STEREOTYPY

Odpowiedz


To pytanie służy do uniemożliwienia automatycznego wysyłania formularza przez boty spamujące.
Uśmieszki
:) ;) ^^ :/ :( :chytry: ;( :oops: :good: :cool: 8-) :D :-) ;-) :o :shock: :? :lol: :x :P :-| :cry: :evil: :twisted: :roll:
Pokaż więcej uśmieszków
BBCode jest włączony
[img] jest włączony
[flash] jest wyłączony
[url] jest włączony
Uśmieszki są włączone
Przegląd wątku
   

Rozszerz widok Przegląd wątku: STEREOTYPY

Post przez . » Pt, 13 kwi 2007, 17:24

nie wiem jak sie powie w innym języku że coś zdechło, ale się dowiem. Natomiast u mnie w domu nic nie zdycha! No chyba że ja - czasami hehehehe

Post przez pwjb » Pt, 13 kwi 2007, 16:54

issa napisał(a):Senta,moj owczarek niemiecki tez umarl.
I takie sa fakty w moim swiecie :)


ale te fakty są tylko w polskim języku, jak powiesz po angielsku że coś "zdechło" ?

Post przez issa » Pt, 13 kwi 2007, 16:04

mnie zawsze bylo blizej do zwierzat
niz do ludzi...
Senta,moj owczarek niemiecki tez umarl.
I takie sa fakty w moim swiecie :)

Post przez Totem » Pt, 13 kwi 2007, 01:12

marcza napisał(a):Ja uważam, że w bliżej nam do hierarchi pierwotnej - takiej jak u zwierząt.
W bardzo wielu sytuacjach reagujemy bardziej jak "zwierzęta" niż jak NT np. patrzenie w oczy, układ rąk, ciała, tembr głosu, monotonnia głosu itd.

Mam wrazenie, że ludzie NT starają się za wszelką cenę zatuszować swoje zwierzęce pochodzenie. I czasami trochę na siłę mu zaprzeczają :wink:
Zdarzyło mi się, że indianin Mohawk(w kanadzie) powiedział mi że mam bardzo silny zwierzęcy totem. Raczej nie wierzę w jakieś mistyczne duchy czy związki z przyrodą, ale ciągle zwierzęca natura ze mnie wychodzi. Miaucze sam do siebie. Używam 'zwierzęcych określeń' (na faceta='samiec', na grupę='stado'), Rozmawiając przez net czasem piszę z pozycji zwierzęcia i wtedy lepiej mi idzie z 'rozmowami o niczym' (patrz. Komuna Aspich). Rywalizuję z naszym psem o głaskanie. etc.etc.

Post przez . » So, 7 kwi 2007, 21:37

nieeeee, mój pies przykładowo a właściwie suka - umarł a właściwie umarła!
I takie są fakty :wink:

Post przez issa » So, 7 kwi 2007, 20:03

mysle,ze to tylko kwestia umowna
tak jak czlowiek umiera a zwierze zdycha
slowa,slowa

Post przez miurzówna » Cz, 5 kwi 2007, 21:15

człowiek też kopuluje.
zależy gdzie się jakich słów używa.

Post przez omon » Cz, 5 kwi 2007, 21:08

:lol:

Post przez miurzówna » Cz, 5 kwi 2007, 20:44

miłość jest pojęciem szerokim - precyzuj wypowiedzi
"miłość" a "uprawianie miłości" jednak sie różnią.
"uprawianie miłości " teoretycznie tej miłości wymaga.
Kopulowanie to tylko nazwa pewnej czynności.

Dla mnie niosą one zupełnie inne ładunki emocjonalno/informacyjne.

Post przez omon » Cz, 5 kwi 2007, 20:28

:smile:

Post przez miurzówna » Cz, 5 kwi 2007, 19:13

przecież kopulacja nie równa się miłość

Post przez omon » Cz, 5 kwi 2007, 18:40

:?

Post przez issa » Cz, 5 kwi 2007, 18:32

Dokladnie.

Post przez miurzówna » Cz, 5 kwi 2007, 16:11

To zalezy kto co rozumie przez hierarchię - jako taka występuje w każdej grupie.
Inaczej nic by nie działało.
Jeżeli zebrałoby się grupę HFA/AS to też wytworzyłaby się hierarchia. Tylko dla mnie hierarchia nie oznacza tego, ze silniejszy gnębi młodszego :wink:


Róznica pewnie jest w jakości - u części alfą jest najsilniejszy samiec, u innego gatunku będzie to najstarsze zwierzę (samiec lub samica) w stadzie, u jeszcze innych będzie to najsprytniejszy osobnik, a u jeszcze innych będą dwie alfy - samiec i samica.

Ja uważam, że w bliżej nam do hierarchi pierwotnej - takiej jak u zwierząt.
W bardzo wielu sytuacjach reagujemy bardziej jak "zwierzęta" niż jak NT np. patrzenie w oczy, układ rąk, ciała, tembr głosu, monotonnia głosu itd.

