"Dlaczego dzieci z autyzmem nie chcą patrzeć nam w oczy

Odpowiedz


To pytanie służy do uniemożliwienia automatycznego wysyłania formularza przez boty spamujące.
Uśmieszki
:) ;) ^^ :/ :( :chytry: ;( :oops: :good: :cool: 8-) :D :-) ;-) :o :shock: :? :lol: :x :P :-| :cry: :evil: :twisted: :roll:
Pokaż więcej uśmieszków
BBCode jest włączony
[img] jest włączony
[flash] jest wyłączony
[url] jest włączony
Uśmieszki są włączone
Przegląd wątku
   

Rozszerz widok Przegląd wątku: "Dlaczego dzieci z autyzmem nie chcą patrzeć nam w oczy

Post przez Adam Wrzesiński » Pn, 14 cze 2010, 12:13

Chce zatuszować swoje błędy,uwidaczniając cudze...

Post przez magic » Pn, 14 cze 2010, 04:38

zz napisał(a):Kiepskich fachowców można w takich okolicznościach łatwo zidentyfikować, np. kiepski zaczyna od krytykowania swoich poprzedników.

To ciekawa zasada, nie znałem jej. Jakie jest jej uzasadnienie?

Post przez mitoch » N, 13 cze 2010, 22:46

Ja wiem jak mój syn patrzy/nie patrzy w oczy. Generalnie nie patrzy, obcym tym bardziej. Na nas rodziców patrzy dobrowolnie, gdy czymś się dzieli (piosenką, grą komputerową itp.). Tylko raz w życiu podążał za moimi oczami... gdy płakałam...była to mega ciekawosć :roll:

Post przez zz » N, 13 cze 2010, 10:33

giraffe napisał(a):zz tak troszkę uzupełnienie to co napisałeś o pewności siebie facetów. NO WŁAŚNIE PO TO SIĘ SZCZEBIOCE I RŻNIE BLĄDYNĘ- ŻEBY FACET SIĘ PEWNIEJ POCZUŁ i wtedy właśnie nie unika patrzenia w oczy wręcz przeciwnie;-)

To już piszesz o relacjach damsko-męskich a to już zupełnie inna wartość i strategie. Ale tak, chyba jest tak jak piszesz.

Post przez giraffe » N, 13 cze 2010, 00:20

zz tak troszkę uzupełnienie to co napisałeś o pewności siebie facetów. NO WŁAŚNIE PO TO SIĘ SZCZEBIOCE I RŻNIE BLĄDYNĘ- ŻEBY FACET SIĘ PEWNIEJ POCZUŁ i wtedy właśnie nie unika patrzenia w oczy wręcz przeciwnie;-)

Post przez zz » So, 12 cze 2010, 14:16

giraffe napisał(a):A ciekawa jestem co wy na to.... Dla mnie patrzenie w oczy, obserwowanie twarzy osobnika z którym rozmawiam to najistotniejsza część kontaktu, nieocenione źródło wiedzy o nim;-) Intuicyjnie wypracowałam również taką technikę, że czasem dotykam nowo poznanych ludzi i obserwuję ich reakcję. Jeżeli chodzi o moja [ciach]

Żyrafo, ale jakbyś nie zauważyła to nie patrzenie w twarz u mężczyzn jest zupełnie czymś innym niż nie patrzenie w twarz u kobiet.
Zresztą niepatrzenie w twarz u mężczyzn jest zupełnie oczywiste, nawet znajomi przy piwie rozmawiają ze sobą mijając się spojrzeniami.
Zwróć uwagę na to np[. na spacerze, kobiety zwykle szczebiotają wpatrzone w siebie a mężczyżni zwykle wpatrzeni gdzieś w dal, często w tą samą stronę ale jednak nie w siebie. Dlaczego tak jest to już offtop.
Natomiast mężczyzna pewny siebie nie ma większego problemu, gdy zajdzie taka trzeba, popatrzeć w twarz innemu mężczyźnie i to jest zasadnicza różnica.
Meżczyzna o niskiej samoocenie będzie zawsze w trakcie rozmowy błądził wzrokiem w okolicach czubka buta. Postawa tak sygnalizuje uległość i podporządkowanie.


