przez R » Wt, 14 sie 2007, 02:43
Chciałabym, abyscie przeczytali o mnie kilka akapitów i jako osoby będące "w temacie" AS pomogli mi ustalić, czy "zaliczam się" do Aspie, czy może to jednak "hipochondria". Ujmuję to słowo na "h" w cudzysłowie, bo hipochondria definiowana jest jako obawa o własne zdrowie, zaś gdyby się okazało, że jednak mam AS, to bym się tylko ucieszyła, bo byłoby to wyjaśnienie mojego (zbyt) częstego wrażenia, że jestem z innej planety.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że jest to juz którys z kolei temat dotyczący autodiagnozy i pewnie może to kogoś zirytować, nie wiem; ale jak by nie było - czytanie o innych to nie to samo, dlatego proszę o cierpliwość.
Zacznę zatem od początku: dopytałam dziś mamy i wiem, że sylabizować zaczęłam w drugim roku życia, w trzecim mówiłam zupełnie płynnie.
Bawiłam się zawsze w samotności, także w przedszkolu, bo po pierwsze: było dla mnie wielką zagadką, w jaki sposób powinnam dołączyć do innych, jeśli np. nabór do zabawy nie odbywał się na zasadzie jak "palec pod budkę bo za minutkę zamykamy budkę" (kojarzycie takie coś, prawda?)
Zresztą i spod budki byłam często odpychana, a jeśli nie, to w trakcie zabawy "odpadałam" z niej dziwnym trafem bardzo szybko i raczej nie z własnej woli:) Zastanawiam się teraz, czy w ogóle potrzebnie piszę takie rzeczy; a może wychodzi na to, że się żalę? No cóż, żalenie się nie było moja intencją, zwłaszcza że do końca podstawówki zupełnie nie zwracałam uwagi na swoją samotność i moja uwagę zwróciły na nią dopiero tematy poruszane w japońskich animacjach (właśnie samotność, przyjaźń itp., wydało mi się wtedy że to jest to, przez czego brak moje życie jest cholernie puste; swoją drogą teraz widzę, że się myliłam i brakowało mi po prostu czegoś, co by mnie 'intensywnie interesowało').
W gimnazjum trafiłam w zupełnie nowe środowisko. Przerażała mnie perspektywa jakiegokolwiek spotkania się z rówiesnikami po szkole, jako ze nie wiedziałam, jak powinnam się wśród nich zachowywać, co mówić, czego nie. Wierzyłam, że są gdzieś coś w rodzaju regulaminu, który by to okreslał, ale nie potrafiłam do niego dotrzeć (chyba nawet po internecie próbowałam szukać
). Chyba nie dziwota, że niemal natychmiast stałam sie wyrzutkiem, poniewaz nie byłam akceptowana przez rówieśników, a skoro miałam do wyboru integrować się z nimi lub pozostać z boku, to nawet mając wybór, padłby on na druga 'opcję'.
Jesli chodzi o naukę, to o ile w podstawówce nie miałam z nią żadnych problemów, bo wystarczyło słuchać na lekcjach i czasem coś napisać, to w gimnazjum zaczęły się problemy. Bo nigdy nie nauczyłam się, <i>jak się uczyć</i>. Bo jesli dany materiał mnie nie interesuje - szanse, że go opanuję, są naprawdę nikłe. Chodze sobie więc z etykietką inteligentnej, ale leniwej, ba, wg niektórych nawet geniusza, ale wciąż po prostu lenia. Tymczasem ja naprawdę podziwiam ludzi, którzy potrafia przyswoić sobie całą, czy choćby większość tej wymaganej wiedzy... Jeśli to wszystko dlatego, że jestem Aspie - to będzie chyba jedyny powód, dla którego chciałabym być "normalna".
Cóż, w każdym razie problemy z moją nauką oraz ludźmi doprowadziły do ponad półtorarocznej depresji.