Mam wrazenie, że ludzie NT starają się za wszelką cenę zatuszować swoje zwierzęce pochodzenie. I czasami trochę na siłę mu zaprzeczają :wink:

Post przez hari » Cz, 5 kwi 2007, 01:10

dlaczego ?
moze my mamy wiecej wspolnego z http://pl.wikipedia.org/wiki/Bonobo
a NT z http://en.wikipedia.org/wiki/Common_Chimpanzee :]

smieje sie, nie wszystkie zwierzeta rzadza sie prawami stada, te inteligetniejsze :wink: delfiny,slonie przejawiaja zaskakujac duzo postaw ktore wpisuja sie w wyidalizowany aspie world :)

Post przez omon » Cz, 5 kwi 2007, 00:49

:!:

Post przez hari » Cz, 5 kwi 2007, 00:18

omon napisał(a):
Nie rozumiemy hierarchi społecznych stada. Nauczyciel/pracodawca tez się nas boi i żąda przedewszystkim szacunku i podpożądkowania. Stado wilków - jedna całość, jedna breja :idea: jesteś trybem w maszynie etc when im move you move :wink:


rozumiemy, ale sprzeciwiamy sie calym jestestwem, cenimy czlowieka a nie bezosobowy kolektyw, chcemy by ludzie byli rozliczenia za to kim sa , co robia, a nie jakie wrazenie sprawiaja. Tak mi sie przynajmniej wydaje :)

Post przez omon » Śr, 4 kwi 2007, 22:10

..

Post przez magic » Śr, 4 kwi 2007, 21:45

rytr napisał(a):widac podobne doswiadczenia czesto daja inne efekty. [...] jakis taki zawiazał sie front nauczycieli, ktorzy pragneli wykazac, ze nie jestem zadnym "zdolnym" dzieckiem tylko debilem.

No właśnie. Bardzo dziwi mnie postawa tych nauczycieli, bo gdyby przestali się czepiać i po prostu oceniali Cię według standardowej miary, to pewnie żadnych kłopotów by nie było. I oni mieliby święty spokój, i Ty. Przecież chyba nie dostawali premii w zależności od tego, ilu uczniów zostawili na drugi rok?

rytr napisał(a):Zawsze mnie w szkole wkurzało powierzchowne traktowanie tematów. A nauczyciele dostawali furii, bo sie za czesto dopytywałam o szczególy na temat ktorych nie mieli pojecia. Co gorsza, jak mi nie odpowiedzieli, to ja w domu szukałam odpowiedzi i na anstepnej lekcji "ogłaszałam", że "ja już wiem" i wygłaszałam niepytana, oczywiscie odpowiedz na swoje pytanie;) No to chyba trudno sie dziwic, ze mnie nie znosili i nauczyciele i koledzy;)

Jakichś strasznie kiepskich nauczycieli miałaś. Dobry nauczyciel raczej by się ucieszył z dociekliwego ucznia. Hmmm... Może w tym tkwił mój sukces. Mnie w szkole nie pasjonował w zasadzie żaden przedmiot (może oprócz informatyki, ale też nie tej szkolnej, bo była kiepsko prowadzona). Co zadane to odrabiałem, i tyle. Na lekcjach siedziałem cicho. Wyjątkiem była fizyka w ostatnich klasach liceum, kiedy wytykałem nauczycielowi błędy na tablicy, a gdy drwił z nas, że jesteśmy głupi i nie potrafilibyśmy wyprowadzić jakiegoś tam słynnego wzoru, to wstawałem i wyprowadzałem. Ku aprobacie klasy, która tego nauczyciela nie lubiła. Co ciekawe, zaczął mi stawiać lepsze oceny po tych wyskokach. (To był facet, który trzymał uczniów w ryzach za pomocą strachu. Przypuszczam, że przestraszył się mnie, na zasadzie, że powinien bać się osoby, która się go nie boi.)

rytr napisał(a):No, ja sie tu bardzo wykładałam - czesto zapominałam o zadanych pracach.

No tak, to może być duży problem. Ja prawie nigdy nie pamiętałem co zadane - ale zawsze dokładnie zapisywałem ołówkiem na marginesie zeszytu. Przed wyjściem z domu obsesyjnie sprawdzałem czy wszystko wziąłem; to samo przed opuszczeniem klasy. Na przerwach też sprawdzałem, aby się upewnić na wszelki wypadek.

rytr napisał(a):Mimo niecheci do mni e, co ciekawe panstwo nauczyciele bardzo mnie co roku namawiali do udziału w olimpiadach (debila?) ale ja odmawiałam, mowiac zgodnie z prawda, ze nie widze sensu takiego wspolzawodnictwa, a poza tym nie lubie tego.

Ciekawe, mnie nigdy nie namawiali. I w żadnej olimpiadzie nie wziąłem udziału.

Post przez omon2 » Śr, 4 kwi 2007, 18:00

Ja pamiętam jak poprawiałem nauczycieli z biologii o jakieś w ogóle z **** bzdury, jak to że termity nie należą do rodziny mrówkowatych, czy długośc krokodyla co do metra :!: ***** dopiero teraz na tym forum jak na to patrzę i widzę przypominam sobie, to wszystko się układa w logiczną całość... tragiczną. A jednak jakoś mi ulżyło że nie tylko ja to mam.

Post przez rytr » Śr, 4 kwi 2007, 10:29

marcza napisał(a):a po drugie - całościowe zgłebiane tematu - ciężko jest być dobrym ze wszystkiego i jednocześnie mieć radość z nauki o tym. Ja wolę poznać mniej a "do kości" niż masę tematów tylko powierzchownie.

