przez Mruczanka » So, 21 gru 2013, 03:22
enger369 napisał(a):Samo DDA przypisałbym do F48.9, czyli nerwica nie określona.
Do mnie DDA pasuje, bo u mnie jak już wspomniałem był alkohol i awantury. Szczególnie burzliwy był podobno okres prenatalny i pierwszy rok mojego życia. Ojciec alkoholik, wtedy także awanturnik, brat matki alkoholik i awanturnik, znerwicowana matka i babcia która chciała wszystkimi rządzić i potem ja w pierwszym roku życia, mieszkaliśmy pod jednym dachem. Z tego co przeczytałem, to jak dobrze rozumiem, to DDA, które przyjmie rolę zagubionego dziecka może przypominać ZA. Dodatkowo w wyniku traum mogą pojawić się nerwice dysocjacyjne, które mogą podszywać się pod problemy neurologiczne.
Jest też opcja taka, że jestem ZA właśnie w wyniku awantur (tych w czasie ciąży). Myślę, że silny stres matki i jej bycie wtedy ofiarą przemocy mogło spowodować zaburzenia w formującym się moim układzie nerwowym, w wyniku czego pojawił się potem u mnie ZA.
A w ogóle to powinien zbadać mnie dr. House
Szczerze przeraża mnie to, że życie płodowe mogłoby mieć tak ogromny wpływ na dalszy rozwój noworodka - ale o tym słyszałam gdzieś.
Nastrój matki, jej emocje i ogólny stan zdrowia mocno wpływa przecież na dziecko noszone w łonie. Może faktycznie, stan psychiczny matki, może się odbić na dziecku?
Czy jak przesyła ona negatywne myśli, takie, że nie chce tego dziecka, nienawidzi go, jest pomyłką - czy może to mieć skutek, że dziecko "wyłapie" te myśli i będzie wiedzieć, że jest niechciane?
Wiele się przecież mówi o tym, że jak się mówi do dziecka w łonie łagodnie, z uczuciem miłości, puszcza mu się klasyczną muzykę, to podnosi to iloraz inteligencji noworodka oraz jego odporność zdrowotną i życiowy entuzjazm. Ale czy to prawda?
Czy faktycznie tak jest?
Teoretycznie, dziecko obdarzone naturalnym entuzjazmem, cieszeniem się z życia, powinno mieć lepszy start, niż to z negatywnym podejściem i "mroczną" raczej wizją świata.
Czy tak jest naprawdę?
Nie mogę odpowiedzieć za wszystkich, ale...
Z moich własnych obserwacji i info co znalazłam, wynika, że jednak ci "niekochani" mogliby się jednak wcale nie urodzić, bo i tak życie mają do kitu.
Wyjątki są tu odosobnione jedynie takie, które potrafiły znalezć sens wśród innych ludzi, tj. pomoc im w jakimś względzie, przyjazń z ludzmi pozytywnymi, związanie się z nimi - wtopienie w środowisko - jedyny "ratunek" dla takich osób.
[quote="enger369"]Samo DDA przypisałbym do F48.9, czyli nerwica nie określona.
Do mnie DDA pasuje, bo u mnie jak już wspomniałem był alkohol i awantury. Szczególnie burzliwy był podobno okres prenatalny i pierwszy rok mojego życia. Ojciec alkoholik, wtedy także awanturnik, brat matki alkoholik i awanturnik, znerwicowana matka i babcia która chciała wszystkimi rządzić i potem ja w pierwszym roku życia, mieszkaliśmy pod jednym dachem. Z tego co przeczytałem, to jak dobrze rozumiem, to DDA, które przyjmie rolę zagubionego dziecka może przypominać ZA. Dodatkowo w wyniku traum mogą pojawić się nerwice dysocjacyjne, które mogą podszywać się pod problemy neurologiczne.
Jest też opcja taka, że jestem ZA właśnie w wyniku awantur (tych w czasie ciąży). Myślę, że silny stres matki i jej bycie wtedy ofiarą przemocy mogło spowodować zaburzenia w formującym się moim układzie nerwowym, w wyniku czego pojawił się potem u mnie ZA.
A w ogóle to powinien zbadać mnie dr. House :cool:[/quote]
Szczerze przeraża mnie to, że życie płodowe mogłoby mieć tak ogromny wpływ na dalszy rozwój noworodka - ale o tym słyszałam gdzieś.
Nastrój matki, jej emocje i ogólny stan zdrowia mocno wpływa przecież na dziecko noszone w łonie. Może faktycznie, stan psychiczny matki, może się odbić na dziecku?
Czy jak przesyła ona negatywne myśli, takie, że nie chce tego dziecka, nienawidzi go, jest pomyłką - czy może to mieć skutek, że dziecko "wyłapie" te myśli i będzie wiedzieć, że jest niechciane?
Wiele się przecież mówi o tym, że jak się mówi do dziecka w łonie łagodnie, z uczuciem miłości, puszcza mu się klasyczną muzykę, to podnosi to iloraz inteligencji noworodka oraz jego odporność zdrowotną i życiowy entuzjazm. Ale czy to prawda?
Czy faktycznie tak jest?
Teoretycznie, dziecko obdarzone naturalnym entuzjazmem, cieszeniem się z życia, powinno mieć lepszy start, niż to z negatywnym podejściem i "mroczną" raczej wizją świata.
Czy tak jest naprawdę?
Nie mogę odpowiedzieć za wszystkich, ale...
Z moich własnych obserwacji i info co znalazłam, wynika, że jednak ci "niekochani" mogliby się jednak wcale nie urodzić, bo i tak życie mają do kitu.
Wyjątki są tu odosobnione jedynie takie, które potrafiły znalezć sens wśród innych ludzi, tj. pomoc im w jakimś względzie, przyjazń z ludzmi pozytywnymi, związanie się z nimi - wtopienie w środowisko - jedyny "ratunek" dla takich osób.