giraffe napisał(a):
Albo sobie myśli:
"Ta mrugająca istotka podejrzewa, że chcę ją naciągnąć. Większość tak zakłada. Dlatego na początku mówię im wszystkim czterokrotną cenę, a potem obniżam do dwukrotnej. Wychodzą zadowolone. Gdyby tak głupio nie szczebiotały, tylko były konkretne - obniżyłbym więcej" :wink:

Albo.... przez czas jakiś jeździłam z kierowcami ciężarówek opisywać szkody- szef mi pisał na kartce jak która część się nazywa i ja to inspektorom recytowałam- nie zawsze ze zrozumieniem... Zawsze mi wszystko uznawali, raz szef chciał mi pokazać jak to się robi i niestety zbłaźnił się, bo bo inspektor zareagował na jego mądrości dosyć agresywnie...:wink: Więcej ze mną nie jeździł:wink: Podobną sytuację miałam ze swoja własną szkodą, wszystko było dobrze do puki mąż nie zaczął facetowi robić wykładu na temat " co oznacza pojęcie półoś- w sensie ogólnym- to pół osi....."- prawie doszło do awantury;-)
Amelko cena wyjściowa jest zawsze razy wyższa, i tylko od Ciebie zależy czy zejdzie w dół- czy ... się podniesie- wraz z temperaturą dyskusji;-)


Mniej więcej tak to działa :wink:
Zresztą nie tylko u mechaników, np,. lekarze też nie lubią jak się pacjent wymądrza.
Ja bardzo późno poznałem oczywistą oczywistość, że w relacji z usługodawcą, którego jakości usług nie jesteśmy pewni, najlepiej zachować się jak całkowity ignorant. I słuchać. Czasem można się dowiedzieć ciekawych rzeczy, szczególnie gdy się samemu jakąś wiedzę ma :wink: Kiepskich fachowców można w takich okolicznościach łatwo zidentyfikować, np. kiepski zaczyna od krytykowania swoich poprzedników.
Temat rzeka.

Post przez giraffe » Pt, 11 cze 2010, 21:50

Albo sobie myśli:
"Ta mrugająca istotka podejrzewa, że chcę ją naciągnąć. Większość tak zakłada. Dlatego na początku mówię im wszystkim czterokrotną cenę, a potem obniżam do dwukrotnej. Wychodzą zadowolone. Gdyby tak głupio nie szczebiotały, tylko były konkretne - obniżyłbym więcej" :wink:

Albo.... przez czas jakiś jeździłam z kierowcami ciężarówek opisywać szkody- szef mi pisał na kartce jak która część się nazywa i ja to inspektorom recytowałam- nie zawsze ze zrozumieniem... Zawsze mi wszystko uznawali, raz szef chciał mi pokazać jak to się robi i niestety zbłaźnił się, bo bo inspektor zareagował na jego mądrości dosyć agresywnie...:wink: Więcej ze mną nie jeździł:wink: Podobną sytuację miałam ze swoja własną szkodą, wszystko było dobrze do puki mąż nie zaczął facetowi robić wykładu na temat " co oznacza pojęcie półoś- w sensie ogólnym- to pół osi....."- prawie doszło do awantury;-)
Amelko cena wyjściowa jest zawsze razy wyższa, i tylko od Ciebie zależy czy zejdzie w dół- czy ... się podniesie- wraz z temperaturą dyskusji;-)

Post przez fasci-nation » Pt, 11 cze 2010, 20:50

Jak ja bym chciała umieć odgrywać idiotkę! Czasem by się to przydało...
Czasami wychodzę na idiotkę, ale to akurat nie jest pożądany efekt :lol:

Na razie jako-tako radzę sobie z "jestem taka urocza i przyszłam tu po x, tak, właśnie w tym celu". Lepiej wychodzi z facetami.