Dokladnie! Zawsze mnie w szkole wkurzało powierzchowne traktowanie tematów. A nauczyciele dostawali furii, bo sie za czesto dopytywałam o szczególy na temat ktorych nie mieli pojecia. Co gorsza, jak mi nie odpowiedzieli, to ja w domu szukałam odpowiedzi i na anstepnej lekcji "ogłaszałam", że "ja już wiem" i wygłaszałam niepytana, oczywiscie odpowiedz na swoje pytanie;) No to chyba trudno sie dziwic, ze mnie nie znosili i nauczyciele i koledzy;)

Post przez rytr » Śr, 4 kwi 2007, 10:21

magic napisał(a):Właśnie tego nie rozumiem, bo ja byłem zdolny "w pojęciu szkolnym". W podstawówce miałem opinię kujona, choć nim wcale nie byłem. Wpadłem raz w osłupienie widząc kolegę ślęczącego nad podręcznikiem do fizyki; nie wpadło mi wcześniej do głowy, że można tak robić.

no i wlasnie. widac podobne doswiadczenia czesto daja inne efekty. Pamietam, w czwartej klasie podstawowki, byłam "pytana" z historii (moja wychowawczyni - od 4 - 8 kl). "zdałam" na 5. Pani powiedziala dzieciom: "widzicie jak ładnie sie nauczyła?" i do mnie: "ile sie uczylas" (co za kretynskie pytanie!!!) a ja na to, zgodnie z prawda: "nic". "jak to nic??!!!" ; "normalnie, ja sie nigdy nie ucze". Zapadła cisza. Od tej pory było coraz gorzej. Pani "wyrywała" mnie do odpowiedzi, kiedy tylko jej sie zamarzyło. Kazdą moja "wpadke", brak uwagi cokolwiek komentowała "no coz,dalej sie nic nie ucz." albo "wydaje ci sie, ze jak poszlas wczesniej do szkoly, to taka madra jestes?" itp. Dzieci miały ubaw, tym bardziej, ze wiekszosc mnie nie lubiła. od szkolnej pedagog, ktora byla jedna z nielicznych osób w jakis sposob "za mna" w szkole, dowiedzialam sie po latach, ze moja wychowawczyni w pokoju nauczycielskim opowiadała o wszystich takich wydarzeniach i jakis taki zawiazał sie front nauczycieli, ktorzy pragneli wykazac, ze nie jestem zadnym "zdolnym" dzieckiem tylko debilem.



Co prawda lekcje odrabiałem pilnie (zresztą co innego robić po szkole?) - w ciągu całej mojej edukacji zawaliłem tylko 2 prace domowe (z polskiego, raz w podstawówce i raz w liceum).

No, ja sie tu bardzo wykładałam - czesto zapominałam o zadanych pracach. w trzeciej klasie miałam madra wychwowawcznie, ona wiedziala ze mam specuficzne problemy - mysle, ze nie umiala tego nazwac, ale szukala niestandardowych metod pracy ze mna i je znajdowała. Miedzy innymi dbala, zenbym w jednym zeszycie miala spisane wszystkie zadania do domu - wtedy nie zapominalam o niczym. A od czwartej juz były problemy - rodzice nie widzieli powodu, zeby mi dawac jakiekolwiek "fory", wrecz przeciwnie, zawsze bylo, ze skoro jestem "zdolna" to sie ode mnie duzo wymaga. No i zapominalam o zadaniach, zapominalam zeszytow, ksiazek (nie tylko do szkoly. zdażało sie, ze zapominalam zabrac ze szkoly do domu). A nauczyciele skwapliwie korzystali i za kazde takie przestepstwo dostawalam palę. ;) Mysle, ze wiecej miałam takich pał i za zachownanie na lekcjach niż za wiedzę.

Co to znaczy "zdolny/a, ale nie w pojęciu szkolnym"?

Według definicji przyjmowanych przez oswiate, zdolny to jest taki uczen, ktory ma ponadprzecietne wyniki w nauce ze wszystih przedmiotów, lub wybitne wybiórczo z jednego, ale równiez bardzo dobre z pozostałych, ewentualnie jakies pojedyncze "mocne" tróje, bo to mozna wytłumaczyc debilnym stereotypem "wiadomo - scislowiec to mu z polskiego nie idzie".
W taki sposob łatwo "wyprodukowac" ucznia zdolnego;) Jedyne "Zabezpieczenie" to to, ze sie podkresla ze taki uczen powienien odnosic sukcesy w konkursach, olmpiadach. Mimo niecheci do mni e, co ciekawe panstwo nauczyciele bardzo mnie co roku namawiali do udziału w olimpiadach (debila?) ale ja odmawiałam, mowiac zgodnie z prawda, ze nie widze sensu takiego wspolzawodnictwa, a poza tym nie lubie tego.
No to miałam przesr...ne.

magic napisał(a):To już zupełna czarna magia. Dlaczego nauczycielki miałyby chcieć posadzić uczennicę? Czy miały z tego powodu jakieś profity?


nie, to tylko wzgledy ambicjonalne. skoro głosiły, zem durna, to musiały to probowac udowodnic za pomoca ocen.

Post przez hari » Śr, 4 kwi 2007, 02:52

magic napisał(a):Właśnie tego nie rozumiem, bo ja byłem zdolny "w pojęciu szkolnym". W podstawówce miałem opinię kujona, choć nim wcale nie byłem. Wpadłem raz w osłupienie widząc kolegę ślęczącego nad podręcznikiem do fizyki; nie wpadło mi wcześniej do głowy, że można tak robić. Czego tu się uczyć?


