przez magic » Wt, 27 lip 2010, 17:59
Cześć Cysio miszcz, witaj na forum.
Nie bardzo rozumiem takie podejście, jakie przedstawia pan Leszek i inni dyskutanci w zalinkowanym powyżej wątku. Według nich wszystkiemu jest winien komputer. Tymczasem to właśnie komputer można wykorzystać jako narzędzie i podstawę do zbudowania sobie życia.
Po pierwsze - zawód. Na pewno pan L. chciałby, aby jego syn się usamodzielnił, życiowo i finansowo. To dlaczego nie wykorzystać tego, co chłopak lubi - pchnąć go w kierunku informatyki? Problem w tym, że chłopak rzucił szkołę. Co prawda słyszy się o genialnych samoukach zarabiających miliony, ale zwykle jednak łatwiej jest z dyplomem (przynajmniej szkoły średniej, o dalszej nauce nie wspominając). Skoro standardowa szkoła synowi pana L. nie odpowiada, to może wolałby naukę w trybie eksternistycznym? Jeśli problemem jest motywacja do "nieciekawych" przedmiotów, to może dałoby się to przezwyciężyć zaprzęgając komputer do nauki i kładąc nacisk na wykorzystanie informatyki w innych dziedzinach wiedzy?
Po drugie - kontakty społeczne. Otóż, wbrew temu co sądzi starsze pokolenie, w sieci są nie tylko bity i bajty, ale i żywi ludzie. Nie wiem co syn pana L. robi przy komputerze, ale może właśnie uczestniczy w jakichś społecznościach online? Jeśli nie, to może warto byłoby go do tego zachęcić, np. do jakichś forów o tematyce komputerowej? A jeśli chłopak lubi programować, to może wziąłby udział w jakimś projekcie open source?
Być może jest tak, że syn pana L. czuje się nieakceptowany przez własnych rodziców, którzy jego zainteresowania traktują jako coś szkodliwego. Tymczasem komputerowa "smykałka" jest dla wielu aspich wybawieniem, czymś co należy rozwijać, a nie tłamsić.
Kiedy miałem 18 lat, całe dnie przesiadywałem przy komputerze i nic innego mnie nie interesowało. Moi rodzice wspierali te zainteresowania, jako że miały one znacznie bardziej praktyczny charakter niż moje wcześniejsze "obsesje". Istotnie, zainteresowania te okazały się dość praktyczne. Patrząc w przeszłość widzę wyraźnie, że wszystkie moje życiowe osiągnięcia zawdzięczam komputerom. Obecnie dalej spędzam całe dnie przy komputerze - ktoś mógłby powiedzieć, że jestem uzależniony, ale ja uważam się po prostu za "człowieka komputerowego". Żyję po swojemu i jest mi dobrze. A razem ze mną żyje druga osoba, którą poznałem w okresie "całkowitej izolacji" (w każdym razie tak to wyglądało z zewnątrz).
Cześć Cysio miszcz, witaj na forum.
Nie bardzo rozumiem takie podejście, jakie przedstawia pan Leszek i inni dyskutanci w zalinkowanym powyżej wątku. Według nich wszystkiemu jest winien komputer. Tymczasem to właśnie komputer można wykorzystać jako narzędzie i podstawę do zbudowania sobie życia.
Po pierwsze - zawód. Na pewno pan L. chciałby, aby jego syn się usamodzielnił, życiowo i finansowo. To dlaczego nie wykorzystać tego, co chłopak lubi - pchnąć go w kierunku informatyki? Problem w tym, że chłopak rzucił szkołę. Co prawda słyszy się o genialnych samoukach zarabiających miliony, ale zwykle jednak łatwiej jest z dyplomem (przynajmniej szkoły średniej, o dalszej nauce nie wspominając). Skoro standardowa szkoła synowi pana L. nie odpowiada, to może wolałby naukę w trybie eksternistycznym? Jeśli problemem jest motywacja do "nieciekawych" przedmiotów, to może dałoby się to przezwyciężyć zaprzęgając komputer do nauki i kładąc nacisk na wykorzystanie informatyki w innych dziedzinach wiedzy?
Po drugie - kontakty społeczne. Otóż, wbrew temu co sądzi starsze pokolenie, w sieci są nie tylko bity i bajty, ale i żywi ludzie. Nie wiem co syn pana L. robi przy komputerze, ale może właśnie uczestniczy w jakichś społecznościach online? Jeśli nie, to może warto byłoby go do tego zachęcić, np. do jakichś forów o tematyce komputerowej? A jeśli chłopak lubi programować, to może wziąłby udział w jakimś projekcie open source?
Być może jest tak, że syn pana L. czuje się nieakceptowany przez własnych rodziców, którzy jego zainteresowania traktują jako coś szkodliwego. Tymczasem komputerowa "smykałka" jest dla wielu aspich wybawieniem, czymś co należy rozwijać, a nie tłamsić.
Kiedy miałem 18 lat, całe dnie przesiadywałem przy komputerze i nic innego mnie nie interesowało. Moi rodzice wspierali te zainteresowania, jako że miały one znacznie bardziej praktyczny charakter niż moje wcześniejsze "obsesje". Istotnie, zainteresowania te okazały się dość praktyczne. Patrząc w przeszłość widzę wyraźnie, że wszystkie moje życiowe osiągnięcia zawdzięczam komputerom. Obecnie dalej spędzam całe dnie przy komputerze - ktoś mógłby powiedzieć, że jestem uzależniony, ale ja uważam się po prostu za "człowieka komputerowego". Żyję po swojemu i jest mi dobrze. A razem ze mną żyje druga osoba, którą poznałem w okresie "całkowitej izolacji" (w każdym razie tak to wyglądało z zewnątrz).