Post przez Amelia » Pt, 11 cze 2010, 19:12

giraffe napisał(a):Generalnie mam jakąś tam wiedzę wyjściowa na dany temat a le w sumie to dużo mrugam oczkami i szczebiocę, tak, żeby mechanikowi przestało zależeć na kasie. Pewnie sobie myśli " tej żałosnej, głupiutkiej istotki nie będę przecież naciągać[...]

Albo sobie myśli:
"Ta mrugająca istotka podejrzewa, że chcę ją naciągnąć. Większość tak zakłada. Dlatego na początku mówię im wszystkim czterokrotną cenę, a potem obniżam do dwukrotnej. Wychodzą zadowolone. Gdyby tak głupio nie szczebiotały, tylko były konkretne - obniżyłbym więcej" :wink:

Post przez giraffe » Cz, 10 cze 2010, 21:41

Generalnie mam jakąś tam wiedzę wyjściowa na dany temat a le w sumie to dużo mrugam oczkami i szczebiocę, tak, żeby mechanikowi przestało zależeć na kasie. Pewnie sobie myśli " tej żałosnej, głupiutkiej istotki nie będę przecież naciągać- jutro się pewnie trafi jakiś frajer, z wydrukiem, co mu się wydaje, że się na tym lepiej zna ode mnie to na nim sobie odbiję:wink:
Obserwowałam takich sytuacji całą masę takich sytuacji " pani to ma okropnego męża, ale dla pani to będzie inna cena..."- lepiej w niektórych sytuacjach z wydrukiem nie wyskakiwać:wink:

Post przez magic » Cz, 10 cze 2010, 20:50

Giraffe, to jakiś kosmos! :shock: Wyobraźmy sobie sytuację, że mechanik chce 1000 zł za część wartą 200 zł. Ja wtedy wyjmuję przygotowany wcześniej wydruk z ceną 200 zł i mówię, że sam zamówię i przyniosę tę część. Wtedy mechanik zwykle mówi, że część, którą znalazłem, jest bardzo złej jakości i on jej się nie podejmie instalować, ale przypomniał mu się sklep, w którym cena wynosi 250 zł, a jakość jest zadowalająca.

A skoro Ty nie sprawdzasz cen przed wizytą u mechanika, to nawet jeśli w jego oczach wyczytasz, że cena 1000 zł jest zbyt wysoka, to skąd będziesz wiedziała, jaka jest właściwa? Przecież chyba mu się w oczach nie wyświetla "200 zł"? :? A nawet jeśli to wszystko uda Ci się wyczytać, to jak o tym rozmawiasz z mechanikiem? "Pan mnie okłamał"? To jest zgodne z prawdą, ale - znając mechaników - sądzę, że facet by się z miejsca obraził. :?

Post przez giraffe » Cz, 10 cze 2010, 19:26

eeee wyjaśnię może dlaczego dla NT to takie istotne;-) Idę do mechanika, a nie znam się na częściach- obserwując jego reakcje nie dam się orżnąć.
Np mój mąż przed taką wizyta poczytał by o częściach- ja nie muszę, wystarczy, że zaglądam mechanikowi w oczy;-)

Post przez ...L » Cz, 10 cze 2010, 18:48

...

Post przez fasci-nation » Cz, 10 cze 2010, 18:37

Nie zwracam uwagi na twarze, a od patrzenia oczy wolę widok za oknem.
Jak już patrze na twarze, to ludzie się cieszą. A ja nie analizuję żadnych emocji, tylko proporcje i porównuję sobie z książką do antropologii. Pomaga mi to w zapamiętywaniu ludzi.
Czasem się źle wpatruję i ludziom się to nie podoba.

Post przez magic » Cz, 10 cze 2010, 17:58

Ja czasem patrzę ludziom w oczy, a czasem nie - zależy to od tego, czy rozmówca ma świdrujące spojrzenie. I tak niewiele z tego patrzenia wynika, bo z twarzy nie da się dużo wyczytać, a z oczu to chyba nic. Przychodzi mi myśl uśmiech, ale to są usta, a nie oczy. Co do wykrywania kłamstw, to nie wiem czy jestem w tym dobry, bo dotychczas nie spotkałem osoby, która by kłamała w rozmowie za mną.