No tak bylo, nigdy sie nie uczylem w sensie siedzenia po nocach nad zeszytami, caly czas zastanawialem sie czy ludzie tak naprawde robia, bo mi skupienia starczalo na 15 minut :) No ale im bardziej posuwal sie moj proces edukacji tym mniej wystarczalo tylko zapamietac co uslyszalo sie na lekcji,
pod koniec liceum jechalem juz na samych 3, choc na mature sie spialem (polski piszac tak praktycznie z marszul). Jezeli mialbym o cos wynic polski system szkolnictwa to fakt iz mnie zupelnie rozleniwilo :] Smieje sie , ale na studiach bylo juz malo fajnie, musialem kombinowac a i tych pare egzaminow juz nie dalem rady zdac.

Post przez omon2 » Wt, 3 kwi 2007, 21:31

Co to znaczy "zdolny/a, ale nie w pojęciu szkolnym"?


np masz 6 z plastyki, 6 z biologi, 4 z wefu. a z matmy i z reszty pały :!:

Post przez miurzówna » Wt, 3 kwi 2007, 20:18

Miałam podobnie jak rytr.
Wpodstawówce ogromne kłopoty.
Na koniec przytestach do liceum zdałam jako jedna z najlepszych w klasie w tym matematykę na max punktów, a na koniec 8 klasy dostałam "po znajomości" 3 :wink: Chociaż powinna być 2. W liceum było tak samo - początek tragiczny(usunięcie z jednej szkoły, sama odeszłam z drugiej), a w 3 klasie coś mi zaskoczyło i znowu jedna z najlepszych w klasie :wink:
Najlepsze było to, ze miałam z 3 na 4 klasę LO 1 z matematyki, bo nauczyciel powiedział, że mi sę ta matematyka przyda i dlatego dał mi 1 - żebym porządnie przysiadła i nauczyła się. No i nauczyłam się - w tydzień całego materiału :)
To, czy byłam z czegos dobra czy nie zależało od wielurzeczy - m.in. nauczyciela. Dlatego nienawidziłam fizyki ;D
Podobnie jak rytr "skakalam" z przedmiotu na przedmiot - np.w tym semestrze będę dobra z matematyki (poprawiałam 4 , a czasami i 5), biologi i angielskiego a w drugiem np.z polskiego, geografi i histori.
Wydaje mi się, że to wynika z podejścia do nauki - po pierwsze coś musi byc inetresujące i motywować , a po drugie - całościowe zgłebiane tematu - ciężko jest być dobrym ze wszystkiego i jednocześnie mieć radość z nauki o tym. Ja wolę poznać mniej a "do kości" niż masę tematów tylko powierzchownie.

Post przez daze » Wt, 3 kwi 2007, 17:52

Może chcą pokazać władzę. Albo coś innego. Albo po prostu muszą kogoś udupić :}

Co to znaczy "zdolny/a, ale nie w pojęciu szkolnym"?
Chodzi o to, ze ktos jest inteligentny i ma dużo talentów, ale nie radzi sobie w szkole, bo jego typ inteligencji jest do niej nieprzystosowany.
Pozatym szkola czesto wymaga zakuwania duzej ilosci niezrozumialego materialu, co jest niezbyt efektywne.

Post przez . » Wt, 3 kwi 2007, 09:50

hehehehe Magic, to z jakiego powodu nauczycielki miałyby chcieć zostawić uczennicę na drugi rok, to już ich słodka tajemnica! Tylko one potrafią na to odpowiedzieć wiesz??? :wink:

Post przez magic » Wt, 3 kwi 2007, 07:15

daze napisał(a):Skąd wiesz że była zdolna w pojęciu szkolnym? Ja też byłam zdolna niby a miałam takie same problemy. Oceny w szkole mają ***** wspólnego z inteligencją czy zdolnościami (z moich obserwacji).

Właśnie tego nie rozumiem, bo ja byłem zdolny "w pojęciu szkolnym". W podstawówce miałem opinię kujona, choć nim wcale nie byłem. Wpadłem raz w osłupienie widząc kolegę ślęczącego nad podręcznikiem do fizyki; nie wpadło mi wcześniej do głowy, że można tak robić. Czego tu się uczyć? Na przerwie przed klasówką powatrzałem wzory czy inne fakty - i już (zresztą co innego robić na przerwie?). Moja mama powtarzała, że uczeń bez dwói jest jak żołnierz bez karabinu; niestety usatysfakcjonowałem ją dopiero w liceum. Co prawda lekcje odrabiałem pilnie (zresztą co innego robić po szkole?) - w ciągu całej mojej edukacji zawaliłem tylko 2 prace domowe (z polskiego, raz w podstawówce i raz w liceum).

Co to znaczy "zdolny/a, ale nie w pojęciu szkolnym"?

daze napisał(a):Przecież chciały ją posadzić na drugi rok. Miały sie cieszyc ze ona przegraly a ich wrogowi sie udalo?

To już zupełna czarna magia. Dlaczego nauczycielki miałyby chcieć posadzić uczennicę? Czy miały z tego powodu jakieś profity? I dlaczego miałyby widzieć w uczniu wroga i toczyć jakieś walki, przegrywać czy wygrywać? Jaki by w tym miały interes? Przecież pozostawienie ucznia na drugi rok to i ich porażka. :?

