przez Aerrae » Cz, 12 lis 2015, 19:13
Ależ zdecydowanie zależy od dziecka.
asperger2010 napisał(a):Jak spowodować, żeby dziecko zrozumiało, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna? Trochę może tłumaczyć, ale nawet tłumaczenie siłą rzeczy odwołuje się do doświadczeń społecznych - których dziecko nie ma. Z drugiej strony, wrzucenie dziecka na głęboką wodę spowoduje, że dziecko nabędzie jedynie doświadczenia, iż umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna, ale nieosiągalna dla niego.
Nie wiem jak sprawić, żeby każde dziecko zrozumiało - nawet z moim mam pewne problemy w tym względzie, bo jego lęk przed dziećmi jest silniejszy niż jakiekolwiek tłumaczenia i logika (a myślenie logiczne ma naprawdę rozwinięte) w tym wypadku po prostu się zawiesza. Ale zauważ też, że nigdzie nie pisałam o rzucaniu na głęboką wodę. Wszystko robimy stopniowo, powolutku, tłumacząc, ale też jednocześnie cały czas pchając (siła!), bo inaczej będzie się cofał, bądź w najlepszym wypadku stanie w miejscu. Być może jest to też kwestia tego, że moje dziecko jest jeszcze małe jednak. I bardzo ważna jest tutaj obserwacja (żeby regulować siłę nacisku z jednej strony, a drugiej wyczuć granicę przez którą już nie ma sensu dalej się przebijać).
Mruczanka napisał(a): Stosowano na mnie takie "argumenty siłowe" o których piszesz i skutkowały one u mnie jedynie tym, iż odczuwałam lęk i blokowałam się psychicznie jeszcze bardziej.
O wiele lepiej odbierałam gdy ktoś podchodził do mnie łagodnie, odnosił się ze spokojem i cierpliwością tłumacząc mi czego ode mnie oczekuje i co powinnam zrobić - o wiele lepiej i sprawniej mi wtedy wszystko szło.
Nie chciałam np. zjeść obiadu, to zamiast straszyć mnie że mam wp...lać, bo nie urosnę, lepiej było do mnie powiedzieć, że jak zjem to będę duża, ładna i silna.
Na moje dziecko zachęta działa tylko wtedy, gdy opór jest bardzo mały. Wtedy faktycznie wystarczy niewielkie pchnięcie w pożądanym kierunku. Natomiast w sytuacjach stresowych (kontakt z dziećmi, wyjście z domu, wyjście w miejsce, gdzie potencjalnie mogą się pojawić dzieci, o czasem koniecznym pobraniu krwi to już nawet nie będę wspominać) samo tłumaczenie i zachęta nie działa. Że już nie wspomnę o tym, że nie zawsze jest czas, żeby przed każdym wyjściem z domu tłumaczyć dziecku przez pół godziny, dlaczego i po co musimy wyjść, bo krótki komunikat jest niewystarczający.
Tyle, że generalnie oprócz sytuacji niebezpiecznych, gdzie tłumaczenie siłą rzeczy zawiera groźbę (nie wybiegaj na ulicę, bo może Cię potrącić samochód; nie ruszaj noża, bo możesz się skaleczyć; nie dotykaj płomienia, bo się oparzysz) nie stosuję czegoś takiego jak napisałaś. Raczej: "Twierdzisz, że się najadłeś się, to nie jedz więcej, ale deser będzie dopiero jak zjesz całość. Możesz dokończyć jedzenie później albo wcale, jeśli naprawdę masz już dość." W życiu nie powiedziałam dziecku, że stanie się coś nielogicznie złego jak czegoś nie zrobi (bądź też jak coś zrobi, w zależności od działania). Jeden posiłek mniej nie sprawi, że przestanie rosnąć. (Pominięty deser tym bardziej
).
Poza tym nie zapominajmy o jednym - rodzice to też tylko ludzie. Jasne, ja osobiście też całkiem nieźle pamiętam rzeczy, które mnie mocno stresowały i niepotrzebnie irytowały w dzieciństwie. Sporej części z nich można było uniknąć i staram się pamiętać o tym w przypadku mojego dziecka. Ale moje dziecko to nie ja, nie na wszystko reaguje podobnie, a ja nie jestem wszechwiedząca. Z wychowywaniem dzieci jest jeszcze gorzej niż z nauką umiejętności społecznych. Nie ma prostej recepty, zawsze jest to trochę metoda prób i błędów, a do tego masz dużo bardziej ograniczoną ilość prób. Plus jeszcze odpowiedzialność dochodzi
Dla mnie bardzo cenne są informacje od strony dorosłych, czy nastoletnich osób z zespołem Aspergera, na temat tego jak funkcjonowali w dzieciństwie. Ale to wcale nie znaczy, że moje dziecko będzie robiło czy czuło tak samo. Biorę to pod uwagę, ale przede wszystkim muszę skupić się na tym przypadku, z którym mam do czynienia bezpośrednio
I na którym zależy mi najbardziej.
A tak swoją drogą - wcale nie twierdzę, że "moja" metoda jest idealna i bezbłędna. Cóż, z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że wcale nie jest i na pewno nie w każdym przypadku. Ale u nas do tej pory działała całkiem nieźle.
