przez rytr » Śr, 4 kwi 2007, 10:21
magic napisał(a):Właśnie tego nie rozumiem, bo ja byłem zdolny "w pojęciu szkolnym". W podstawówce miałem opinię kujona, choć nim wcale nie byłem. Wpadłem raz w osłupienie widząc kolegę ślęczącego nad podręcznikiem do fizyki; nie wpadło mi wcześniej do głowy, że można tak robić.
no i wlasnie. widac podobne doswiadczenia czesto daja inne efekty. Pamietam, w czwartej klasie podstawowki, byłam "pytana" z historii (moja wychowawczyni - od 4 - 8 kl). "zdałam" na 5. Pani powiedziala dzieciom: "widzicie jak ładnie sie nauczyła?" i do mnie: "ile sie uczylas" (co za kretynskie pytanie!!!) a ja na to, zgodnie z prawda: "nic". "jak to nic??!!!" ; "normalnie, ja sie nigdy nie ucze". Zapadła cisza. Od tej pory było coraz gorzej. Pani "wyrywała" mnie do odpowiedzi, kiedy tylko jej sie zamarzyło. Kazdą moja "wpadke", brak uwagi cokolwiek komentowała "no coz,dalej sie nic nie ucz." albo "wydaje ci sie, ze jak poszlas wczesniej do szkoly, to taka madra jestes?" itp. Dzieci miały ubaw, tym bardziej, ze wiekszosc mnie nie lubiła. od szkolnej pedagog, ktora byla jedna z nielicznych osób w jakis sposob "za mna" w szkole, dowiedzialam sie po latach, ze moja wychowawczyni w pokoju nauczycielskim opowiadała o wszystich takich wydarzeniach i jakis taki zawiazał sie front nauczycieli, ktorzy pragneli wykazac, ze nie jestem zadnym "zdolnym" dzieckiem tylko debilem.
Co prawda lekcje odrabiałem pilnie (zresztą co innego robić po szkole?) - w ciągu całej mojej edukacji zawaliłem tylko 2 prace domowe (z polskiego, raz w podstawówce i raz w liceum).
No, ja sie tu bardzo wykładałam - czesto zapominałam o zadanych pracach. w trzeciej klasie miałam madra wychwowawcznie, ona wiedziala ze mam specuficzne problemy - mysle, ze nie umiala tego nazwac, ale szukala niestandardowych metod pracy ze mna i je znajdowała. Miedzy innymi dbala, zenbym w jednym zeszycie miala spisane wszystkie zadania do domu - wtedy nie zapominalam o niczym. A od czwartej juz były problemy - rodzice nie widzieli powodu, zeby mi dawac jakiekolwiek "fory", wrecz przeciwnie, zawsze bylo, ze skoro jestem "zdolna" to sie ode mnie duzo wymaga. No i zapominalam o zadaniach, zapominalam zeszytow, ksiazek (nie tylko do szkoly. zdażało sie, ze zapominalam zabrac ze szkoly do domu). A nauczyciele skwapliwie korzystali i za kazde takie przestepstwo dostawalam palę.
Mysle, ze wiecej miałam takich pał i za zachownanie na lekcjach niż za wiedzę.
Co to znaczy "zdolny/a, ale nie w pojęciu szkolnym"?
Według definicji przyjmowanych przez oswiate, zdolny to jest taki uczen, ktory ma ponadprzecietne wyniki w nauce ze wszystih przedmiotów, lub wybitne wybiórczo z jednego, ale równiez bardzo dobre z pozostałych, ewentualnie jakies pojedyncze "mocne" tróje, bo to mozna wytłumaczyc debilnym stereotypem "wiadomo - scislowiec to mu z polskiego nie idzie".
W taki sposob łatwo "wyprodukowac" ucznia zdolnego;) Jedyne "Zabezpieczenie" to to, ze sie podkresla ze taki uczen powienien odnosic sukcesy w konkursach, olmpiadach. Mimo niecheci do mni e, co ciekawe panstwo nauczyciele bardzo mnie co roku namawiali do udziału w olimpiadach (debila?) ale ja odmawiałam, mowiac zgodnie z prawda, ze nie widze sensu takiego wspolzawodnictwa, a poza tym nie lubie tego.
No to miałam przesr...ne.
magic napisał(a):To już zupełna czarna magia. Dlaczego nauczycielki miałyby chcieć posadzić uczennicę? Czy miały z tego powodu jakieś profity?
nie, to tylko wzgledy ambicjonalne. skoro głosiły, zem durna, to musiały to probowac udowodnic za pomoca ocen.
