dyskryminacja i tolerancja

Odpowiedz


To pytanie służy do uniemożliwienia automatycznego wysyłania formularza przez boty spamujące.
Uśmieszki
:) ;) ^^ :/ :( :chytry: ;( :oops: :good: :cool: 8-) :D :-) ;-) :o :shock: :? :lol: :x :P :-| :cry: :evil: :twisted: :roll:
Pokaż więcej uśmieszków
BBCode jest włączony
[img] jest włączony
[flash] jest wyłączony
[url] jest włączony
Uśmieszki są włączone
Przegląd wątku
   

Rozszerz widok Przegląd wątku: dyskryminacja i tolerancja

Post przez ...L » Wt, 9 lut 2010, 01:15

...

Post przez atrofia » N, 7 lut 2010, 16:29

pwjbbb napisał(a):Ostatnio czytałem książkę Dawkinsa (Greatest Show) i tam jest piękny przykład* jak ludzie biją się o nazwy czaszek pierwotnych hominidów. Że czaszki niewiele różniące się od siebie dostają osobne rodzaje. A przecież gdyby tak mieć dostęp do całej linii naszych przodków (nie tylko naszych, całego świata żywego praktycznie) to zobaczylibyśmy ciągłą zmianę i nasze nazwy czy etykiety straciły by sens bo zawsze były by formy na granicy.

Przykład: W zeszłym roku byłam na wykładzie w Muzeum Ewolucji dotyczącym m.in. ewolucji rekinów i problemom z klasyfikacją ich przodków; zęby przedstawicieli jednego rodzaju były często błędnie klasyfikowane do innego (nowego). ówcześni naukowcy nie uwzględniali nawet możliwej zmienności. W ten sposób niektórzy badacze dobili sobie do kilkudziesięciu nowo opisanych taksonów.

*'Piękny przykład' kojarzy mi się (nic więcej(!)) z określeniami stosowanymi przez naukowców radzieckich: 'piękne doświadczenie', ''piękny dowód' itp.

Post przez pwjbbb » N, 7 lut 2010, 12:26

Należy rozróżniać etykiety jakie dajemy rzeczywistości od niej samej. To tak jak z tym przykładem Plutona który przestał być planetą. Astronomowie którzy nad tym debatowali zostali zalani listami z całego świata aby tego nie robić, głównie od dzieci. To jest właśnie przykład takiego błędu. Mamy takie złudzenie że jak coś odpowiednio nazwiemy to będzie to oznaczało zmianę esencji samej rzeczy. Ale to jest tylko nasz problem z nieciągłościami.

Ostatnio czytałem książkę Dawkinsa (Greatest Show) i tam jest piękny przykład jak ludzie biją się o nazwy czaszek pierwotnych hominidów. Że czaszki niewiele różniące się od siebie dostają osobne rodzaje. A przecież gdyby tak mieć dostęp do całej linii naszych przodków (nie tylko naszych, całego świata żywego praktycznie) to zobaczylibyśmy ciągłą zmianę i nasze nazwy czy etykiety straciły by sens bo zawsze były by formy na granicy. Podobnie nasz system nazywania rzeczywistości głupieje jak ma do czynienia z tzw. gatunkami tęczowymi, gdzie sąsiednie populacje się ze sobą krzyżują, ale te bardziej odległe już nie.

Tak samo w ZA, jest to coś na granicy choroby i nie-choroby, problemy i korzyści spowodowane tym mogą być najróżniejsze i w takim przypadku nasze etykietki mają ogromny problem.

Dla mnie osobiście (ale osobiście powtarzam), moje ZA jest chorobą, ja się czuje chory, inny, i tak się czułem całe życie od dziecka, zanim cokolwiek na ten temat wiedziałem. Więc dla mnie mówienie mi że ZA nie jest chorobą jest obraźliwe.

Ale nie bierzcie znowu tego za poważnie z tą obraźliwością. Współczesny świat ma obsesję na punkcie obrażania się i uczucie to awansuje na jedno z najbardziej bolesnych jakie człowiek może zadać drugiemu człowiekowi. Ma to przyczyny socjologiczno-historyczne i wyszło z krajów takich jak USA gdzie mają ogromną historię napięć rasowych. Potem to reprezentowane przez słowa "offensive, offended" rozeszło się na cały świat. I ludzie wszędzie czują że dostali prawo do okazywania cierpienia po takim potraktowaniu i żądania zadośćuczynienia z najbardziej błahych powodów jak np. użycie nieodpowiedniego słowa.

