przez Witek034 » So, 17 kwi 2021, 15:30
Chyba my jako aspijczycy wiemy to najlepiej, że im bardziej jest się sobą i im bardziej jest się szczerym do bólu, tym jest to gorzej widziane. Ja pamiętam, jak w 2000 roku po raz pierwszy zainteresowałem się polityką w czasie wyborów prezydenckich. Towarzyszyły tym wyborom duże emocje, nie to co dziś (wiecznie PiS-PO-PiS-PO-PiS-PO-PiS-PO.... i tylko o nich), bo wszystkich 12 kandydatów było prawie na równi pokazywanych w TV. Było mnóstwo debat, wydarzeń, festynów, prawyborów, spotów wyborcze pełnych znanych przebojów muzycznych, wszyscy ludzie w kraju tym żyli. I pierwsze co zwróciło moją uwagę, to to, że im bardziej konkretny, wyrazisty kandydat o jakichś własnych pomysłach na to, jak można coś lepiej rozwiązać, im bardziej ciekawa i oryginalna osobowość, tym miał niższe poparcie. A im większe "ciepłe kluchy", im więcej tzw. lania wody, tym wyższe poparcie (Kwaśniewski, Olechowski, Krzaklewski) - ich słowa zlewały się tak naprawdę w jedną, wielką "nicość". Jak ich słuchałem, to kompletnie nie wiedziałem po co oni kandydują. Wydawało mi się, że kandydat powinien mieć jakąś wizję zmian, bo po co startować, gdy się nie chce zmian? I o ile wśród np. swoich znajomych nie mam nic przeciwko osobom spokojnym, zrównoważonym, nawet takich sobie częściej wybieram na znajomych, to jednak polityk powinien mieć wg mnie cechy przywódcze. Powinien mieć "jaja", charyzmę, odwagę, determinację, musi umieć się postawić (czy to np. strajkującym, czy zagranicznej presji), no a w d***kracji trzeba się dostosować do tzw. ciemnej masy, podlizywać ludziom i mówić to, co jest lubiane i co nie wzbudzi kontrowersji. Już wolę chyba nawet takich wyrazistych lewicowców (Palikot) niż te wszystkie tzw. Maliniaki z "40-latka".
Chyba my jako aspijczycy wiemy to najlepiej, że im bardziej jest się sobą i im bardziej jest się szczerym do bólu, tym jest to gorzej widziane. Ja pamiętam, jak w 2000 roku po raz pierwszy zainteresowałem się polityką w czasie wyborów prezydenckich. Towarzyszyły tym wyborom duże emocje, nie to co dziś (wiecznie PiS-PO-PiS-PO-PiS-PO-PiS-PO.... i tylko o nich), bo wszystkich 12 kandydatów było prawie na równi pokazywanych w TV. Było mnóstwo debat, wydarzeń, festynów, prawyborów, spotów wyborcze pełnych znanych przebojów muzycznych, wszyscy ludzie w kraju tym żyli. I pierwsze co zwróciło moją uwagę, to to, że im bardziej konkretny, wyrazisty kandydat o jakichś własnych pomysłach na to, jak można coś lepiej rozwiązać, im bardziej ciekawa i oryginalna osobowość, tym miał niższe poparcie. A im większe "ciepłe kluchy", im więcej tzw. lania wody, tym wyższe poparcie (Kwaśniewski, Olechowski, Krzaklewski) - ich słowa zlewały się tak naprawdę w jedną, wielką "nicość". Jak ich słuchałem, to kompletnie nie wiedziałem po co oni kandydują. Wydawało mi się, że kandydat powinien mieć jakąś wizję zmian, bo po co startować, gdy się nie chce zmian? I o ile wśród np. swoich znajomych nie mam nic przeciwko osobom spokojnym, zrównoważonym, nawet takich sobie częściej wybieram na znajomych, to jednak polityk powinien mieć wg mnie cechy przywódcze. Powinien mieć "jaja", charyzmę, odwagę, determinację, musi umieć się postawić (czy to np. strajkującym, czy zagranicznej presji), no a w d***kracji trzeba się dostosować do tzw. ciemnej masy, podlizywać ludziom i mówić to, co jest lubiane i co nie wzbudzi kontrowersji. Już wolę chyba nawet takich wyrazistych lewicowców (Palikot) niż te wszystkie tzw. Maliniaki z "40-latka".