Post przez giraffe » Cz, 10 cze 2010, 12:43

A ciekawa jestem co wy na to.... Dla mnie patrzenie w oczy, obserwowanie twarzy osobnika z którym rozmawiam to najistotniejsza część kontaktu, nieocenione źródło wiedzy o nim;-) Intuicyjnie wypracowałam również taką technikę, że czasem dotykam nowo poznanych ludzi i obserwuję ich reakcję. Jeżeli chodzi o moja austyczną rodzinkę, to przez lata wystarczała mi obserwacja ich niezbyt wyrazistej mowy ciała- generalnie to chyba dzięki synowi, wyczuliłam się na nawet bardzo nikłe i mało czytelne sygnały- co pozwoliło mi zdobyć pewną przewagę nad tzw normalnymi ludźmi. I wyobraźcie sobie- że na studiach spotkałam koleżankę, o podobnej sytuacji rodzinnej i ona również nieświadomie doprowadziła technikę czytania odczytywania emocji do perfekcji. Paradoksalnie dzięki tej niesamowitej umiejętności, obie popadłyśmy w konflikt z grupą. problem polegał n na tym , że widziałyśmy rzeczy których inni nie widzieli, ja nawet usłyszałam raz, że jesteśmy "nawiedzone", "czarownice", bo potrafiłyśmy "przejrzeć " intencje innych, a ludzie się takich osobników po prostu boją... Ja w ogóle miałam traki epizod, że będąc długo w sytuacji, w której otoczenie nie było ze mną szczere- nie byłam w stanie znieść rozbieżności pomiędzy komunikatem werbalnym- a mową ciała- nieświadomie zrezygnowałam z kontaktu wzrokowego... Nie obserwując twarzy i tak wiedziałam, że ludzie kłamią, ale faktycznie nie budziło to już u mnie żadnego leku - czyli to musi tak działać- że osoby które kłamią były przez mój mózg postrzegane jako niebezpieczne, natomiast ta sama informacja pochodząca z interpretacji np głosu- nie była już taka stresująca. To mi pozwoliło na nowo zbratać się ze społeczeństwem i przynajmniej częściowo rozwiązać przyczyny konfliktu ( jak nie reagowałam panika i agresja, to łatwiej mi było rozmawiać na drażliwe tematy). Koleżanka przełamała tą samą traumę w odmienny sposób- związała się z obcokrajowcem- porozumiewając się w języku którego znała tylko drobne kawałki- zredukowała do minimum przekaz werbalny- opierając się tylko na odczytywaniu mowy ciała. Efekt był podobny jak u mnie - redukcja stresu związanego z kontaktami z ludźmi, a co za tym poszło ponowne wstąpienie na niwy społeczeństwa.Teraz powróciłam do kontaktu wzrokowego;-) zwłaszcza, że sama wiem, jakie to ważne, staram się tego nauczyć syna, zwracam jego uwage na to, że dla innych ludzi to bardzo ważne;-)

Post przez Adam Wrzesiński » Cz, 20 maja 2010, 14:41

racemik napisał(a):cos w tym jest, czasem jak ide i jestem podenerwowany to ludzie mi schodza z drogi o_O - zawsze wydawalo mi sie ze to zalezy od sylwetki, a jednak okulary robia pewien efekt

ktos kto nosi takie okulary albo jest dziwny albo psychopata

ooo eksperymentowalem z czarnymi i to jest zly pomysl, nastepne beda niebieski :)

A próbowałeś się uśmiechnąć?
Osobę w ciemnych okularach(także niebieskich) odczytują jako wiecznie szukającą guza i znajdującą go u innych;-)

Post przez atrofia » Wt, 18 maja 2010, 21:12

Post przez olobolo20 » N, 8 lis 2009, 22:33

Ja prawie nigdy nie patrzę w oczy, to dla mnie zbyt stresujące.

Post przez Pustelnik » Pn, 27 lip 2009, 22:16

zz napisał(a):
Pustelnik napisał(a):Ostatnio staram się patrzeć w oczy.
Robiłem nawet ćwiczenie...