Post przez konki » So, 2 sty 2010, 01:04

Choroba to odstępstwo od normalnego stanu. U nas ZA to normalny stan.

Post przez pwjbbb » So, 2 sty 2010, 00:06

To wymyślaj. Ja tymczasem pogrubiłem o co mi chodzi. Bo rzeczywiście często rozwlekam się i najważniejsza myśl ginie.

Moim zdaniem są stany pomiędzy którymi można przejść i takie pomiędzy którymi przejść nie można. Aby bardziej to skomplikować to jeszcze można wejść w definicję tych stanów i próbować udowadniać jak bardzo dany stan ma być bliskim ideałowi aby uznać go za tenże.

W przypadku ludzkiego rozwoju te stany mogą być patologiczne i niepatologiczne. Dlatego uważam że rozróżnianie stanów na choroby i nie-choroby jest opisywaniem rzeczywistości tylko z punktu widzenia lingwistycznego. A że ludziom się źle kojarzy słowo "choroba" - no cóż. To tak jak po angielsku "illness" i "sickness" - to drugie ma pejoratywny wydźwięk i ktoś się może kłócić że: "I have an illness but I'm not sick!!"

Powyższe zdanie wymyśliłem, ale z ciekawości wpisałem w Google czy nie walnąłem gramatycznego byka jak mi się często w angielskim zdarza.... no i o dziwo:

http://lemonlemonade.wordpress.com/2009/09/18/my-invisible-illness/

cytuję: "I don’t see myself as sick. I have an illness that sucks and that I have to contend with on a daily basis, but I am not sick."

Kto ładnie i poetycko przetłumaczy aby oddać różnicę znaczeniową między illness i sickness... - Dla tej osoby jest to różnica ważna.

Post przez Morog » Pt, 1 sty 2010, 13:00

ok powinienem wymysleć bardziej czepiaczo odporną przenośnie

Post przez pwjbbb » Pt, 1 sty 2010, 01:19

Morog napisał(a):na choroby się zapada i można je zwykle wyleczyć
my tacy poprostu jesteśmy


Ale kto wie czy może część z nas zapadła na to coś zaraz po urodzeniu, w czasie porodu, lub kiedyś w czasie życia płodowego bez podstawy genetycznej, ale w przypadku zbiegu okoliczności. Tak jak np. komuś w dorosłości może być ucięta noga z powodu zatkanie się skrzepem tętnicy, co może się zdarzyć każdemu w każdym wieku. Tak samo taki skrzep może dotyczyć jakiegoś naczynka w płodzie. W ten sposób rodzą się ludzie bez nóg, rąk, czy jakichś narządów.

To że czujesz się w taki sposób że pewna twoja cecha nie jest zewnętrzna wobec ciebie ale jest twoją integralną częścią i nie wyobrażasz siebie inaczej jest spowodowane przyczyną jaką ta cecha powstała, ale jak dawno ona powstała, tzn. czy powstała przed pewnymi etapami rozwoju, przed powstaniem pewnych zrębów samoświadomości.

Morog napisał(a):nie stane się dlugonogą cycatką nawet jak bym chciał


Jakbyś odpowiednio wcześnie chciał to by się dało. Nie tyczy się to narządów płciowych ale cycki byś miał jakbyś zaczął przyjmować odpowiednio dawkowane hormony przed okresem dojrzewania. Są takie kraje gdzie (a przynajmniej zdarza się) gdzie rozpoznaje się sytuację w której facet chce być kobietą odpowiednio wcześnie i daje się hormony już dziecku. Widziałem kiedyś zdjęcia takiego osobnika któremu dawali hormony od 11 roku życia, i była naprawdę fajna laska (i długonoga też). I nie miał(a) żadnych męskich śladów w rysach twarzy jak to się dzieje w przypadku rozpoczęcia podawania hormonów później. W ogóle pojęcie długonogiej cycatej blądynki jest bardzo względne ale niektórzy mogą się do niego bardzo zbliżyć.