Inne moje cechy, którę mogą byc mniej lub bardziej Aspie:
-widzę szczegóły, ale nie dostrzegam "całego obrazka", chyba że się tylko na tym skupię - wtedy powinno się udać
-ogólnie mam inny tor myslenia niz większość ludzi, przekonałam się o tym niejednokrotnie i niejednokrotnie zostało mi to powiedziane
-mam problemy z uwzględnianiem faktu, że nie wszyscy myśla w taki sposób co ja, co utrudnia mi wytłumaczenie czegokolwiek
-i trudności z rozumieniem metafor (biorę je zbyt dosłownie)
-nie rozumiem stereotypów, nietolerancji i ogólnie przyjętych w społeczeństwie schematów, są one dla mnie skończoną głupotą
-czasem nieświadomie wychodzę na chama. Jednak bardzo często jest to w pełni zamierzone:P
-w przeciwieństwie do większości NT nie widzę celu w udawaniu, że ktośtam mnie obchodzi, jeśli mnie nie obchodzi; że kogoś lubię, jeśli go nie lubię - czy to ma tworzyć więzi społeczne? Osobiście jak zobaczę, że ktoś udawał, że się mną interesuje, potem olał albo jeszcze lepiej - udawał tylko po to, żeby mnie potem poobgadywac z innymi to naprawdę wolę, żeby zostawił samą, bo to mnie boleć nie będzie. I uważam, że to może co najwyżej zniszczyć więzi społeczne, a nie je zbudować, no chyba, że tym ludziom wystarczą takie udawane, których fałszywości wszyscy są świadomi?
-rękawiczki i buty noszę tylko wtedy, kiedy muszę; irytują mnie, mam wrażenie że mnie "ograniczają"
-potrafię w przybliżeniu ocenić procentową zawartość bawełny w tkaninie tylko dotykając jej, wyczuć zapach papierosów "na kilometr" i mam chęć zamordować osobę, która 'pstryka' sobie długopisem, ale chyba każdy człowiek ma jakies takie cechy...
To teraz kontrargumenty:
-kiedy myślę - nie widzę obrazów, a słowa
-nie mam problemów z kontaktem wzrokowym, aczkolwiek dawniej miałam tendencję do intensywnego gapienia się na czyjąś twarz, czasem podłogę czy ścianę obok rozmówcy, ale nauczyłam się, jak ważny jest ten kontakt wzrokowy, zwłaszcza że jak ktos nie patrzył lub wręcz przeciwnie - gapił się na mnie podczas rozmowy, sama miałam wątpliwości, czy jestem przez niego słuchana;)
-nie miewam typowych dla Aspie, a nietypowych dla reszty społeczeństwa zainteresowań, którym poświęcałabym całą swoją uwagę i wolny czas - owszem obsesyjne zainteresowania bez których faktycznie nie potrafię żyć, ale nie pochłaniają mnie one aż w takim stopniu
-z reguły potrafię poprawnie odczytywać mowę ciała i odczucia innych ludzi; ale nie mogę przy tym nie wspomnieć, że nauczyłam się naprawdę czytać z twarzy dopiero po przerysowaniu sobie z książki znajomej, jak rysować na owej twarzy emocje i odniesieniu tego do do rzeczywistości; przy próbach rysowania nauczyłam się tego na pamięć. Z drugiej strony uśmiech czy ton głosu wpływały na moje odczucia już wczesniej...
Zawsze też rzucałam się na książki o mowie ciała, próbując się z nich uczyć, choć część z gestów odczytuję intuicyjnie. Tak jakbym była nieco "upośledzona" w kwestii dczytywania tejże mowy, ale nie tak jak większość Aspie... To w ogóle możliwe?
Swoją drogą, moim zdaniem jesli ktos chce próbować zrozumieć uczucia innej osoby, powinien zadań sobie pytanie "jak ja czułbym się w takiej sytuacji? Co bym zrobił?" - często pomaga (choć "Ameryki nie odkryłam", wiem
)
Kolejna sprawa: uspołecznienie. Termin używany przez mnie od dłuższego czasu w odniesieniu do własnej osoby (a o SA zaczęłam czytać nie więcej niż trzy dobry temu;)).
Otóż wspominałam już, że wierzyłam, że istnieją reguły ściśle określające, jak nalezy zachowywać się w sytuacjach społecznych. Po uczestniczeniu w czterech edycjach programu rozwijającego umiejętności społeczne, po wielu rozmowach z moją przyjaciółką i po wielu własnych obserwacjach widzę, że mówienie otwarcie o tym, co się czuje i nieudawanie kogoś innego to moim zdaniem chyba największa częśc sukcesu i zarazem to, co było dla mnie dawniej najtrudniejsze. Teraz nie radzę sobie już tak źle w sytuacjach społecznych. Pokonywanie swoich lęków jest wyzwaniem.
Oczywiście rozpisałam się i pewnie w niektórych miejscach poschodziłam z tematu, za co przepraszam i jednocześnie gratuluję, jesli ktoś przebrnął przez cały ten tekst. I jeszcze raz proszę o odpowiedzi.