Post przez daze » Pn, 2 kwi 2007, 21:51

magic napisał(a):Nie pojmuję tego; przecież jesteś zdolna, skąd więc aż tak złe stopnie?
Skąd wiesz że była zdolna w pojęciu szkolnym? Ja też byłam zdolna niby a miałam takie same problemy. Oceny w szkole mają ***** wspólnego z inteligencją czy zdolnościami (z moich obserwacji). Poza tym nauczyciele mogli się uwziąść.

magic napisał(a):Czy nie powinny się raczej cieszyć, że Ci się udało?
Przecież chciały ją posadzić na drugi rok. Miały sie cieszyc ze ona przegraly a ich wrogowi sie udalo? Jagby zalezalo na dobru to by ja przepuscili.

Post przez magic » Pn, 2 kwi 2007, 16:45

rytr napisał(a):No i zdałam;) Panie z podstawowki były bardzo wsciekłe.

Dlaczego były wściekłe? Czy nie powinny się raczej cieszyć, że Ci się udało? Przecież chyba chodziło im o dobro dziecka (Twoje)?

rytr napisał(a):Ja byłam "zagrożona" co rok od 4 klasy podstawówki. Z róznych przedmiotów. Nigdy nie zostałam, dawałam sobie z nimi rade, ale nikt tez mnie nie "wyciagał". To była walka.

Nie pojmuję tego; przecież jesteś zdolna, skąd więc aż tak złe stopnie? Podstawówka jest dla średniaków, zdolni nie muszą się specjalnie starać aby jechać powyżej średniej. :?

rytr napisał(a):Dopiero w 3 klasie LO pomagała mi wychowawczyni i zastepca dyrektora w uregulowaniu mojej szkolnej sytuacji.

Na czym to polegało?

Post przez zAgatka » Pn, 2 kwi 2007, 15:03

hari:
Inny trop niejako to potwierdzajacy to oczywscie teoria ekstremalnego meskiego mozgu , jak wiadomo mezczyzni glownie posluguja sie wlasnie lewa, a kobiety prawa - i prosze mi tutaj nie imputowac seksizmu mam
na mysli stereotypowe postrzeganie sprawy.


A wiesz, że czasami mam wrażenie, że zachowuję się i myślę jak taki 'stereotypowy facet'. Czy raczej - badziej jak facet, niż jak kobieta [i później są problemy pewne]. Kiedy byłam młodsza, dużo wygodniej dogadywało mi się z facetami, niż z moimi rówieśniczkami. W tej chwili na drodze swobodnych kontaktów stoi bariera wieku mojego i osób z którymi mam do czynienia, plus faktu, że jednak mężczyzną nie jestem. Szala 'wygodności' płci z którą mi się lepiej żyje przechyla się na stronę kobiecą [choć mam często wrażenie, że 'zardzewiała' w drodze pomiędzy].

rytr:
Równolegle w ramach tego programu właczania społęcznego osób z autyzmem prowadzą tez zmasowaną edukację specjalistów w kraju, żeby powstawało jak najwięcej osrodków róznego typu dla ludzi z autyzmem. No i to daje tez fajne efekty. Powstaje nowy osrodek w Zielonej GOrze, we Wrocławiu takze Przedsiębiorstwo dla dorosłych, nasza poradnia, w Olsztynie klasy przysposabiające do pracy.


A to bardzo fajnie. Szkoda, że o tym nie wspomnieli tak jakoś bardziej.

Post przez rytr » Pn, 2 kwi 2007, 11:22

magic napisał(a): Nie mogę jednak powiedzieć, że podoba mi się otaczająca to przedsięwzięcie propaganda, do której zaliczam zarówno ową okropną reklamówkę, jak i gadki o "ekonomii społecznej". Zalatuje mi to mydleniem oczu.


ja tam nie wiem. moze i tak jest. zakładam po prostu, że takie są wskazania rynkowe żeby to wszystko odpowiednio nagłośnić.

rytr napisał(a):I co - miałaś komisa z szydełkowania?

Nie. Postawiłam pania z ZPT, biologii i matematyki, które postulowały moje pozostanie na drugi rok przed faktem dokonanym. Przed zamknieciem klasyfikacji w jednym zliceów był nabór do klasy autorskiej. Zdawalo się egzaminy na początku maja, a osoby które zdały miały po zakonczeniu roku doniesc swiadectwo. No i zdałam;)
Panie z podstawowki były bardzo wsciekłe. Z ZPT musiałam przedstawić trzy dowolne prace w technikach: szydełkowanie, haft, szycie maszynowe i jeden rysunek techniczny na zadany temat. Nagle się okazało, że choć niewiele odbieały od poprzednich wytworów to moge dostac za nie "mierny" i ogólnie na koniec też dostałam mierny:)
Z biologii musiałam zaliczyć w dwóch podejsciach cały semestr, z matematyki tak samo. Udało się. Dostałam mierne i z ulga pozegnałam podstawówke;)))

Mówiąc poważnie, zastanawia mnie stosunek nauczycieli do Ciebie. Mnie z przedmiotów typu ZPT, plastyka czy WF podciągano stopnie, aby "nie psuć świadectwa dobremu uczniowi".

Nie byłam dobrym uczniem. Miałam piątki i szóstki z polskiego. A reszta słabo, choc nie było prawie przedmiotu z którego nie byłabym na jakims etapie nauki najlepsza w klasie (takie sobie robiłam założenia: w tym semestrze matematyka... Zeby sobie udowodnic, ze nie jestem debilem, tak jak to probowali mi wmawiac).
Poza tym byłam "niegrzeczna i arogancka" i... "zle się patrzyłam" (!) i byłam "konfliktowa" (w kontaktach rówieśniczych) i "aspołeczna" (brak kolegów i koleżanek). Wystarczyło.