Post przez czeczen » Pt, 1 sty 2010, 00:37

Morog napisał(a):na choroby się zapada i można je zwykle wyleczyć
my tacy poprostu jesteśmy
nie stane się dlugonogą cycatką nawet jak bym chciał


Przepraszam za wyrażenie, ale jakby mi ktoś to z ust wyjął!!!
A moja koleżanka małżonka usiłuje mnie zmienić już ponad 18 lat.
Moja rodzina nie przyjmuje tego (aspergera) do wiadomości mimo, że miał to mój ojciec i (prawie napowno) mój dziadek (jego akurat znam tylko z opowieści).
Mówić, nie mówić? Chyba trzeba dobrze się zastanowić komu!!!
Ja akurat jestem w tej dobrej sytuacji, że jestem na rencie "mundurowej" i nie jestem od nikogo zależny. Zadaję się z tym, z kim chcę. Wykonuję różne "przysługi" elektromechaniczne i to ludzie przychodzą do mnie, a nie ja do nich. Oczywiście robię to w garażu - nie toleruję obcych w domu!!!

Post przez Morog » Cz, 31 gru 2009, 22:07

na choroby się zapada i można je zwykle wyleczyć
my tacy poprostu jesteśmy
nie stane się dlugonogą cycatką nawet jak bym chciał

Post przez Rhu » Cz, 31 gru 2009, 15:11

Nikt ze znajomych ani z rodziny nie wie. W zasadzie chętnie był niektórym powiedział, ale jakoś nie widzę sensownego sposobu, żeby komuś to powiedzieć.

Post przez atrofia » Śr, 30 gru 2009, 01:10

Żyjemy w kraju, w którym lepiej nie mówić, że się bywa u psychiatry (nikomu/może innym lekarzom, albo i im lepiej nie, bo wezmą za głupka).

Post przez pwjbbb » Śr, 30 gru 2009, 00:00

z ZA, ale też innymi sprawami jak np. choroby psychiczne jest podobnie jak z byciem gejem , najlepiej trzymać język za zębami - tak jest u mnie, rodzina nie wie, nikt oprócz psychiatry i paru lekarzów

moim zdaniem ośmieszył bym się, ludzie by mnie traktowali jak głupka bo myśleli by że chcę takim głupkiem być, że chcę być tak traktowany

Post przez Morog » So, 26 gru 2009, 01:26

a niby jak i dlaczego miał bym zmienic zachowanie?

Post przez zz » Pt, 25 gru 2009, 15:31

Morog napisał(a):a ja zauwazylem ze od kiedy mowie ludzią ze mam ZA bardziej mnie tolerują
chyba mogą sobie wytlumaczyć moje odchyły jakoś

A bierzesz pod uwagę taką możliwość, że sam zmieniłeś swoje zachowanie, przez to postrzeganie Ciebie przez otoczenie uległo zmianie?

Post przez Morog » Cz, 24 gru 2009, 02:19

a ja zauwazylem ze od kiedy mowie ludzią ze mam ZA bardziej mnie tolerują
chyba mogą sobie wytlumaczyć moje odchyły jakoś

Post przez ważniak » Śr, 23 gru 2009, 18:07

Ja obawiam się, że informatycy mogą wiedzieć, ze względu na to, że przeglądałem to forum w pracy. Mam tylko nadzieję, że ich to bardzo nie interesuje. Pozostali chyba raczej nie, chociaż zwracam uwagę nie do końca normalnym zachowaniem. Też mam poważne wątpliwości tego typu co Asterion.

Post przez Malafides » Śr, 23 gru 2009, 14:09

U mnie na uczelni nikt nie wie, szef w innym miejscu wykonywania obowiązków też nie. Generalnie mam spore wątpliwości, czy wiedza o tym jakoś by pomogła w mojej sytuacji. Która zresztą ostatnio nie jest taka zła

dyskryminacja i tolerancja

Post przez rybka25 » Śr, 23 gru 2009, 02:17

Jak wygląda sprawa dyskryminacji osób dorosłych z ZA? Czy osoby z waszego otoczenia (np. współpracownicy w miejscu pracy) wiedzą o waszej chorobie? Jak na to reagują? Jaki jest poziom świadomości osób postronnych o ZA?

Góra