Chciałabym, abyscie przeczytali o mnie kilka akapitów i jako osoby będące "w temacie" AS pomogli mi ustalić, czy "zaliczam się" do Aspie, czy może to jednak "hipochondria". Ujmuję to słowo na "h" w cudzysłowie, bo hipochondria definiowana jest jako obawa o własne zdrowie, zaś gdyby się okazało, że jednak mam AS, to bym się tylko ucieszyła, bo byłoby to wyjaśnienie mojego (zbyt) częstego wrażenia, że jestem z innej planety. :wink:
Zdaję sobie sprawę z faktu, że jest to juz którys z kolei temat dotyczący autodiagnozy i pewnie może to kogoś zirytować, nie wiem; ale jak by nie było - czytanie o innych to nie to samo, dlatego proszę o cierpliwość.
Zacznę zatem od początku: dopytałam dziś mamy i wiem, że sylabizować zaczęłam w drugim roku życia, w trzecim mówiłam zupełnie płynnie.
Bawiłam się zawsze w samotności, także w przedszkolu, bo po pierwsze: było dla mnie wielką zagadką, w jaki sposób powinnam dołączyć do innych, jeśli np. nabór do zabawy nie odbywał się na zasadzie jak "palec pod budkę bo za minutkę zamykamy budkę" (kojarzycie takie coś, prawda?) :wink: Zresztą i spod budki byłam często odpychana, a jeśli nie, to w trakcie zabawy "odpadałam" z niej dziwnym trafem bardzo szybko i raczej nie z własnej woli:) Zastanawiam się teraz, czy w ogóle potrzebnie piszę takie rzeczy; a może wychodzi na to, że się żalę? No cóż, żalenie się nie było moja intencją, zwłaszcza że do końca podstawówki zupełnie nie zwracałam uwagi na swoją samotność i moja uwagę zwróciły na nią dopiero tematy poruszane w japońskich animacjach (właśnie samotność, przyjaźń itp., wydało mi się wtedy że to jest to, przez czego brak moje życie jest cholernie puste; swoją drogą teraz widzę, że się myliłam i brakowało mi po prostu czegoś, co by mnie 'intensywnie interesowało').
W gimnazjum trafiłam w zupełnie nowe środowisko. Przerażała mnie perspektywa jakiegokolwiek spotkania się z rówiesnikami po szkole, jako ze nie wiedziałam, jak powinnam się wśród nich zachowywać, co mówić, czego nie. Wierzyłam, że są gdzieś coś w rodzaju regulaminu, który by to okreslał, ale nie potrafiłam do niego dotrzeć (chyba nawet po internecie próbowałam szukać :)). Chyba nie dziwota, że niemal natychmiast stałam sie wyrzutkiem, poniewaz nie byłam akceptowana przez rówieśników, a skoro miałam do wyboru integrować się z nimi lub pozostać z boku, to nawet mając wybór, padłby on na druga 'opcję'.
Jesli chodzi o naukę, to o ile w podstawówce nie miałam z nią żadnych problemów, bo wystarczyło słuchać na lekcjach i czasem coś napisać, to w gimnazjum zaczęły się problemy. Bo nigdy nie nauczyłam się, <i>jak się uczyć</i>. Bo jesli dany materiał mnie nie interesuje - szanse, że go opanuję, są naprawdę nikłe. Chodze sobie więc z etykietką inteligentnej, ale leniwej, ba, wg niektórych nawet geniusza, ale wciąż po prostu lenia. Tymczasem ja naprawdę podziwiam ludzi, którzy potrafia przyswoić sobie całą, czy choćby większość tej wymaganej wiedzy... Jeśli to wszystko dlatego, że jestem Aspie - to będzie chyba jedyny powód, dla którego chciałabym być "normalna".
Cóż, w każdym razie problemy z moją nauką oraz ludźmi doprowadziły do ponad półtorarocznej depresji.
