, 23:04

Coś w tym jest co piszesz i zgadzam się, że rodzice dzieci z autyzmem czy innymi zaburzeniami psychicznymi powinni chociaż mieć świadomość, że depresja może pojawić się nawet u kilkulatka, a ich dzieci są szczególnie na nią narażone.

Poruszyło mnie to co napisałaś, bo ja mniej więcej w tym samym wieku byłam co Ty, kiedy doznałam swojego pierwszego, pamiętanego "szoku".
To było w tramwaju, było dużo ludzi, a ja płakałam bo bolały mnie nóżki i naprawdę bardzo mocno wtedy przeżyłam, że nikt na mnie uwagi nie zwraca.
Pojawiła się wtedy u mnie pierwsza depresyjna myśl - że mogłabym paść ( w sensie umrzeć ) i nikt by mnie nie zauważył - poczułam się wtedy jakbym była nie ważna, co raczej kilkulatka nie powinna mieć takich myśli.
Przybiło mnie to tak bardzo, że jak widać, pamiętam to do dziś.
Również wspomnienia z pierwszych dni pobytu wśród większej grupie rówieśników, czyli w zerówce mam dość traumatyczne, bo z nikim nie mogłam załapać kontaktu, jakbym nadawała na innych falach, albo mówiła w obcym języku.
I tak się czułam - jak kosmitka, aż przez całą szkolną edukację, bo potem nic się nie zmieniło, nadal nie umiałam z nikim rozmawiać.
Przez te wszystkie lata spotkałam tylko jedną osobę, którą mogłam uważać za swoją przyjaciółkę, ale i tak nasze relacje trwały niecałe trzy lata.

Jedna osoba w całym "morzu" napotkanych w życiu osób - jak teraz o tym pomyślę to dość smutne, więc naprawdę uważam, że dzieci od małego powinno się uczyć rozmawiać i zachęcać do kontaktów z innymi ludźmi.

Depresja w dzieciństwie

Post przez asperger2010 » So, 7 lis 2015, 09:38

Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że nawet małe dziecko może mieć depresję.

Ostatnio naszły mnie wspomnienia z dzieciństwa i uderzyło mnie to, że moje uczucia z tamtych czasów były takie same jak z późniejszych epizodów depresyjnych. (Jeden z nich właśnie teraz leczę i może dlatego na skutek "wynurzenia się na powierzchnię" zaczęłam dostrzegać, że to nie był mój normalny stan w życiu...Tj. nie powinien być normalny, lecz niestety brałam go za normalny, bo tak często mi się zdarzał.)

Najwcześniejsze tego typu wspomnienie mam z wieku 3 lat (jak wielu aspich, mam bardzo wyraźne wspomnienia z wczesnego dzieciństwa). Była jesień, zaczęłam chodzić do przedszkola. Po raz pierwszy zabrano nas na podwórko. Obok dzieci bawiły się razem, a ja miałam to okropne poczucie frustracji: Jakbym była za szybą. Nie umiałam się włączyć w zabawę i frustrowało mnie, że inni to potrafią, a ja jestem jedyna, która nie. To uczucie, że inni mają coś, czego ja nie mam, prześladowało mnie przez całe życie. Rodzaj zazdrości o umiejętności społeczne i frustracja "co jest ze mną nie tak?".

Wczoraj przypomniałam sobie właśnie te uczucia z pierwszego pobytu w przedszkolu. Wtedy nie umiałam ich ponazywać słowami, ale zapamiętałam je bardzo dobrze. Moi rodzice byli zdania, że jestem nadwrażliwym dzieckiem i płaczę z byle powodu. W rzeczywistości powód był właśnie taki. Przedszkole było dla mnie tak ciężkim przeżyciem, że aż mnie to zaskoczyło w późniejszym wieku. Gdy miałam może 18 lat, przechodziłam obok budynku przedszkola i postanowiłam tam zajrzeć, tak coś mnie tknęło. Jednak ledwo wsadziłam głowę za drzwi i usłyszałam dalekie głosy z sal, dostałam jakby obuchem. Poczułam potworne przerażenie i nie byłam w stanie tam wejść, uciekłam jak najprędzej.

Piszę o tym na forum otwartym w razie, jakby jakiś rodzic tu zajrzał. Warto wiedzieć, jak dzieci to przeżywają. Nie mówię, że przedszkole jest złe. Tylko w moim przypadku czegoś ważnego zabrakło: Żeby dorośli wytłumaczyli mi, jak się zachować. Moi rodzice byli zdania, że jak dziecko źle znosi przedszkole, to trzeba je przestać tam posyłać. Więc przez pewien czas w ogóle nie chodziłam do przedszkola. Ale to nie o to chodzi. To nie jest tak, że dziecko wyrośnie i potem już będzie wiedziało, jak się zachować. Siedząc w domu także nie nabyłam umiejętności społecznych. Widzę teraz, że brakowało mi treningu społecznego.

Góra

cron