To teraz trenuj to nie na starszych osobach tylko na atrakcyjnych kobietach.
Robiłem to i tak również. Zwykle szybko odwracają wzrok w bok albo w dół, reakcje raczej obojętne albo negatywne. Mężczyźni i starsze osoby dłużej się przypatrują i są nawet ciekawi, czemu na nich się patrzę. Teraz już tego nie robię, to było tylko ćwiczenie.

Następne było mówienie obcym "dzień dobry", reakcja zwykle pozytywna. Niektórzy ze zdziwieniem odpowiadają, ale wyglądają na zadowolonych, jeszce inni odpowiadają z automatu, a są i tacy, co w ogóle nie reagują.

Teraz chcę przerobić "cześć" do nieznajomych młodszych osób, rówieśników. Tutaj już wykonałem parę prób i widzę że zaczynają się jakieś blokady psychiczne, mimo że próby wykonywałem w obcym mieście, gdzie sobie wkręcam, że to taka gra i nic więcej. Uważam, że za bardzo byłem skupiony na myśleniu, jaka będzie reakcja. Przy starszych i "dzień dobry" mam już gdzieś, jaka będzie reakcja i jest dużo lżej.

Post przez atrofia » Cz, 18 cze 2009, 17:48

Tak, ale nie tylko oczy. A poza tym, takie symbole wyrwane z komiksu są dla mnie bardziej czytelne.

Post przez Arthropod » Cz, 18 cze 2009, 02:26

Aby wyrazić emocje używam TT lub ^^ i to mi właściwie wystarcza.


No widzisz. To też ma przedstawiać wyrażające emocje oczy.

Post przez atrofia » Cz, 18 cze 2009, 01:06

Brwi zaliczyłabym do reszty twarzy, nie leżą w oczodole, a na wysokości łuków brwiowych. Fakt, pomagają w analizie wyrazu twarzy.

Nie używam emotek. Drażmią mnie, a poza tym nie wszystkie rozumiem. Aby wyrazić emocje używam TT lub ^^ i to mi właściwie wystarcza.

Post przez Arthropod » Cz, 18 cze 2009, 00:50

Oczy nie są martwe. Wyrażają równie dużo co usta. A jeszcze brwi bardzo dużo mówią. Wyrażanie emocji to ich podstawowa funkcja razem z ochroną oczu przed potem. (Gdyby tak nie było, byłyby zapewne mniej widoczne).

A z resztą pisząc to tak patrzę na emotikony po lewej stronie... Wszystkie mają usta i oczy i większość także brwi i bynajmniej kształt ust nie jest jedyną rzeczą, która je różni. A z resztą sama je przejrzyj :)

Post przez atrofia » Cz, 18 cze 2009, 00:41

Z tym dodatkowym przekazem płynącym z oczu to chyba jest jakaś ściema. Oczy są martwe. To usta i wyraz całej twarzy mówią, np. czy ktoś jest wesoły czy zły. Czytanie z gałek ocznych zalatuje chiromancją, niczym więcej.

Post przez ważniak » Śr, 17 cze 2009, 17:24

Jakoś nauczyłem się patrzyć w oczy, tyle że krótko i najlepiej znajomym, ale i tak nie potrafię w nich nic "wyczytać". A niektórym dalej nie potrafię spojrzeć w oczy. Chyba to są osoby, których podświadomie nie lubię.

Post przez atrofia » Śr, 17 cze 2009, 12:02

Człowiek bez twarzy nie istnieje, można powiedzieć, że twarz wyraża człowieka. Jeżeli kontakt z ludźmi jest nam niemiły, to staramy się odwrócić uwagę od najbardziej ludzkiego elementu człowieka - jego twarzy. A jak można patrzeć w oczy, skoro to dwa prawie nieruchome punkty? Ciekawsze są usta, bo one poruszają się i przyciągają uwagę.

W rozmowie, kiedy kogoś słucham, zazwyczaj patrzę na otoczenie lub usta rozmówcy, aby nie tracić wątku. Staję lub siadam bokiem, aby nie zwiększać prawdopodobieństwa kontaktu wzrokowego. Kiedy to ja mówię robię podobnie, ale czasami zdarza mi się odpłynąć w słowotoku i odzyskuję świadomość z oczami zwróconymi w źrenice rozmówcy.