Inne moje cechy, którę mogą byc mniej lub bardziej Aspie:
-widzę szczegóły, ale nie dostrzegam "całego obrazka", chyba że się tylko na tym skupię - wtedy powinno się udać
-ogólnie mam inny tor myslenia niz większość ludzi, przekonałam się o tym niejednokrotnie i niejednokrotnie zostało mi to powiedziane
-mam problemy z uwzględnianiem faktu, że nie wszyscy myśla w taki sposób co ja, co utrudnia mi wytłumaczenie czegokolwiek
-i trudności z rozumieniem metafor (biorę je zbyt dosłownie)
-nie rozumiem stereotypów, nietolerancji i ogólnie przyjętych w społeczeństwie schematów, są one dla mnie skończoną głupotą
-czasem nieświadomie wychodzę na chama. Jednak bardzo często jest to w pełni zamierzone:P
-w przeciwieństwie do większości NT nie widzę celu w udawaniu, że ktośtam mnie obchodzi, jeśli mnie nie obchodzi; że kogoś lubię, jeśli go nie lubię - czy to ma tworzyć więzi społeczne? Osobiście jak zobaczę, że ktoś udawał, że się mną interesuje, potem olał albo jeszcze lepiej - udawał tylko po to, żeby mnie potem poobgadywac z innymi to naprawdę wolę, żeby zostawił samą, bo to mnie boleć nie będzie. I uważam, że to może co najwyżej zniszczyć więzi społeczne, a nie je zbudować, no chyba, że tym ludziom wystarczą takie udawane, których fałszywości wszyscy są świadomi?
-rękawiczki i buty noszę tylko wtedy, kiedy muszę; irytują mnie, mam wrażenie że mnie "ograniczają"
-potrafię w przybliżeniu ocenić procentową zawartość bawełny w tkaninie tylko dotykając jej, wyczuć zapach papierosów "na kilometr" i mam chęć zamordować osobę, która 'pstryka' sobie długopisem, ale chyba każdy człowiek ma jakies takie cechy...
To teraz kontrargumenty:
-kiedy myślę - nie widzę obrazów, a słowa
-nie mam problemów z kontaktem wzrokowym, aczkolwiek dawniej miałam tendencję do intensywnego gapienia się na czyjąś twarz, czasem podłogę czy ścianę obok rozmówcy, ale nauczyłam się, jak ważny jest ten kontakt wzrokowy, zwłaszcza że jak ktos nie patrzył lub wręcz przeciwnie - gapił się na mnie podczas rozmowy, sama miałam wątpliwości, czy jestem przez niego słuchana;)
-nie miewam typowych dla Aspie, a nietypowych dla reszty społeczeństwa zainteresowań, którym poświęcałabym całą swoją uwagę i wolny czas - owszem obsesyjne zainteresowania bez których faktycznie nie potrafię żyć, ale nie pochłaniają mnie one aż w takim stopniu
-z reguły potrafię poprawnie odczytywać mowę ciała i odczucia innych ludzi; ale nie mogę przy tym nie wspomnieć, że nauczyłam się naprawdę czytać z twarzy dopiero po przerysowaniu sobie z książki znajomej, jak rysować na owej twarzy emocje i odniesieniu tego do do rzeczywistości; przy próbach rysowania nauczyłam się tego na pamięć. Z drugiej strony uśmiech czy ton głosu wpływały na moje odczucia już wczesniej...
Zawsze też rzucałam się na książki o mowie ciała, próbując się z nich uczyć, choć część z gestów odczytuję intuicyjnie. Tak jakbym była nieco "upośledzona" w kwestii dczytywania tejże mowy, ale nie tak jak większość Aspie... To w ogóle możliwe? :D
Swoją drogą, moim zdaniem jesli ktos chce próbować zrozumieć uczucia innej osoby, powinien zadań sobie pytanie "jak ja czułbym się w takiej sytuacji? Co bym zrobił?" - często pomaga (choć "Ameryki nie odkryłam", wiem :wink:)
Kolejna sprawa: uspołecznienie. Termin używany przez mnie od dłuższego czasu w odniesieniu do własnej osoby (a o SA zaczęłam czytać nie więcej niż trzy dobry temu;)).
Otóż wspominałam już, że wierzyłam, że istnieją reguły ściśle określające, jak nalezy zachowywać się w sytuacjach społecznych. Po uczestniczeniu w czterech edycjach programu rozwijającego umiejętności społeczne, po wielu rozmowach z moją przyjaciółką i po wielu własnych obserwacjach widzę, że mówienie otwarcie o tym, co się czuje i nieudawanie kogoś innego to moim zdaniem chyba największa częśc sukcesu i zarazem to, co było dla mnie dawniej najtrudniejsze. Teraz nie radzę sobie już tak źle w sytuacjach społecznych. Pokonywanie swoich lęków jest wyzwaniem.
Oczywiście rozpisałam się i pewnie w niektórych miejscach poschodziłam z tematu, za co przepraszam i jednocześnie gratuluję, jesli ktoś przebrnął przez cały ten tekst. I jeszcze raz proszę o odpowiedzi.