Nikt z mojej klasy - ani w podstawówce, ani w liceum - nie został na drugi rok. Zagrożonych zawsze jakoś wyciągano.

Ja byłam "zagrożona" co rok od 4 klasy podstawówki. Z róznych przedmiotów. Nigdy nie zostałam, dawałam sobie z nimi rade, ale nikt tez mnie nie "wyciagał". To była walka. Dopiero w 3 klasie LO pomagała mi wychowawczyni i zastepca dyrektora w uregulowaniu mojej szkolnej sytuacji. Za co im byłam po czasie z resztą bardzo wdzięczna, bo wtedy już ocierałam sie o "wylot" ze szkoły (pracowałam z resztą na to bez zahamowań, aczkolwiek tez miało to swoje powody).

Post przez rytr » Pn, 2 kwi 2007, 11:09

hari napisał(a):no jest akurat na odwrot :]
mozliwe, mi akurat byc sie zdayzlo obureczną i przy tym praktycznie stron nie odrozniam ;)
No, to jest właśnie związane z nieprawidłowo wykształconą lateralizacją. Tez mam nie do konca ustaloną w obrebie rąk, choć z niewielką przewagą ręki prawej (wiadomo, edukacja stawiała na "prawo") lecz wiele rzeczy robie typowo dla osób leworecznych, wiec nie mam ustalenia. Poza tym mam skrzyżowaną - oko ewidentnie lewe, ucho lewe, noga prawa.


rytr napisał(a):Mało znam osób z asd (stwierdzonym) ale mam takie same doswiaczenia. Czyli moja teoria sie potwierdza mimo wszystko :>

Mysle, że to co napisales o dominujących polkulach jest ogólnie zgodne z wieloma badaniami na temat funkcjonowania osób z ASD.

Post przez rytr » Pn, 2 kwi 2007, 11:05

Pracownia, myślę, jest fajnym początkiem. Ale jeszcze fajniej by było, gdyby ludzie autystyczni mogli pracować też przy czymś 'większym i poważniejszym', niż firmowe upominki czy 'pierdołki' do tzw. galerii

powiem Ci, że tez tak myslałam, kiedy obserwowałam ich przygotowania do pracy. No, ale faktem jest, że poki co tyle chyba mogli. Wiem, że mają plany rozwoju no i dobrze. Oby to wypaliło i mogli się faktycznie rozwijać.
Z tymi kaflami fajny pomysł.

ale projekt można 'odpalić' równolegle. [znowu się idealista odezwał...]

W sumie pewnie, gdyby mogli cos wiekszego odpalic, to przy ich ogólnym rozmachu chyba by zrobili.. Równolegle w ramach tego programu właczania społęcznego osób z autyzmem prowadzą tez zmasowaną edukację specjalistów w kraju, żeby powstawało jak najwięcej osrodków róznego typu dla ludzi z autyzmem. No i to daje tez fajne efekty. Powstaje nowy osrodek w Zielonej GOrze, we Wrocławiu takze Przedsiębiorstwo dla dorosłych, nasza poradnia, w Olsztynie klasy przysposabiające do pracy. Zobaczymy, niech to się wszystko rozwija....

Post przez magic » Pn, 2 kwi 2007, 07:56

rytr napisał(a):A wogóle to chce powiedziec, że sie bardzo głupio czuje odnosnie tej dyskusji o Pracowni. Zeby nie było - nieczego nie promuje, po prostu podoba mi sie ta idea i juz.

Mnie też się podoba i wcale jej nie krytykuję. Nie mogę jednak powiedzieć, że podoba mi się otaczająca to przedsięwzięcie propaganda, do której zaliczam zarówno ową okropną reklamówkę, jak i gadki o "ekonomii społecznej". Zalatuje mi to mydleniem oczu.

rytr napisał(a):W 8 klasie podstawówki byłam poważnie "zagrożona" z ZPT był to jeden z przedmiotów, przez które miałam "zostac na drugi rok" w ostatniej klasie podstawówki (!).

I co - miałaś komisa z szydełkowania? :lol:

Mówiąc poważnie, zastanawia mnie stosunek nauczycieli do Ciebie. Mnie z przedmiotów typu ZPT, plastyka czy WF podciągano stopnie, aby "nie psuć świadectwa dobremu uczniowi". Nikt z mojej klasy - ani w podstawówce, ani w liceum - nie został na drugi rok. Zagrożonych zawsze jakoś wyciągano.

Post przez daze » N, 1 kwi 2007, 21:58

hari napisał(a):no jest akurat na odwrot :]
mozliwe, mi akurat byc sie zdayzlo obureczną i przy tym praktycznie stron nie odrozniam :wink:
[chociaz w sumie to w ogóle jakichś symetrycznych pojęc w stylu czarny/biały, dobry/zły itp. wole żeby były oderwane od siebie bo mi się mylą między sobą - nie mam pojęcia z czego to sie bierze]

rytr napisał(a):Ale z empirii - znacznie wiecej niż "wogóle" spotykam wsród ludzi z ASD (wogóle, nie tylko ZA) osób leworecznych.
Mało znam osób z asd (stwierdzonym) ale mam takie same doswiaczenia. Czyli moja teoria sie potwierdza mimo wszystko :>