Post przez ennorie » Śr, 17 cze 2009, 10:59

Trochę czasu zajęło mi odkrycie, że unikam kontaktu (właściwie to powiedziała mi moja dziewczyna) i wtedy wiele sytuacji nabrało sensu. Np. polonistka, która mnie nie lubiła, ponieważ, cytuję: "nie lubi, gdy ktoś ją ignoruje"... a ja tylko patrzylem na sciany, w zeszyt i na zieleń za oknem... ale, czy mozna si ę skupic patrząc na czlowieka ? (w sensie, ze zywego). Maje naturalne odruchy poddalem tresurze:w rozmowie z ludzmi wpierw zerkalem, potem patrzylem w oczy. Troche bylo z tym klopotu, ale, ze rozmawiam tylko ze znajomymi to jakos poszlo. Jakos to dobre slowo, bo teraz albo nie patrze wogole, albo patrze nadmiernie - zbyt dlugi kontakt wzrokowy jest sygnalem zainteresowania lub dziwactwa. Znajomi jakos z tym zyja (ale wola starsza wersje),a obcym jakos ciezko wytlumaczyc, ze istnieje takie cos, jak dyskomfot kontaktu wzrokowego (nie mowiac juz o dyskomforcie kontaktu w ogole), z reszta, jak wyjasnic obcym (zaiste, wlasciwe slowo), ze dorosly facet musi odwrocic wzrok np. na sciane, bo inaczej nie potrafi sie skupic? wlasciwie z tym kontaktem wzrokowym to wielka sciema, i tak przeraza mnie widok zrenic, twarz jest ok, ale te oczy... TE OCZY :shock:

pozdrawiam

Post przez zz » Wt, 16 cze 2009, 00:13

złoty smok napisał(a):Wracając do problemu zasadniczego- co to powoduje. Przyznam,ze choć mózg i reakcje organizmu to skomplikowane systemy, to jednak jest coś takiego jak tzw: pierwotna przyczyna i ta wymieniona w artykule wydaje mi się bardzo prawdopodobna. Gdyby przyczyna była psychologiczna to nie mielibyśmy do czynienia z wadą - czyli czymś niezależnym od osobnika i kontekstu społecznego jak np: DAwn, czyli - nie było by czegoś takiego jak Zespół Aspergeera, bo by się okazało że wystarczy terapia i wszystko wróci do normy a przecież tak nie jest. My dlatego mamy takie problemy, że musimy swoistą terapię prowadzić całe życie i całe życie pamiętać o tym,ze trzeba patrzeć w oczy rozmówcy, lub udawać,ze patrzymy. Tak zwani ludzie normalni robią to odruchowo!!


E tam, jakbyś częściej patrzył ludziom w oczy przekonałbyś się, że wiele ludzi ucieka wzrokiem gdy coś kombinuje (w bok). Albo gdy chce okazać szacunek/podporządkowanie (w dół). Ja gdy rozmawiam z pracownikami doskonale widzę gdy nie są szczerzy (czyli mówiąc wprost: kłamią i kombinują), a z całą pewnością AS nie są.
Na śmiałe patrzenie w twarz pozwala sobie tylko niektórzy, o wysokiej samoocenie.
Czy można się tego nauczyć?
Tak jak tabliczki mnożenia na pewno nie, pewnie takie przypadki masz na myśli. Takie "mechaniczne" próby nie mają sensu, gdy nie mają wsparcia w podbudowaniu swojej samooceny.

złoty smok napisał(a):Nieśmiali po przejściu przez psychologa i poprawieniu swojej samooceny też- my. nie. My musimy podchodzić do tego jak do zadania. Pamiętając, analizując a to świadczy, ze problem jest fizjologiczny a nie psychologiczny.
Owszem on może spowodować dodatkowe zaburzenia psychologiczne, kiedy niemowlę rozwijając się nie podtrzymuje kontaktu z matką i innymi opiekunami, co wpływa na ich reakcję w stosunku do onegoż a to z kolei wpływa na dalsze wychowanie i relacje też z rówieśnikami na podwórku, w przedszkolu, szkole. Dodać należny rówieśnikami bardzo surowymi w ocenie nietypowych zachowań, bo działającymi instynktownie. My mamy szanse na socjalizację tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy nasi preluktorzy dorosną i będą umieli rozumowo przyjąć pewne nasze trudności. I tez wiele z nich będzie usiłowało nas przekonać, ze to nieprawda że sobie coś wymyślamy.