[quote="magic"]
Właśnie tego nie rozumiem, bo ja byłem zdolny "w pojęciu szkolnym". W podstawówce miałem opinię kujona, choć nim wcale nie byłem. Wpadłem raz w osłupienie widząc kolegę ślęczącego nad podręcznikiem do fizyki; nie wpadło mi wcześniej do głowy, że można tak robić.[/quote]
no i wlasnie. widac podobne doswiadczenia czesto daja inne efekty. Pamietam, w czwartej klasie podstawowki, byłam "pytana" z historii (moja wychowawczyni - od 4 - 8 kl). "zdałam" na 5. Pani powiedziala dzieciom: "widzicie jak ładnie sie nauczyła?" i do mnie: "ile sie uczylas" (co za kretynskie pytanie!!!) a ja na to, zgodnie z prawda: "nic". "jak to nic??!!!" ; "normalnie, ja sie nigdy nie ucze". Zapadła cisza. Od tej pory było coraz gorzej. Pani "wyrywała" mnie do odpowiedzi, kiedy tylko jej sie zamarzyło. Kazdą moja "wpadke", brak uwagi cokolwiek komentowała "no coz,dalej sie nic nie ucz." albo "wydaje ci sie, ze jak poszlas wczesniej do szkoly, to taka madra jestes?" itp. Dzieci miały ubaw, tym bardziej, ze wiekszosc mnie nie lubiła. od szkolnej pedagog, ktora byla jedna z nielicznych osób w jakis sposob "za mna" w szkole, dowiedzialam sie po latach, ze moja wychowawczyni w pokoju nauczycielskim opowiadała o wszystich takich wydarzeniach i jakis taki zawiazał sie front nauczycieli, ktorzy pragneli wykazac, ze nie jestem zadnym "zdolnym" dzieckiem tylko debilem.
[quote]Co prawda lekcje odrabiałem pilnie (zresztą co innego robić po szkole?) - w ciągu całej mojej edukacji zawaliłem tylko 2 prace domowe (z polskiego, raz w podstawówce i raz w liceum).[/quote]
No, ja sie tu bardzo wykładałam - czesto zapominałam o zadanych pracach. w trzeciej klasie miałam madra wychwowawcznie, ona wiedziala ze mam specuficzne problemy - mysle, ze nie umiala tego nazwac, ale szukala niestandardowych metod pracy ze mna i je znajdowała. Miedzy innymi dbala, zenbym w jednym zeszycie miala spisane wszystkie zadania do domu - wtedy nie zapominalam o niczym. A od czwartej juz były problemy - rodzice nie widzieli powodu, zeby mi dawac jakiekolwiek "fory", wrecz przeciwnie, zawsze bylo, ze skoro jestem "zdolna" to sie ode mnie duzo wymaga. No i zapominalam o zadaniach, zapominalam zeszytow, ksiazek (nie tylko do szkoly. zdażało sie, ze zapominalam zabrac ze szkoly do domu). A nauczyciele skwapliwie korzystali i za kazde takie przestepstwo dostawalam palę. ;) Mysle, ze wiecej miałam takich pał i za zachownanie na lekcjach niż za wiedzę.
[quote]
Co to znaczy "zdolny/a, ale nie w pojęciu szkolnym"?[/quote]
Według definicji przyjmowanych przez oswiate, zdolny to jest taki uczen, ktory ma ponadprzecietne wyniki w nauce ze wszystih przedmiotów, lub wybitne wybiórczo z jednego, ale równiez bardzo dobre z pozostałych, ewentualnie jakies pojedyncze "mocne" tróje, bo to mozna wytłumaczyc debilnym stereotypem "wiadomo - scislowiec to mu z polskiego nie idzie".
W taki sposob łatwo "wyprodukowac" ucznia zdolnego;) Jedyne "Zabezpieczenie" to to, ze sie podkresla ze taki uczen powienien odnosic sukcesy w konkursach, olmpiadach. Mimo niecheci do mni e, co ciekawe panstwo nauczyciele bardzo mnie co roku namawiali do udziału w olimpiadach (debila?) ale ja odmawiałam, mowiac zgodnie z prawda, ze nie widze sensu takiego wspolzawodnictwa, a poza tym nie lubie tego.
No to miałam przesr...ne.
[quote="magic"]
To już zupełna czarna magia. Dlaczego nauczycielki miałyby [i]chcieć[/i] posadzić uczennicę? Czy miały z tego powodu jakieś profity? [/quote]
nie, to tylko wzgledy ambicjonalne. skoro głosiły, zem durna, to musiały to probowac udowodnic za pomoca ocen.