Ależ zdecydowanie zależy od dziecka.
[quote="asperger2010"]Jak spowodować, żeby dziecko zrozumiało, że umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna? Trochę może tłumaczyć, ale nawet tłumaczenie siłą rzeczy odwołuje się do doświadczeń społecznych - których dziecko nie ma. Z drugiej strony, wrzucenie dziecka na głęboką wodę spowoduje, że dziecko nabędzie jedynie doświadczenia, iż umiejętność funkcjonowania w grupie jest istotna, ale nieosiągalna dla niego. [/quote]
Nie wiem jak sprawić, żeby każde dziecko zrozumiało - nawet z moim mam pewne problemy w tym względzie, bo jego lęk przed dziećmi jest silniejszy niż jakiekolwiek tłumaczenia i logika (a myślenie logiczne ma naprawdę rozwinięte) w tym wypadku po prostu się zawiesza. Ale zauważ też, że nigdzie nie pisałam o rzucaniu na głęboką wodę. Wszystko robimy stopniowo, powolutku, tłumacząc, ale też jednocześnie cały czas pchając (siła!), bo inaczej będzie się cofał, bądź w najlepszym wypadku stanie w miejscu. Być może jest to też kwestia tego, że moje dziecko jest jeszcze małe jednak. I bardzo ważna jest tutaj obserwacja (żeby regulować siłę nacisku z jednej strony, a drugiej wyczuć granicę przez którą już nie ma sensu dalej się przebijać).
[quote="Mruczanka"] Stosowano na mnie takie "argumenty siłowe" o których piszesz i skutkowały one u mnie jedynie tym, iż odczuwałam lęk i blokowałam się psychicznie jeszcze bardziej.
O wiele lepiej odbierałam gdy ktoś podchodził do mnie łagodnie, odnosił się ze spokojem i cierpliwością tłumacząc mi czego ode mnie oczekuje i co powinnam zrobić - o wiele lepiej i sprawniej mi wtedy wszystko szło.
Nie chciałam np. zjeść obiadu, to zamiast straszyć mnie że mam wp...lać, bo nie urosnę, lepiej było do mnie powiedzieć, że jak zjem to będę duża, ładna i silna.[/quote]
Na moje dziecko zachęta działa tylko wtedy, gdy opór jest bardzo mały. Wtedy faktycznie wystarczy niewielkie pchnięcie w pożądanym kierunku. Natomiast w sytuacjach stresowych (kontakt z dziećmi, wyjście z domu, wyjście w miejsce, gdzie potencjalnie mogą się pojawić dzieci, o czasem koniecznym pobraniu krwi to już nawet nie będę wspominać) samo tłumaczenie i zachęta nie działa. Że już nie wspomnę o tym, że nie zawsze jest czas, żeby przed każdym wyjściem z domu tłumaczyć dziecku przez pół godziny, dlaczego i po co musimy wyjść, bo krótki komunikat jest niewystarczający.
Tyle, że generalnie oprócz sytuacji niebezpiecznych, gdzie tłumaczenie siłą rzeczy zawiera groźbę (nie wybiegaj na ulicę, bo może Cię potrącić samochód; nie ruszaj noża, bo możesz się skaleczyć; nie dotykaj płomienia, bo się oparzysz) nie stosuję czegoś takiego jak napisałaś. Raczej: "Twierdzisz, że się najadłeś się, to nie jedz więcej, ale deser będzie dopiero jak zjesz całość. Możesz dokończyć jedzenie później albo wcale, jeśli naprawdę masz już dość." W życiu nie powiedziałam dziecku, że stanie się coś nielogicznie złego jak czegoś nie zrobi (bądź też jak coś zrobi, w zależności od działania). Jeden posiłek mniej nie sprawi, że przestanie rosnąć. (Pominięty deser tym bardziej ;) ).
Poza tym nie zapominajmy o jednym - rodzice to też tylko ludzie. Jasne, ja osobiście też całkiem nieźle pamiętam rzeczy, które mnie mocno stresowały i niepotrzebnie irytowały w dzieciństwie. Sporej części z nich można było uniknąć i staram się pamiętać o tym w przypadku mojego dziecka. Ale moje dziecko to nie ja, nie na wszystko reaguje podobnie, a ja nie jestem wszechwiedząca. Z wychowywaniem dzieci jest jeszcze gorzej niż z nauką umiejętności społecznych. Nie ma prostej recepty, zawsze jest to trochę metoda prób i błędów, a do tego masz dużo bardziej ograniczoną ilość prób. Plus jeszcze odpowiedzialność dochodzi ;)
Dla mnie bardzo cenne są informacje od strony dorosłych, czy nastoletnich osób z zespołem Aspergera, na temat tego jak funkcjonowali w dzieciństwie. Ale to wcale nie znaczy, że moje dziecko będzie robiło czy czuło tak samo. Biorę to pod uwagę, ale przede wszystkim muszę skupić się na tym przypadku, z którym mam do czynienia bezpośrednio ;) I na którym zależy mi najbardziej.
A tak swoją drogą - wcale nie twierdzę, że "moja" metoda jest idealna i bezbłędna. Cóż, z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że wcale nie jest i na pewno nie w każdym przypadku. Ale u nas do tej pory działała całkiem nieźle.