Co do tego czy odczuwam ów lęk- chyba tak. NA pewno duży dyskomfort i zagubienie. Gdy patrzę w oczy często urywa mi się wątek rozmowy jakbym nie umiała pogodzić jednego z drugim, co sobie nie raz tłumaczyłam jako za duże zaangażowanie mózgu w efekt spoglądania w oczy rozmówcy, tak, że już nie starczało mi miejsca na uruchamianie szarych komórek do rozmowy. Ćwiczenia poprawiają mi na trochę, ale wystarczy,ze jakiś czas spędzę sama, albo z osobami, którym mi za trudno patrzeć i potem się okazuje,ze problem wrócił - zaczynam błądzic wzrokiem po ścianach i otoczeniu podczas rozmowy. A to według mnie potwierdza, że problem jest nie mojej nieśmiałości - a w mózgu.


Twoja nieśmiałość jest w mózgu.
Powtórzę: psychika to system dendrytów i neuronów, chemia na synapsach, hormony które modelują jeszcze tym wszystkim i inne.
Tak więc podział na czynniki biologiczne i psychiczne jest nie za bardzo osadzony w anatomii.
Oczywiście pewne "szlaki" w mózgu są tak głęboko wyryte, że nie ma mowy o ich modyfikacji.
Jeśli pies całe życie był bity, to nie zrobimy już z niego opiekuna niewidomych, gdyż ma skrzywioną psychikę. Podobnie pies "łańcuchowy".
Psychiatrzy na takie szlaki mówią "zmiany organiczne".

Post przez złoty smok » Pn, 15 cze 2009, 15:20

Wracając do problemu zasadniczego- co to powoduje. Przyznam,ze choć mózg i reakcje organizmu to skomplikowane systemy, to jednak jest coś takiego jak tzw: pierwotna przyczyna i ta wymieniona w artykule wydaje mi się bardzo prawdopodobna. Gdyby przyczyna była psychologiczna to nie mielibyśmy do czynienia z wadą - czyli czymś niezależnym od osobnika i kontekstu społecznego jak np: DAwn, czyli - nie było by czegoś takiego jak Zespół Aspergeera, bo by się okazało że wystarczy terapia i wszystko wróci do normy a przecież tak nie jest. My dlatego mamy takie problemy, że musimy swoistą terapię prowadzić całe życie i całe życie pamiętać o tym,ze trzeba patrzeć w oczy rozmówcy, lub udawać,ze patrzymy. Tak zwani ludzie normalni robią to odruchowo!! Nieśmiali po przejściu przez psychologa i poprawieniu swojej samooceny też- my. nie. My musimy podchodzić do tego jak do zadania. Pamiętając, analizując a to świadczy, ze problem jest fizjologiczny a nie psychologiczny.
Owszem on może spowodować dodatkowe zaburzenia psychologiczne, kiedy niemowlę rozwijając się nie podtrzymuje kontaktu z matką i innymi opiekunami, co wpływa na ich reakcję w stosunku do onegoż a to z kolei wpływa na dalsze wychowanie i relacje też z rówieśnikami na podwórku, w przedszkolu, szkole. Dodać należny rówieśnikami bardzo surowymi w ocenie nietypowych zachowań, bo działającymi instynktownie. My mamy szanse na socjalizację tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy nasi preluktorzy dorosną i będą umieli rozumowo przyjąć pewne nasze trudności. I tez wiele z nich będzie usiłowało nas przekonać, ze to nieprawda że sobie coś wymyślamy.