Post przez Ygramul » N, 1 kwi 2007, 21:07

zAgatka napisał(a):To miałam na myśli - wprawdzie nie umiem na niczym grać, ale słuch mam. W typowych np. rockowych utworach partie perkusji potrafią całą zwrotkę się nie zmienić aż do przejścia w refren [i jedynie samo przejście brzmi na bardziej technicznie skomplikowane, bo refren jedzie inny ale podobnie jednostajny rytm]. To miałam na myśli pisząc o perkusji w kontekście powtarzających się czynności. :) Bardziej ambitne zespoły [czy bardziej ambitni perkusiści] mają o wiele 'gorzej' ... i nie rozumiem dlaczego wśród muzyków panuje opinia [podobno], że perkusiści nie są 'najostrzejszymi strzałami w kołczanie'. Moim zdaniem jeśli ktoś potrafi zwracać uwagę na tyle rzeczy jednocześnie, nie pogubić się i jeszcze wiedzieć jak się nazywa przy tym wszystkim :wink:, to to nie jest głupi człowiek.


Wszystko zależy jakiej muzyki słuchasz. W typowych piosenkach także gitara i wokal smędzą w kółko to samo. Są jednak utwory, w których partia perkusji stanowi arcydzieło samo w sobie, nawet po wypreparowaniu. Muzyka alternatywna, szczególnie niemiecka, bo Niemcy śmielej mieszają różne style, a perkusja nie służy im tylko do tego, żeby cykać w tle, ale stanowi równoprawny instrument. Taki rytm układa się w fantastyczne wzory, a rozgryzanie i opanowywanie go jest fascynujące. Ja w każdym razie mam teraz tak, że nie bardzo mogę myśleć o czymś innym. :)

Co do domniemanej głupoty perkusistów, to obserwowałam wielu z nich i chyba wiem skąd wziął się ten stereotyp. Po pierwsze, w czasie gry perkusista musi być cały czas skupiony, żeby nie zgubić rytmu, czy aktualnego momentu utworu. Do tego w czasie koncertu nie ma za bardzo szans nawiązania kontaktu z publicznością czy innymi członkami zespołu. Przez to wszystko wydaje sie być bardziej oderwany od rzeczywistości. Poza tym zauważyłam, że prywatnie są to ludzie bardziej spontaniczni, weseli i jakby dziecinni niż inni muzycy. Po sobie zauważyłam, że walenie w bębny wyzwala bardzo dużo takiej pozytywnej energii. Tylko, że ja już jestem oderwana i dziecinna, więc nie muszę sie obawiać o swój wizerunek. :lol:

Czytałam gdzieś nawet, że w Polsce firmy kateringowe organizują coraz bardziej popularne w środowisku yuppieszonów spotkania integracyjne z perkusją. Zauważono, że po krótkiej chwili sztywni panowie biznesmeni ściągają marynarki i krawaty i walą radośnie w bębny jak dzieci. :D

Post przez zAgatka » N, 1 kwi 2007, 18:54

Kiedy mówiłam o czynnościach taśmowych niemiałam na myśli pracy przy taśmie, tylko wykonywanie pewnych czynności przez określony czas w kółko. Taka produkcja stickerów na przykład - tylko się przekłada różne blaszki. Ja bym 'dopłynęła myślami' w pewnym momencie i efekt był by taki, że by sticker miał 2 agrafki albo coś....

Ygramul:
Co do perkusji, to grania na niej nie nazwałabym czynnością rutynową. (...) Trudniej jest mi się skupić przy podstawowych ćwiczeniach i, np. po 2 min jednostajnego, powtarzalnego rytmu myśli mi odpływają i nagle wszystko się rozlatuje. Poza tym jednostajne uderzanie wprowadza mnie w trans i dosłownie zasypiam przy instrumencie.


To miałam na myśli - wprawdzie nie umiem na niczym grać, ale słuch mam. W typowych np. rockowych utworach partie perkusji potrafią całą zwrotkę się nie zmienić aż do przejścia w refren [i jedynie samo przejście brzmi na bardziej technicznie skomplikowane, bo refren jedzie inny ale podobnie jednostajny rytm]. To miałam na myśli pisząc o perkusji w kontekście powtarzających się czynności. :) Bardziej ambitne zespoły [czy bardziej ambitni perkusiści] mają o wiele 'gorzej' ... i nie rozumiem dlaczego wśród muzyków panuje opinia [podobno], że perkusiści nie są 'najostrzejszymi strzałami w kołczanie'. Moim zdaniem jeśli ktoś potrafi zwracać uwagę na tyle rzeczy jednocześnie, nie pogubić się i jeszcze wiedzieć jak się nazywa przy tym wszystkim :wink:, to to nie jest głupi człowiek.

Pracownia, myślę, jest fajnym początkiem. Ale jeszcze fajniej by było, gdyby ludzie autystyczni mogli pracować też przy czymś 'większym i poważniejszym', niż firmowe upominki czy 'pierdołki' do tzw. galerii [albo gdyby to wykonywali w niekonwencjonalnych technikach - a do tego potrzeba przeważnie nieco więcej środków finansowych i osób, które by takie techniki znały i nauczyły - żeby to się jakoś przebiło spod tej okropnej szmiry... choć są tacy, co takie zbieracze kurzu lubią]. Np. mogą zupełnie spokojnie produkować ręcznie robione i projektowane kafle ceramiczne do wnętrz i sprzedawać z pominięciem pośredników w rodzaju salonów sprzedaży [bo najczęściej to są przedstawicielstwa jednej firmy] lub bycia podwykonawcą [choć można też wynegocjować dość korzysytne warunki finansowe mimo konkurencji z np. Turcją]. Naturalnie, to wymaga więcej czasu dla ugruntowania pozycji na rynku i wypracowania jakości, niż w przypadku stickerów i podobnych ... ale projekt można 'odpalić' równolegle. [znowu się idealista odezwał...]