Co do tego czy odczuwam ów lęk- chyba tak. NA pewno duży dyskomfort i zagubienie. Gdy patrzę w oczy często urywa mi się wątek rozmowy jakbym nie umiała pogodzić jednego z drugim, co sobie nie raz tłumaczyłam jako za duże zaangażowanie mózgu w efekt spoglądania w oczy rozmówcy, tak, że już nie starczało mi miejsca na uruchamianie szarych komórek do rozmowy. Ćwiczenia poprawiają mi na trochę, ale wystarczy,ze jakiś czas spędzę sama, albo z osobami, którym mi za trudno patrzeć i potem się okazuje,ze problem wrócił - zaczynam błądzic wzrokiem po ścianach i otoczeniu podczas rozmowy. A to według mnie potwierdza, że problem jest nie mojej nieśmiałości - a w mózgu.

Post przez zz » Cz, 19 mar 2009, 18:50

Pustelnik napisał(a):Ostatnio staram się patrzeć w oczy.
Robiłem nawet ćwiczenie na pewność siebie- idziesz chodnikiem i każdemu patrzysz w oczy tak długo, aż spuści wzrok. Niektórzy (szczególnie starsi panowie) nie spuszczali wzroku i przyglądali mi się, aż się minęliśmy. W tym ćwiczeniu chodziło o przyzwyczajanie się do niekoniecznie miłych spojrzeń.

O ile patrzenie w oczy nie sprawia już trudności, to jakoś tak patrzę w oczy, że i tak nic nie potrafię z tego odczytać (zwykle). Może i to będę potrafił kiedyś.


To teraz trenuj to nie na starszych osobach tylko na atrakcyjnych kobietach.

Post przez [*] » Cz, 19 mar 2009, 15:46

Luc84 napisał(a):Tak, zaczynam od moich kotów, a kończę na kierowcy w autobusie :wink: :lol:

Nie tylko ty

Post przez ...L » Cz, 19 mar 2009, 02:29

...

Post przez [*] » Cz, 19 mar 2009, 02:00

Luc84 napisał(a):Próbując patrzeć się jednocześnie na oboje uszu to chyba zeza można dostać :wink:

Nie moja wina że ze wszystkimi osobami co się spotykasz całujesz się z języczkiem

Post przez ...L » Cz, 19 mar 2009, 01:46

...

Post przez [*] » Cz, 19 mar 2009, 00:55

Typowe zachowanie AS wbrew pozorom, najlepiej patrzeć się na uszy.

Post przez Ms.M. » Cz, 19 mar 2009, 00:34

idziesz chodnikiem i każdemu patrzysz w oczy tak długo, aż spuści wzrok. Niektórzy (szczególnie starsi panowie) nie spuszczali wzroku i przyglądali mi się, aż się minęliśmy. W tym ćwiczeniu chodziło o przyzwyczajanie się do niekoniecznie miłych spojrzeń.


Ej, to całkiem niezły pomysł... Muszę kiedyś spróbować...

Post przez Pustelnik » Cz, 19 mar 2009, 00:16

Ostatnio staram się patrzeć w oczy.
Robiłem nawet ćwiczenie na pewność siebie- idziesz chodnikiem i każdemu patrzysz w oczy tak długo, aż spuści wzrok. Niektórzy (szczególnie starsi panowie) nie spuszczali wzroku i przyglądali mi się, aż się minęliśmy. W tym ćwiczeniu chodziło o przyzwyczajanie się do niekoniecznie miłych spojrzeń.

O ile patrzenie w oczy nie sprawia już trudności, to jakoś tak patrzę w oczy, że i tak nic nie potrafię z tego odczytać (zwykle). Może i to będę potrafił kiedyś.

Post przez Guest » So, 21 lut 2009, 19:46

:?: :?: :?: :?: :?: :?: :?: :?:

Post przez [*] » So, 20 gru 2008, 02:22

Ja staram się gdzieś boczyć , a gdy rozmawiam z wszelkimi lekarzami od głowy to albo na uszy albo na brwi, wtedy wydaje im się że wszystko ok

Góra