Post przez hari » N, 1 kwi 2007, 15:09

daze napisał(a):
A co do oburecznosc i recznosci ogólnie. Ciekawi mnie, jakoręczni sa aspie? Slyszalam ze praworeczni patrza bardziej na calosc, a leworeczni skupiaja sie na detalach... to takie szparagowe :wink:


no jest akurat na odwrot :] prawa polkula kontroluje lewa polowe ciala i vice versa - u osob praworecznych dominuje lewa czesc mozgu , tak ktora jest odpowiedzialna za postrzeganie detali, logiczne myslenie.

Zabawnie sie robi gdy spojrzymy jakie efekty powoduje uszkodzenie prawej polkuli w wyniku np udaru (za http://www.asha.org/public/speech/disorders/right_brain.htm)

* Attention
* Memory
* Organization
* Reasoning
* Problem-solving
* Orientation
* Left-side neglect
* Social judgment/pragmatics

a dalej w tekscie mozemy przeczytac takie zdania jak

"Organization problems include being able to correctly sequence events when telling a story or giving directions or maintaining a topic while conversing with others" czy "Reasoning may also be impaired and the person may not be able to interpret abstract language, such as metaphors, or respond to humor appropriately."

Jak dla mnie zbyt duzo przypomina charakterystyke AS by mozna by ignorowac ten trop - caly czas zadaje sobie pytanie co sie by stalo gdyby jakim magicznym sposobem poprawic funkcjonowanie prawej czesci mozgownicy, czy pojawilo by sie widzenie swiata tak jak to czynia NT :) ?

Inny trop niejako to potwierdzajacy to oczywscie teoria ekstremalnego meskiego mozgu 8), jak wiadomo mezczyzni glownie posluguja sie wlasnie lewa, a kobiety prawa - i prosze mi tutaj nie imputowac seksizmu :wink: mam
na mysli stereotypowe postrzeganie sprawy.

rytr napisał(a):A perkusja to obłęd - koordynacja i wogóle. Dla mnie jak cos "nie z tej ziemi", że ktos tak potrafi!

Tez sie zastanawiam jak to mozna opanowac , wielokrotnie probowalem nauczyc sie grac chocby prymitywne umpa-umpa na 4/4 bez efektu :), zreszta w muzyce najwieksze problemy mam z trzymaniem rownego rytmu - zespol przewaznie musi mnie gonic :)

rytr napisał(a):Podziwiam wszystkich, ktorzy psoługuja sie sprawnie narzedziami jakimikolwiek, nawet igłą i nitka;)

Taa ZPT byl fajny, najlepiej mi szlo robienie salatek i szydelkowanie :] Chyba to ten brak koordynacji powodowal ze gdy bralem do sklejania modelu samolotu to przewaznie wiecej kleju bylo na palacach czy stole , no ale pare udalo mi sie zlozyc, tyle ze wygladaly zdecdowanie gorzej niz kolegow :) Lutownica- a z koniecznosci sie nauczylem i nawet mam satysfakcje ze potrafie to w miare dobrze zrobic o ile druciki nie sa zbyt cienkie :] - pamietam iz na poczatku starsznie mnie irytowalo jak mi nie wychodzilo i lut ladowal nie tam gdzie trzeba - gdy sie uspokajalem robota szla sprawniej. Zastanawia mnie jedna rzecz, sa przeciez aspie ktorzy poswiecaja zycie na dlubanie sie w elektronice, czyli wynika iz AS nie warunkuje totalnego braku zdolnosci technicznych (gdy raz w zyciu wzialem sie naprawe wzmacniacza gitarowego, to skonczylo sie oczywiscie podpieciem wlasnej osoby pod 220 V :] )

Post przez rytr » N, 1 kwi 2007, 14:45

A wogóle to chce powiedziec, że sie bardzo głupio czuje odnosnie tej dyskusji o Pracowni. Zeby nie było - nieczego nie promuje, po prostu podoba mi sie ta idea i juz. Ogladałam filmy o takch przedsiebiorstwach za granica. I stwierdziłam, ze to fajne. A oni cos takiego chca zrobic i wiem, ze dołoża wszelkich staran, zeby to było dobrze zrobione z zachowaniem itotnych standardów. I dlatego popieram i szanuje te akcje.
Alternatywa w Polsce (a w zasadznie nie alternatywa, bo takich przedsiebiorstw jest w Polsce w sumie dwa, wiec wielu podopiecznych nie maja) sa domy pomocy społecznej. Nie wiem, czy ktokolwiek z Was kiedys w takim domu był. Ja byłam w kilku - dla dzieci i młodziezy i dla dorosłych też. To jest koszmar jak z najgorszych snów. To sa doświadczenia, których nie zapomne do konca życia. I wszystko, co pozwoli stworzyc SENSOWNA alternatywe dla tych okropnych miejsc jest moim zdaniem warte poparcia. Niezaleznie od tego, jak moze niedoskonala jest ta reklama.

Góra